
Startup - tymczasowa organizacja stworzona w celu poszukiwania powtarzalnego i skalowalnego modelu biznesowego. Definicja startupu spopularyzowana przez Steve’a Blanka - amerykańskiego przedsiębiorcę i wykładowcę Stanfordu. Pasuje idealnie do młodych organizacji, które często przypominają małe eksperymenty. Zaczęło się od startupów technologicznych - wraz z konsumeryzacją technologii, “startupem” określa się teraz każdy nowy biznes. Te biznesy są coraz mniej związane z technologią i próbą zmiany świata - niestety! Startup to dzisiejsza moda, sposób na życie i wolność od korporacyjnego kagańca. Trend zakładania startupów trafił kilka lat temu do Polski - próżno jednak szukać spektakularnych sukcesów znad Wisły.
Definicja startupu, którą przytoczyłem na początku mojego postu, narzuca pewien sposób myślenia o tych organizacjach szukających modelu biznesowego. Steve Blank robi wyraźne rozróżnienie pomiędzy startupem, a czymś co nazywa skalowalnym start upem. Różnica w nazwie może być pozorna - kiedy jednak zgłębimy czym jest ta “skalowalność”, to ta różnica staje się zasadnicza.
Pamiętam, jak pierwszy raz wszedłem „online”. Było to w 1996 roku. Internet raczkował, ale już wtedy niesamowicie przyciągał. Teraz, prawie 20 lat później Internet jest mainstream. Ludzie w każdej geografii, przedziale wiekowym, zasobności portfela są online. W 2007 roku Internet przyspieszył jeszcze bardziej za sprawą Steve’a Jobsa i jego iPhone’a. Teraz więcej osób korzysta z Internetu mobilnego niż stacjonarnego. Dla wielu osób podstawowym urządzeniem dostępu do sieci jest ten mały komputer, który każdy nosi ze sobą.
Lista pożądanych kompetencji zespołu założycieli startupu jest bardzo prosta: programista, projektant, sprzedawca. Jeśli jesteś sam to powinieneś mieć po trochu każdego. Jeśli jest Was kilku, to najlepiej aby każdy był specjalistą z danej działki. Tyle teorii i dobrych praktyk. Jak to jest w rzeczywistości? Polska produkuje bardzo dobrych inżynierów. Polscy programiści wygrywają konkursy, są zatrudniani w największych firmach technologicznych na świecie, zakładają „software house’y” - które z powodzeniem sprzedają swoje usługi programistyczne na zachodzie. To, czego nie potrafimy, to docierać z naszym produktem na masową skalę.
Dla wielu “founderów” pytanie o trakcję jest jednym z najmniej wygodnych. Tego nie da się przykolorować, nie da się odłożyć w czasie. Trakcja jest lub jej nie ma. Paul Graham (Partner w Y combinator) mówi, że w startupach liczy się tylko ona. Czym zatem jest ta trakcja?
Wiele razy przez ostatnie 3 lata wysłuchiwałem, że Venture Capital to biznes oparty o hity. Miejskie legendy głoszą, że 9 na 10 startupów upada. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego tylko nielicznym funduszom udaje się generować zwroty ze swoich inwestycji. 1 na 10 to wbrew pozorom bardzo wysoki współczynnik sukcesu - niestety noszący w sobie duży margines błędu. Gdyby kierować się czystą matematyką, to na każde 10 inwestycji - fundusz może trafić kolejnego Facebooka. Tak oczywiście nie jest.
- jak wpadłeś na pomysł?
- jakie masz umiejętności?
- co wiesz o rynku, na którym chcesz działać?
- skąd pozyskasz środki na start?
- czy potrafisz zbudować pierwszą wersję produktu?
- czy ktoś kupuje to, co sprzedajesz?
- czym przekonasz inwestorów do inwestycji?
- znasz się na marketingu online?
- czy osiągniesz product-market fit?
Polska stoi przed ogromną szansą stania się hubem technologicznym dla Europy Środkowo-Wschodniej. Przepis na to jest bardzo prosty musimy:
- przyjąć, że tworzenie globalnych firm nie jest wyborem a koniecznością
- rozszerzyć nasze kompetencje o marketing online
- skupić się na szybkim budowaniu dużej trakcji dla naszych produktów
- wspierać tylko najlepszych, którzy postawili sobie za cel aby być 1 na 50 000
