Różni byli w polskiej lidze zagraniczni trenerzy: dobrzy, jak Petrescu, czy Maaskant, średni, jak Levy, czy Okuka i beznadziejni, jak Bakero, którzy mówiąc bardzo dosadnie – w klubie uczyli się trenerskiego fachu. Jaki będzie Henning Berg? Nie mam zielonego pojęcia, bo na sukces końcowy składa się olbrzymia liczba czynników. Jednego natomiast jestem pewien – Legia ma bardzo wiele do stracenia.
Czujny, acz nieco cyniczny obserwator rzeczywistości – łajdak, który perfidnie postrzega świat takim, jaki jest, a nie takim, jaki być powinien.
Z reguły byłem entuzjastą zagranicznych trenerów w Ekstraklasie, bo nadawali kolorytu pogrążonej przez ostatnią dekadę w patologiach, polskiej piłce. Dobre przygotowanie mentalne, klasa, luz i wielki świat – to wyznaczniki wielu z nich. Problem w tym, że w Polsce od dłuższego czasu panuje przekonanie, że „obcokrajowiec, znaczy lepszy niż Polak”. Czy tak rzeczywiście jest? Odpowiedź oczywista: Nie.
Po pierwsze. Henning Berg rzeczywiście był znakomitym piłkarzem, teraz zbiera wspaniałe rekomendacje od światowych sław trenerskich. Jednak jego doświadczenie szkoleniowe jest niewielkie. W swej ojczyźnie pracował przez sześć lat – bez większych sukcesów. Później objął angielskie Blackburn Rovers, z którym w dziesięciu meczach, wygrał tylko raz. Po 56 dniach został odprawiony z kwitkiem.
Po drugie. Zanim Norweg pozna realia T-Mobile Ekstraklasy, sposób sędziowania, piłkarzy i taktykę poszczególnych klubów, to minie sporo czasu. Po reformie rozgrywek, kiedy mecze w praktyce rozgrywane są, co kilka dni, w końcowym rozrachunku, dla Legii może okazać się za późno.
Po trzecie. Jak słusznie zauważa na łamach INTERIA.PL Michał Białoński, w Skandynawii, Berg preferował styl defensywny. Szatnia legionistów nafaszerowana jest technicznymi piłkarzami. „Wojskowi”, z racji walki o obronę tytułu, muszą grać ofensywnie, wysokim pressingiem. Metodyka pracy i filozofia Norwega może kolidować z naturalnymi predyspozycjami piłkarzy.
Patrząc na wybór Bogusława Leśnodorskiego, trzeba mieć świadomość, że ryzykuje bardzo wiele. Po podziale stawki na grupę mistrzowską i spadkową, przewaga stołecznego klubu nad resztą drużyn znacznie stopnieje. Będą decydować detale. Obawiam się jednak, że podobnie jak w przypadku Bakero – przygoda obcokrajowca z polską ligą, okaże się w rzeczywistości szlifowaniem umiejętności trenerskich. Berg nie poradził sobie w Championship, a ma wprowadzić klub do Ligi Mistrzów? Aż nie chce się wierzyć...