Do rozdania Oscarów został jeszcze miesiąc, ale już dzisiaj możemy z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć przebieg ceremonii. Swoje nagrody wręczyły już najważniejsze związki twórców: aktorów, producentów, reżyserów i scenarzystów. Nagrody Gildii Aktorów zostały omówione w poprzedniej notce. Dzisiaj zajmiemy się trzema pozostałymi.
wielbiciel kina, zwłaszcza tego made in Hollywood.
Ze wszystkich nagród związkowych nagroda scenarzystów wzbudza we mnie coś w rodzaju sympatii. Jeśli spojrzymy na listę nominowanych do nagrody WGA (Writers Guild of America) z jakiegokolwiek roku, zauważymy na nich pozycje, które były pomijane nie tylko przy Oscarach, ale i innych nagrodach. Jest to zatem dobra wskazówka do określenia, jakie filmy zostały pominięte przy nominacjach do nagród Akademii, choćby dlatego, że były to produkcje niezależne lub miały o wiele niższe fundusze na promocję. W tym roku nominacje w kategorii „scenariusz oryginalny” były identyczne z nominacjami do Oscarów. W kategorii scenariusz adaptowany znalazły się dwa filmy, które nie dostały nominacji do Oscara w tej samej kategorii: „Sierpień w hrabstwie Osage” i „Ocalony” (nie ma „Zniewolonego” i „Tajemnicy Philomeny”).
Za scenariusz oryginalny nagrodzono Spike’a Jonze’a za film „Ona”. Wybór ten w ogóle nie dziwi. Jest to najczęściej nagradzany w tym roku scenariusz. Nagroda WGA wygląda zatem na kolejny, po Złotym Globie, przystanek w drodze do Oscara. Myślę, że gdyby Jonze, twórca utalentowany i nieco ekscentryczny, dostał Oscara za ten film, pokonując "Nebraskę", "American Hustle", "Blue Jasmine" czy "Witaj w klubie", to nie będzie to jakaś rażąca niesprawiedliwość zarówno pod względem artystycznym, jak i czysto ludzkim.
Za scenariusz adaptowany nagrodzono Billy’ego Raya za „Kapitana Phillipsa”. Jest to pewne zaskoczenie, ponieważ do tej pory film ten traktowany był trochę jak basista w zespole rockowym: ludzie klepią go po plecach, mówią „stary, masz niezłą kapelę”, a wszystkie dziewczyny i tak lecą na wokalistę i gitarzystę. Co więcej, na nominację do nagrody scenarzystów nie załapał się John Ridley za „Zniewolonego”, film, który wydaje się „wskazany na sukces”. W dotychczasowych edycjach nagród WGA najczęściej zdarzało się, że z dwóch nagrodzonych filmów tylko jeden dostawał później Oscara. W tym roku bezdyskusyjnym faworytem jest „Ona” Spike’a Jonze’a. Oscar za scenariusz adaptowany pozostaje natomiast zagadką i jest to jedna z niewielu rzeczy, która może uczynić najbliższe rozdanie choć odrobinę emocjonującą.
Zbliżającej się edycji Oscarów ciekawszą z pewnością nie uczyni nagroda Gildii Reżyserów. Jest ona rozdawana od 1948 roku. Przez ten czas tylko osiem razy reżyserzy różnili się swoim werdyktem z Akademią. Ostatni raz rok temu, kiedy nagrodzono Bena Afflecka za „Argo”. Affleck nie dostał nawet nominacji do Oscara za reżyserię, zgarnął za to statuetkę jako jeden z trzech producentów tego filmu. Jeszcze wcześniej taka sytuacja miała miejsce w 2002 roku, kiedy DGA uznało najlepszym reżyserem Roba Marshalla za „Chicago”, a Akademia nagrodziła Romana Polańskiego za „Pianistę”. Tak więc rozjazd między DGA a Akademią zdarza się rzadko. W tym roku Gildia Reżyserów uznała za najlepszego Alfonso Cuarona za „Grawitację”. Cuaron jest najczęściej nagradzanym reżyserem w tym roku i, podobnie jak w przypadku Jonze’a, nagroda Gildii wydaje się być kolejnym etapem drogi, na końcu której znajduje się mały złoty facecik.
Reżyserzy okazali się nudni, scenarzyści zapewnili śledzącym Oscarowy wyścig troszkę emocji, ale producenci ich w tym przebili. Od 1989 roku werdykty PGA sześć razy odbiegały od werdyktów Akademii. Ostatni raz stało się to w 2006 roku, kiedy najlepszym filmem producenci ogłosili „Małą Miss”, a Oscara za najlepszy film otrzymała „Infiltracja” (co nie dziwi, widocznie Akademia poczuła się w obowiązku nagrodzić w końcu film Martina Scorsese, zaś producenci nagrodzili go już wcześniej za "Aviatora", uznali więc, że swój "obowiązek" spełnili).
W tym roku Gildia Producentów ogłosiła dwa najlepsze filmy – „Zniewolony” i „Grawitacja”.
Taki wynik głosowania nieco urozmaica Oscarową rywalizację. Nagrodę może dostać „Zniewolony”, po stronie którego jest Złoty Glob za najlepszy dramat, ogólny buzz wokół tego filmu, jak również fakt, że reżyser Steve McQueen (Steve, a nie Steven – co za wyzwanie rzucone legendzie!) jest Murzynem, co sprawia, że nad Akademią ciąży niewypowiedziane oczekiwanie, by nagrodzić w końcu jakiegoś czarnoskórego reżysera. Ale zwycięzcą może też być „Grawitacja”, na rzecz której działają wyniki oglądalności, najważniejsze nagrody dla reżysera (Złoty Glob i nagroda reżyserów), większa liczba nominacji (to zawsze zwiększa prawdopodobieństwo) oraz fakt, że Alfonso Cuaron jest Latynosem (dokładniej Meksykaninem), a więc przedstawicielem kolejnej, ważnej w amerykańskim społeczeństwie mniejszości.
Oczywiście może zdarzyć się, że nagrodę dla najlepszego filmu zdobędzie ktoś z pozostałej siódemki. Wprawdzie mam niejasne przeczucie, że tryumfatorem gali zostanie „Grawitacja”, to jednak wszelkie niespodzianki powitam z otwartymi ramionami.
PS. Rozdano też nagrody stowarzyszenia amerykańskich autorów zdjęć. Zwycięzcą został Emmanuel Lubezki za "Grawitację".