Rok 1968 był bardzo ważny w historii Europy. W Polsce to wydarzenia marcowe, których uczestnicy stali się później elitą Polski (najbardziej znanym studentem był Adam Michnik). W Europie to przede wszystkim Paryż i zamieszki studenckie, których prowodyrzy utrzymywali, że wzorem dla nich są polscy dysydenci (poproszony w sądzie o nazwisko herszt „zrewoltowanych” studentów, Daniel Cohn-Bendit, z dumą powiedział „nazywam się Kuroń-Modzelewski”). Różnica polegała na tym, że Kuroń i Modzelewski stawili czoło totalitarnemu systemowi, a Daniel Cohn-Bendit próbował spalić Paryż, zły, że nie może z kumplami chodzić na seks do żeńskich akademików.
wielbiciel kina, zwłaszcza tego made in Hollywood.
A jak zapisał się rok 1968 w historii nagród Akademii? W wyścigu Oscarowym udział wzięły filmy:
„Rachelo, Rachelo” Paula Newmana o małomiasteczkowej nauczycielce, starej pannie, której kobiecość budzi się pod wpływem napotkanego mężczyzny.
„Lew w zimie” Anthony’ego Harveya, dramat kostiumowy o dworskich intrygach wokół objęcia tronu po królu Henryku II. Był to faworyt tamtego roku, zarówno z powodu nagród (nagroda Gildii Reżyserów, Złoty Glob dla najlepszego dramatu), jak i ze względu na tematykę i kraj pochodzenia – w latach 60. modne wśród akademików było kino brytyjskie i filmy osadzone w realiach średniowiecza.
„Romeo i Julia” Franco Zeffirellego:
„Zabawna dziewczyna” Williama Wylera o życiu żydowskiej komediantki Fanny Brice, (grająca ją Barbara Streisand dostała Oscara, statuetkę w tej samej kategorii dostała Katharine Hepburn za "Lwa w zimie"):
Natomiast najlepszym filmem roku 1968 został „Oliver!” Sir Carrolla Reeda. „Oliver Twist” Karola Dickensa przerobiony na musical, a więc znów dogodzenie panującym modom, bo i gatunek właściwy (w latach 60. cztery musicale zdobyły Oscara dla najlepszego filmu), i film brytyjski:
Nie są to złe filmy. Sęk w tym, że Akademia pominęła szereg filmów lepszych, które na trwałe zapisały się w historii światowego kina.
"Bullittowi" Petera Yatesa wystarczyło tak naprawdę tylko dziesięć minut, aby przejść do historii.
Powyższa scena przyniosła filmowi Oscara za montaż i nominację za dźwięk, jednak sam film, a także reżyser, odtwórca tytułowej roli Steve McQueen, Robert Vaughn grający cynicznego polityka oraz kompozytor Lalo Schifrin musieli obejść się smakiem.
Nieco lepiej powiodło się „Planecie Małp” Franklina J. Schaffnera. Film dostał dwie nominacje, za scenografię i za muzykę Jerry’ego Goldsmitha, a także, z braku tej kategorii, honorowego Oscara za charakteryzację (statuetka powędrowała do Johna Chambersa, który, jak wiemy z „Operacji Argo”, pracował nie tylko dla Hollywood). Bez nominacji został film, reżyseria, scenariusz, a także cudownie patetyczny Charlton Heston:
Pierwszy horror satanistyczny z prawdziwego zdarzenia, „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego, dostał nominację za scenariusz oraz Oscara dla Ruth Gordon, weteranki zarówno aktorskiej, jak i pisarskiej (razem z mężem, Garsonem Kaninem, napisała np. „Żebro Adama”). Akademia nominowała Polańskiego za scenariusz, zignorowała jednak jego pracę reżyserską. Uznania nie doczekała się ani Mia Farrow jako tytułowa Rosemary, ani John Cassavetes jako jej spiskujący z satanistami mąż, ani zdjęcia Williama Frakera, ani nawet muzyka Krzysztofa Komedy.
Podczas ceremonii nagrodzenia filmów powstałych w roku 1968 Stanley Kubrick otrzymał swojego jedynego Oscara: za efekty specjalne do „2001: Odysei kosmicznej”.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że jest to film przełomowy, wystarczy go obejrzeć i porównać z jakimkolwiek filmem science-fiction z tamtego okresu. Gdyby nie „Odyseja”, nie byłoby „Gwiezdnych wojen”, a publiczność jeszcze przez długi czas ekscytowałaby się papierowymi talerzami na sznurkach. Kubrick pokazał, że można robić kino fantastyczno-naukowe na najwyższym artystycznym poziomie i zadawać za jego pośrednictwem fundamentalne pytania dotyczące ludzkości. Akademicy docenili tę próbę: oprócz Oscara za efekty specjalne, film dostał nominacje za reżyserię, scenariusz i scenografię. Montaż, dźwięk oraz zdjęcia autorstwa Geoffreya Unswortha nie doczekały się nominacji. Sam film również. Wizjonerskie dzieło Kubricka odpadło w przedbiegach z hollywoodzką konwencją.
Oczywiście było wiele edycji nagrody, kiedy nagrodzono filmy nie wnoszące absolutnie niczego do historii kina. Ale chyba tylko w roku 1968 ta niesprawiedliwość osiągnęła aż takie rozmiary.