Swoją przygodę z The Velvet Underground, prekursorską formacją alternatywną w historii rocka, rozpocząłem od lektury obszernej wkładki w jedynym wówczas piśmie rockowym w Polsce. Było to dekady temu. Oprócz podstawowych informacji o kapeli oraz mnogiej ilości recenzenckich gwiazdek przy albumie z bananem made in Andy Warhol na okładce, zapamiętałem tytuł publikacji, a brzmiał on „Przypadek van Gogha”. Na początku pomyślałem, że ma to związek z papieżem pop-artu, jednak z treści dowiedziałem się, że chodziło o symboliczne porównanie skali dystrybucji dzieł. Wszystko mi opadło kiedy doczytałem, że Vincent van Gogh sprzedał za życia tylko jeden obraz…
Twój Vincent | reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman | 2017
Jeden z największych impresjonistów, którego portrety, autoportrety, a zwłaszcza słoneczniki są wyryte w naszej świadomości, a milionerzy chętnie oddają miliony za jego niewielkich rozmiarów dzieła, na przestrzeni wieloletniej i bardzo owocnej pracy twórczej sprzedał, pewnie za małe pieniądze, tylko jeden z nich…
Kiedy dotarła do mnie informacja, że powstaje hołd dla malarza w formie animowanych obrazów olejnych byłem bardzo zaskoczony, zwłaszcza tym, że znaleźli się desperaci, którzy podjęli się tak ogromnego wysiłku, ale także szczęśliwy, bo artysta, który w wymiarze materialnym nie otrzymał za swoją twórczość praktycznie nic, będzie adresatem jednego z najpiękniejszych hołdów w historii kina i malarstwa.
Film to mozaika przeniesionych na ekran obrazów mistrza, które ożyły, żeby opowiedzieć nam historię jego życia. Osią akcji jest zagadka śmierci malarza, ale bohaterowie płócien opowiadają nam o kolejnych latach dzieciństwa, młodości, pracy twórczej, która rozpoczęła się dosyć późno, i równie tragicznego co zagadkowego kresu życia artysty.
Fabuła siłą rzeczy nie jest wielowarstwowa, nie ma w filmie oczywiście dużej ilości plenerów. Jest kameralnie, bo miejsca, pejzaże, postaci i bardzo intensywne kolory są głównie z obrazów malarza. Jedynym wyjątkiem są czarno-białe retrospekcje. Jednak mimo braku pastelowych kolorów ich kreska jest dokładniejsza, bardziej fotograficzna, jakby wspomnienia w naszej głowie były intensywniej i pewniej narysowane niż czas aktualny, który odzwierciedlają wielobarwne obrazy pozbawione ostrości, światłocienia oraz innych elementów zbliżających je do rzeczywistości. I to jest niewątpliwy walor tego filmu.
Ogromny wysiłek malarzy, którzy stworzyli własnoręcznie dziesiątki tysięcy obrazów na potrzeby filmu, widać zwłaszcza w momentach, kiedy dzieła znane nam wszystkim nagle ożywają i lampy zaczynają świecić, budynki rosną lub maleją, a ludzie mówią i poruszają się. Najlepszymi przykładami takiego ożywienia są obrazy „Portret doktora Gacheta” czy „Kościół w Auvers”. Najpiękniejszym momentem w filmie, nie pochodzącym bezpośrednio z dzieł mistrza, jest odbicie twarzy głównego bohatera w szybie pociągu. Bardzo chciałbym mieć taki obraz na swojej ścianie, może twórcy zrobią aukcję tych dzieł :)
Z przepięknego, pastelowego i jedynego w swoim rodzaju obrazu przebija jednak coś zupełnie niemalarskiego, ponurego i ostatecznie bardzo smutnego. Biografia najsłynniejszego Holendra jest pasmem klęsk, zaczynając od trudnego dzieciństwa w cieniu zmarłego starszego brata, poprzez wieloletnie próby zaistnienia jako ktoś, aż po czas malarstwa, który w dużej mierze mógł mieć dla artysty wymiar wyłącznie terapeutyczny. Może dlatego właśnie dystrybucję swoich dzieł miał w nosie, bo ważniejszy był dla niego sam akt tworzenia. Z drugiej strony mnóstwo czasu poświęcał na pisanie listów, a więc relacje także w jakiś sposób miały dla niego ogromne znaczenie, przede wszystkim emocjonalne. Dostrzegli to twórcy filmu nazywając swoje dzieło „Twój Vincent” – tak brzmiał podpis malarza na końcu każdego z jego listów.
Kiedy wyszliśmy z sali kinowej w głośnikach leciała przeróbka „Walk On The Wild Side” Lou Reeda. Od razu pomyślałem, że to nie mógł być przypadek w kontekście moich rozmyślań o The Velvet Underground i van Goghu. Za kilka minut dowiedziałem się o śmierci Ingvara Kamprada, który, zakładając w wieku 17 lat najsłynniejszą obecnie firmę meblarską na świecie, musiał w ciągu swojego długiego życia sporo zapożyczać z pasteli wielkich impresjonistów. Chwilę później pojechaliśmy na wystawę gigantycznych budowli z klocków Lego. Czy jest inna dziedzina rozrywki, która zawdzięcza więcej twórcom najpiękniejszych form w malarstwie i architekturze?