„Wierzymy, że więcej, a nie mniej Europy jest potrzebne, aby odpowiedzieć na wyzwania zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne” – stwierdzili 14 września 2015 r. przewodniczący parlamentów Włoch, Francji, Niemiec i Luksemburga w podpisanej w Rzymie deklaracji wzywającej do pogłębiania europejskiej integracji.
W odpowiedzi Marszałek Sejmu RP, Marek Kuchciński, przygotował projekt kontrdeklaracji, którą przesłał do zaopiniowania sejmowej Komisji ds. UE. Deklaracja rzymska i warszawska idą w dokładnie odwrotnych kierunkach.
W deklaracji rzymskiej czytamy o sukcesie Wspólnoty Europejskiej w utrzymaniu pokoju i zapewnieniu dobrobytu w całej Europie, a w projekcie Marszałka Kuchcińskiego że nadzieje krajów Europy Środkowej, które dołączyły do NATO i Wspólnot Europejskich „pozostają w dużej mierze niespełnione”.
Deklaracja rzymska wzywa do wzmocnienia Unii ekonomicznej i pieniężnej, i rozwoju integracji politycznej w celu skutecznego sprostania wyzwaniom klimatycznym, terrorystycznym, migracyjnym, konkurencji ze strony wschodzących rynków, dywersyfikacji i koordynacji polityki energetycznej. Integracja powinna objąć również tematykę polityki zagranicznej, spraw bezpieczeństwa i obrony. Autorzy deklaracji rzymskiej wzywają do większego transferu władzy do instytucji europejskich i w tym kontekście wzmocnienia roli parlamentów narodowych w procesie podejmowania europejskich decyzji. Odmiennego zdania jest Marszałek Kuchciński. Państwa narodowe powinny być według niego podstawą wszystkich instytucji UE.
Deklaracja rzymska odwołuje się do ojców założycieli, którzy przez rozwój funkcjonalnej współpracy dążyli do stworzenia federalnej Europy. Adenauer, Schuman, Gasperi, Monnet byli świadomi bankructwa Ligi Narodów, która miała zapewnić pokój w oparciu o współpracę suwerennych państw i dlatego weszli na drogę budowy wspólnych, ponadnarodowych instytucji europejskich. Według Deklaracji Schumana „umieszczenie produkcji węgla i stali pod wspólnym zarządem” będzie pierwszym etapem „Federacji Europejskiej”, które jest niezbędne dla „zachowania pokoju”. Tę drogę, nakreśloną 66 lat temu przez Deklarację Roberta Schumana, dziś Marszałek Kuchciński odrzuca.
Marszałek Kuchciński uważa, że aktualnie istnieją „inne problemy niż na początku integracji”, a współczesne koncepcje federalne uważa za „nierealne i błędne”. Wzywa do wycofania się z postulatu „większej, pogłębionej integracji” i rozważenia „koncepcji Europy solidarnych państw układających swe stosunki w obrębie UE wedle zasady wolni z wolnymi, równi z równymi”.
Od wspólnej polityki węgla i stali dorobiliśmy się wspólnej polityki handlowej, celnej, rolnej, jednolitego rynku europejskiego, wspólnej służby zagranicznej, elementów wspólnego zarządzania granicami strefy Schengen i wspólnej waluty (choć te ostatnie rozwiązanie nie obejmuje całego obszaru Unii). Ciągle jednak nie mamy armii europejskiej, a budżety obronne i naukowe Unii są rozbite na 28 państw, co skutkuje dublowaniem i marnotrawieniem na olbrzymią skalę. Brakuje wspólnej polityki energetycznej, przez co Gazprom może prowadzić ze swoimi europejskimi odbiorcami politykę „dziel i rządź”. Pierwsze porozumienie w sprawie wspólnoty obronnej zostało wynegocjowane i podpisane przez sześć krajów, a ratyfikowane przez pięć już w 1953 r., a nie weszło w życie tylko dlatego, że parlament francuski się wyłamał). Nawet śp. Prezydent Lech Kaczyński mówił o potrzebie stworzenia stutysięcznej armii europejskiej.
Parlament Europejski, początkowo składający się z osób delegowanych z parlamentów narodowych, od 1979 r. jest wybierany w wyborach bezpośrednich przez Europejczyków. Od kompetencji doradczych przeszedł do roli organu współdecydującego. Z traktatu na traktat organy międzyrządowe UE coraz więcej decyzji podejmują kwalifikowaną większością głosów, a coraz mniej jednogłośnie. Obywatele Europy stają się suwerenami poprzez swój organ przedstawicielski, jakim jest Parlament Europejski a nie tylko za pośrednictwem rządów. Rządy tracą prawo veta co też zwiększa legitymację demokratyczną organów Unii.
Przywódcy parlamentów zachodnioeuropejskich (w tym Niemiec) chcą dalej realizować wizję ojców założycieli wytyczoną w Deklaracji Schumana, a Marszałek Kuchciński chce nas cofnąć do stanu sprzed Deklaracji. Powołuje się on na zasadę pomocniczości, czyli podejmowania decyzji na najniższym szczeblu, na którym sprawy mogą być efektywnie rozstrzygane. Warto podkreślić, że zasada pomocniczości działa w dwie strony: należy delegować kompetencje na szczebel wyższy, jeśli państwo narodowe nie jest w stanie rozwiązać skutecznie problemu. Europa więcej osiągnie razem, niż kiedy każdy kraj będzie rozwiązywać samodzielnie sprawy swej obrony, polityki zagranicznej, klimatycznej czy migracji. Kryzys uchodźców można rozwiązać jedynie przez wspólną politykę, w której aktualnie rządząca partia polityczna w Polsce nie chce uczestniczyć, pomimo wezwań Papieża oraz skromnych ciężarów jakie na nas by przypadły.
Barack Obama namawia Wielką Brytanię do pozostania w Unii Europejskiej. John Kennedy i kolejni amerykańcy prezydenci widzieli w jednoczącej się Europie partnera i sojusznika i procesowi temu konsekwentnie sprzyjali. Rozbijanie integracji europejskiej to po niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego kolejny krok obecnych władz w kierunku osłabiania pozycji Polski w Waszyngtonie.
Nigel Farage, Marine Le Pen i inni wrogowie Unii Europejskiej oraz przyjaciele Putina sprzeciwili się deklaracji Parlamentu Europejskiego, apelującej do Polski o realizację zaleceń Komisji Weneckiej. Marszałek Kuchciński chciałby zakazać takich deklaracji i uniemożliwić Komisji Europejskiej badanie zgodności działalności władz z wartościami europejskimi. Tak odczytuję fragment deklaracji, w którym domaga się jednoznacznego „dookreślenia kompetencji instytucji unijnych” w sprawie „oddziaływania w przestrzeń prawną państw członkowskich”.
Sojusznikiem Marszałka zdaje się być przewodniczący węgierskiego Zgromadzenia Narodowego László Kövér, który w grudniu 2015 r. wystąpił z inicjatywą przygotowania wspólnej kontrdeklaracji Grupy Wyszehradzkiej. Osłabiając Unię Europejską Marszałek Kuchciński idzie w kierunku pani Marine Le Pen i innych, którzy świadomie lub nieświadomie sprzyjają Putinowi, który chciałby rozbić UE.