Sprawa reparacji niemieckich po II wojnie światowej została uregulowana w 1945 roku w Traktacie Poczdamskim i umowie między Polską a ZSRR. Na mocy tych porozumień 15% reparacji przyznanych ZSRR miało być przekazane Polsce i jeśli już uznać, że należy do sprawy reparacji wrócić, to należało by zacząć od rozliczenia spadkobierców ZSRR, czy przekazywał nam te 15%. A przede wszystkim należało by im wystawić rachunek za wywiezienie przez ZSRR poniemieckich zakładów przemysłowych z Ziem Zachodnich i Północnych w całości oddanych Polsce.
W 1953 rząd PRL pod naciskiem Moskwy zrzekł się wszelkich reparacji. Zanegowanie prawnej ważności działań rządu PRL groziłoby podważeniem innych umów międzynarodowych, np. tej dotyczącej granicy zachodniej, zawartej z rządem RFN w 1970 r.
Znajdą się zapewne prawnicy, którzy spełnią zapotrzebowanie PiSu na znalezienie podstaw dla reparacji prawnych, ale powstanie wówczas pytanie, dlaczego tego samego nie żądać od ZSRR? Czyżby, jak pisał słusznie Jacek Żakowski w Gazecie Wyborczej z 4.09.2017, zdaniem Kaczyńskiego, Błaszczaka, Waszczykowskiego, Macierewicza i Mularczyka „sowiecka agresja, okupacja, dominacja były w odróżnieniu od agresji i okupacji niemieckiej uzasadnione, słuszne, dobre, nieszkodliwe, korzystne i zgodne z prawem międzynarodowym”?
Warto porównać kilka pozycji z finansowego bilansu Polski z sąsiadami.
Niemcy i ZSRR należeli w 1989 roku do największych wierzycieli Polski. Niemcy, podobnie jak inni zachodni partnerzy, umorzyły nam połowę naszego zadłużenia. Długi wobec ZSRR, warte ponad 9 mld USD, zostały w całości spłacone nadwyżką w polskim eksporcie do ZSRR w 1990 r. i początkach roku 1991. Niczego ZSRR Polsce nie umorzył.
Ponadto, pożyczki w wysokości 1 mld marek udzielonej przez RFN w 1975 r. (tzw. kredyt „Jumbo”) w ogóle nie musieliśmy spłacać, ponieważ ponad połowę z niej umorzono, a pozostałą część zobowiązań finansowych Polski przekazano Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej na finansowanie wspólnie uzgodnionych zadań.
W czasie stanu wojennego, wprowadzonego pod naciskiem Kremla, społeczeństwo niemieckie zasypało Polskę tysiącami paczek z produktami pierwszej potrzeby zwolnionymi z opłat przez niemiecką pocztę.
Od 2004 roku jesteśmy największym beneficjentem funduszy strukturalnych w całej historii Unii Europejskiej, do której budżetu Niemcy wpłacają najwięcej. Niemcy przekazały Polsce środki na indywidualne odszkodowania dla więźniów obozów koncentracyjnych i robotników przymusowych, a ZSRR nigdy za pracę w łagrach żadnych odszkodowań nikomu nie przyznał.
W tej sytuacji żądanie przez PiS reparacji tylko od Niemców przy milczeniu w sprawie reparacji od spadkobierców ZSRR musi budzić duże zdziwienie.
W 2004 r. polski Sejm przyjął rezolucję żądającą reparacji od Niemców. Była to reakcja na działalność pani Steinbach i jej popleczników, którzy przy okazji wejścia Polski do Unii domagali się odszkodowań za mienie zostawione przez Niemców wysiedlonych z terenów przejętych przez Polskę. Rząd Belki o reparacje nie wystąpił, ale uzyskał od kanclerza Schrödera zapewnienie, że rząd federalny żadnych roszczeń indywidualnych wysuwanych wobec Polski nigdy nie będzie popierał.
Wysuwane przez PiS 72 lata po wojnie żądania nowego uregulowania reparacji wojennych od Niemiec nie mają szans na realizację i dziś jedynie mogą doprowadzić do zepsucia polsko-niemieckich stosunków. Jeśli jednak rząd PiSu mimo wszystko je wysunie i niczego sianiem nienawiści do Niemców nie osiągnie, powinien podać się do dymisji.