Pamiętam z czasów licealnych (druga połowa lat 90. XX wieku), że dziewczyny też miały świra na punkcie dużych ust. Masowanie ust szczoteczką do zębów nie było niczym szczególnym, pewnie dawało to jakieś efekty powiększenia. Wówczas kanon piękna uosabiała Pamela Anderson i to ona inspirowała moje koleżanki do poprawienia wizerunku. Obecnie prym wiodą Kardasianki, a idolkami młodych dziewczyn są ich siostry przyrodnie Kendall i Kylie Jenner.
Rodzina królewska popkultury
Najmłodsza siostra to Kylie, jest obecnie na… (nomen omen) ustach całej Ameryki. Co prawda Kylie powiększyła sobie usta jakiś czas temu i to pozwoliło jej wyjść z cienia wszystkich sławnych sióstr, a teraz stanowi jej znak rozpoznawczy. Oczywiście bohaterka zaprzecza, że poddała się zabiegowi, ale portale plotkarskie spekulują, że nastoletnia celebrytka poprawiła sobie nie tylko usta. Warto dodać w tym miejscu jeszcze ważną informację: status Kardashianek można porównać do angielskiej rodziny królewskiej, tyle że zamiast pałacu Buckingham mają do dyspozycji media społecznościowe i portale plotkarskie. To amerykańska rodzina królewska popkultury. Jej status podkreśla również wpływ wywierany na młodych ludzi na całym świecie. Za rodziną królewską idzie historia, wpływ na losy świata, tradycja, za Kardashiankami – konsumpcja i błysk fleszy.
Papieżycą w tym układzie jest Kim Kardashian, która zaistniała jako przyjaciółka Paris Hilton – było to w czasach przedkryzysowych i przedfacebookowych, gdy beztroskie zabawy bogatych celebrytek miały wzięcie i wyznaczyły nowe ramy medialnej obecności ludzi znanych z tego, że są znani. Kim wzorem sławnej koleżanki także wypuściła własną taśmę porno, co stało się przepustką do ogromnej kariery dla całej rodziny. Natomiast całkiem niedawno była witana w Armenii (ma pochodzenie ormiańskie) jak królowa angielska, łącznie z tłumami na ulicach i wizytą u najwyższych władz państwowych. Takie są czasy – od porno na szczyt masowego uwielbienia i honorowe podejmowanie u władz.
Nowe usta dzięki… butelce
Czasy się zmieniają i przesuwają się akcenty – presja wyglądu jako wskaźnika fajności wywierana przez idoli popkultury jest niewyobrażalna. Chcesz mieć usta Kylie Jenner? To nic nie kosztuje. Wystarczy do tego plastikowa butelka (wargi zostają wessane przez dziubek butelki i dlatego nabrzmiewają), trochę samozaparcia, trochę bólu i gotowe. Następnie obowiązkowe jest wrzucenie selfie na portale społecznościowe, koniecznie z hasztagiem #kyliejennerchallenge. To nic, że dziewczęta się samookaleczają, że wyglądają nienaturalnie. Do tego za chwilę będzie można kupić na każdym rogu profesjonalne zestawy do domowego powiększania ust. Takowe już są od dawna, nawet cieszą się popularnością, ale dopiero teraz ruszy to na masową skalę i ktoś na tym nieźle zarobi.
Dlaczego dziewczyny chcą być jak Kylie? Dlaczego dorosłe kobiety marzą o figurze Kim Kardashian i jej nienaturalnych rozmiarów pupie? Chcą się podobać, mają wdrukowane w głowach, że wygląd jest najważniejszy. Celebrytki kreują obecny kanon kobiecego piękna. To wynika z trendu lansowanego przez media, głównie w kontrze do wychudzonych modelek. Figura Kim i usta Kylie są w zasięgu, przynajmniej jest to możliwe. Presję wywierają nie tylko bohaterowie masowej wyobraźni, ale także ci, którzy kreują idoli i trendy, a więc dziennikarz oraz osoby prowadzące portale plotkarskie, blogerki, otoczenie. Obecnie panuje moda na krytykowanie, ocenianie. Przyzwolenie na to przyszło z góry. Nieważne jest, z jakiego powodu gwiazda pojawia się na ściance, ważne jest to, by napisać o jej wyglądzie, ocenić i najlepiej skrytykować. Zyskują na tym także wszelakie instytucje zarabiające na byciu szczupłym, wysportowanym. Siłownie pojawiają się jak grzyby po deszczu. Facetów i młodych chłopaków ten trend też dotyczy, może nawet mają pod pewnymi względami jeszcze trudniej, gdy każdy celebryta ma sześciopak.
Krytykanci jako zbawcy ludzkości
Ocenianie stało się biznesem, zarabia na tym wiele osób, stało się także przepustką do medialnej obecności. Najgorsze w tym wszystkim są dwie kwestie – oceniania przez pryzmat wyglądu często posługuje się dyskursem sakralizującym i umoralniającym, a osoby oceniające stawiają się w roli kogoś, kto zbawia ludzkość od nieestetycznych zjawisk. W to wchodzi pozorna ambiwalencja, bo przecież „ocenia się tylko ubiór, uczesanie, dodatki, a nie człowieka” oraz dyskurs wychowawczy – przedziwny rodzaj paternalizmu i grożenie palcem. U krytykujących, dla których ocenianie stało się trampoliną do kariery, pojawia się także postawa eksperta, profesjonalisty, często wspierają się wiedzą, wykształceniem, doświadczeniem. Dyskurs ekspercki jest bardziej nośny i wpływowy. W tym obszarze przebiega podział na tych lepszych krytykujących i tych gorszych, którzy krytykują (np. niewykształcone blogerki, amatorzy piszący o modzie). Ale to także pozór. Bo przecież wychodzi na jedno. I to wszystko to dla naszego dobra.
Zadziwiające jest to, że konsumpcyjny trend zaistniał w czasach globalnego kryzysu, gdy amerykańskie rodziny z dnia na dzień tracą dorobek całego życia, a większość młodych Europejczyków nie może znaleźć pracy. Nawet polska moda, obecnie najbardziej ze zjawisk kultury widoczna, jest mocno niedofinansowana, a mimo to wciąż pojawiają się kolejne pokazy, fashionweeki, programy telewizyjne, blogi i ludzie znikąd robiący internetowe kariery.
Cała nadzieja w systemie edukacji
Wróćmy do nastolatków. To oni są odbiorcami tych komunikatów, które wchłaniają niczym gąbka. Jest to szalenie smutne, gdyż medialne postawy i przyzwolenia odzwierciedlają się przede wszystkim w relacjach rówieśniczych i komunikacji internetowej. Poczucie akceptacji środowiska jest ważne, tak samo jako potrzeba poczucia integralności, ale może wynikać ona z innych cech niż wygląd oraz przede wszystkim z osobowości.
Śledząc od lat rzeczywistość młodzieżową, wiem doskonale, że rodzice również często reprodukują negatywne wzorce i garściami bezrefleksyjnie powielają popkulturowe trendy, wywierają presję nie tylko na oceny, lecz także chwalą się publicznie swoim dzieckiem, tym, jakie ma ubrania i ile lajków otrzymuje pod postami w mediach społecznościowych. Dlatego nadzieję na zmiany upatruję w instytucji szkoły, która jest obecnie najważniejszą instytucją mogącą zrobić dużo dobrego.
Obok standardowego procesu nauczania, można postawić na relacje poprzez wprowadzenie miękkich szkoleń psychologicznych, począwszy od współpracy w grupie, wzmacniania poziomu kapitału społecznego młodzieży, wolontariat, zachęty do wspólnych działań, skończywszy na podejściu indywidualnym – nauczaniu form komunikowania się równościowego, bez ocen, wyrażania opinii, a nie krytyki. Współpraca na rzecz środowiska zamiast (albo obok, jeśli to nieuniknione) konsumpcji. Skupienie się na kimś, zrobienie czegoś dobrego zamiast ciągłego skupienia na sobie. Fantastycznym pomysłem byłoby wprowadzenie nauki krytycznego pisania, twórczego myślenia, wyjścia poza schemat zakuć – zapomnieć. Okres gimnazjalny jest trudny, sama struktura systemu edukacji również sprzyja alienacji i wpływa na poziom frustracji, postrzeganie siebie przez pryzmat kompleksów, które najłatwiej wyrazić poprzez anonimowe hejty w internecie i te komunikowane wprost na portalach społecznościowych. Za mało tu miejsca na pozytywną afirmację i samoakceptację, a przecież tego można się także nauczyć.
Do tego wzmocnieniem byłaby solidna edukacja kulturalna, która nie tylko uwrażliwia, ale daje wiedzę, narzędzia do interpretowania artefaktów kultury oraz wyposaża młodego człowieka w kompetencje kulturowe. Takie działania mogą dać opór miałkim treściom, gdy młodzież dostanie do ręki narzędzia przeciwstawiania się zalewowi chłamu i tandety. Dlaczego nieumiejące śpiewać piosenkarki są masowymi idolkami, a młodzież bezrefleksyjnie chłonie grafomańskie teksty piosenek pełne błędów logicznych czy gramatycznych? Bo nie ma narzędzi, wiedzy, by to zweryfikować i krytycznie się odnieść.
Gdy nie ma się w głowie nic, pozostaje wówczas marzenie o ustach Kylie Jenner jako jedynym pomyśle na siebie, nawet jeśli miało by się zostać klonem o nieciekawej osobowości. Szkoda, bo chęć podobania się, sobie samemu także, może być wyrażana w inny sposób.