Nie lubię muzyki Doroty Rabczewskiej. Muszę przyznać szczerze, że żaden, absolutnie żaden utwór z repertuaru blondwłosej wokalistki nie wpadł mi w ucho. Jest jednak coś, za co zaczynam darzyć Dodę coraz większym szacunkiem.
W ostatnich dniach media plotkarskie obiegła sensacyjnie brzmiąca wieść, że królowa polskich celebrytek - Doda, spodziewa się dziecka. Świadczyć o tym miały wiele sugerujące wpisy na Facebooku piosenkarki. "Od niedawna bije we mnie drugie serce" - głosił jeden z nich. Dziś wydało się, że "ciążowe" wpisy są częścią akcji e-Serce w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Taki sposób medialnej działalności rodzimej gwiazdy, łączącej dość trywialne chwyty z poważnym i wartościowym drugim dnem, bardzo mi się podoba. Dlaczego? Bo ma niewiarygodną moc przebicia, podobnie jak szalenie popularny ostatnio viral z Ryśkiem z "Klanu".
Choć dzisiejsza, niemal stuprocentowa rozpoznawalność Dody w społeczeństwie była zdobywana na najgłupsze możliwe sposoby, nierzadko za pomocą tanich, tabloidowych chwytów i skandalików, to sposób kapitalizacji medialnej mocy Doroty Rabczewskiej w ostatnim czasie zasługuje na szacunek.
To właśnie dzięki Rabczewskiej, ówczesnej partnerce chorującego na białaczkę Adama "Nergala" Darskiego, znacznie zwiększyła się świadomość naszego społeczeństwa, że oddawanie szpiku nie grozi poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi, a liczba dawców znacznie wzrosła.
Doda angażuje się także ostatnio w coraz głośniejszą debatę na temat wprowadzenia do Polski żywności genetycznie modyfikowanej - GMO.
Nie kupuję żartów głoszących że, cytuję "sama modyfikowała swoje silikonowe cycki", chce zwiększyć sprzedaż płyt, powinna zostawić to ekspertom. itd. Dla mnie ważne jest, że dzięki kapitałowi własnej popularności potrafi zwrócić uwagę społeczeństwa, które w znacznej mierze nie czytuje gazet - na bardzo poważny, wymagający debaty problem.
Może właśnie dzięki zaangażowaniu autorki (hmm) przeboju "Dżaga", 20-letni Adrian z Bytomia, 18-letnia Samanta z Białegostoku i 45-letnia Grażyna z Wąchocka, dowiedzą się o tym, że istnieje coś takiego, jak żywność genetycznie modyfikowana.
Z pewnością wielu po przeczytaniu tego tekstu parsknie mi w twarz śmiechem mówiąc: "My tu o ideach, a to wszystko ocieplanie własnego wizerunku przez tracącą popularność gwiazdkę."
Odpowiem wtedy - nie bądźmy do krzty sarkastyczni. Ujrzyjmy, że szklanka jest też do połowy pełna.