Pomnik Małego Powstańca wciąż przypomina o legendzie. Dziecko w za dużym hełmie symbolizuje bohaterstwo i poświęcenie najmłodszych. Nie tylko chodzi o pamięć, ale też o pewien wzorzec patriotyzmu i poświęcenia Ojczyźnie. Stanowi też element edukacyjny i formacyjny. A przecież nie dopuszczano dzieci do udziału w walkach powstańczych. Mit walczących dzieci dość mocno wplótł się w pamięć historyczną i wciąż się utrwala.
Stało się to za sprawą popularnej piosenki „Warszawskie dzieci”, znanej chyba każdemu, której fragment został dołączony do pomnika Małego Powstańca:
Warszawskie dzieci,
pójdziemy w bój,
Za każdy kamień Twój,
Stolico, damy krew!
Warszawskie dzieci,
pójdziemy w bój,
Gdy padnie rozkaz Twój,
poniesiem wrogom gniew!
Legenda dzieci biorących udział w Powstaniu Warszawskim
Polska w XX wieku też ma swoje tradycje dzieci walczących, np. harcerze skupieni wokół „Szarych Szeregów”, w których był podział na podgrupy w zależności od wieku: „Zawiszacy”, „Bojowe Sokoły”, „Grupy Szturmowe” (od 12 do 18 lat). Ale to ci najstarsi dostawali broń do ręki.
Gdy przeglądałem materiały związane z Powstaniem Warszawskim, zdumiało mnie to, że czynnie uczestniczyli w nim nawet małe dzieci. 8-letni „Kędziorek” (łącznik), w tym samym wieku była Różyczka Goździewska (sanitariuszka), 11-letni Wojciech Zaleski (pseudonim „Orzeł Biały”, zwiadowca). Jednak wszystkie źródła mówią o tym, że dzieci i młodzieży do walk bezpośrednich nie brano. Mit ten wzmocniony został przez pierwszy film powojenny, czyli „Zakazane piosenki”, w którym pojawili się młodzi chłopcy z butelkami z benzyną czy karabinem w ręku. W legendę tę wpisuje się także postać Antka Rozpylacza, który – jak się okazuje – w momencie walk miał 21 lat. Są za to zdjęcia małych chłopaków w za dużych mundurach z elementami uzbrojenia, ale zdjęcia te są pozowane. W powstaniu wziął udział także 14-letni Jan Ciechanowski, dziś profesor historii, autor książki o powstaniu, wznowionej kilka lat temu, który krytykuje decyzję o jego wybuchu (stanęli do walki, ale mieli tylko 3 karabiny na 170 osób).
Jednak mit dzieci walczących jest silny, także dlatego, że najbardziej chwyta za serce. Dziecięca ofiarność jawi się jako szczególnie szczera i prawdziwa, tak samo jak ich patriotyzm. To z kolei pozwalało na formowanie wzorca małego Polaka w duchu patriotycznym.
Czytałem także relacje z powstania ówczesnych dzieci, którzy tracili rodziców, rodziny, ukrywali się np. w grobowcach cmentarnych albo w piwnicach, gdy wokół co chwilę wybuchały bomby – to jest przerażające i o tych okolicznościach zupełnie nieromantycznych również należy pamiętać. Przetrwanie w warunkach nieustannych ataków jest samo w sobie bohaterskie i niebywale odważne. Tak samo należy pamiętać jeńcach, wśród których było 1100 młodocianych.
Obecnie 300 tys. dzieci w roli żołnierzy
Warto dodać także, że obecnie Konwencja o prawach dziecka w Protokole fakultatywnym uznaje werbowanie młodocianych poniżej 15. roku życia do armii za zbrodnię wojenną. Od 2002, czyli od wejścia w życie Protokołu fakultatywnego, obchodzony jest 12 lutego Międzynarodowy Dzień Dzieci-Żołnierzy. Do Protokołu przystąpiło 156 państw. Dzień ten ma przypominać o tym, że w wielu miejscach świata toczą się konflikty zbrojne, w których przymusowo uczestniczącą dzieci – właśnie w roli żołnierzy. Amnesty International szacuje ich liczbę na 250-300 tys. dzieci. A przecież młodociani są w tych celach porywani, sprzedawani przez rodziny organizacjom terrorystycznym, gwałceni, odurzani narkotykami, tresowani, by zabijać. Amnesty International udokumentowała przypadki wcielania dzieci do armii w Republice Środkowoamerykańskiej, Czadzie, Mali, Somalii i innych krajach. Do tego dochodzą islamiści, którzy kupują dzieci i tresują do walki (pod postem znajdują się linki do wszystkich źródeł).
Innym dramatem są dzieci będące ofiary wojen. Jak szacuje UNICEF ponad 90% dzieci uchodźców i migrantów przybyło do Włoch bez opieki, po drodze są sprzedawane, np. farmerom do niewolniczych prac, gdyż nie mając pieniędzy na podróż, muszą ją opłacić własną pracą. Dziewczęta i chłopcy są również wykorzystywani seksualnie. Wiele z dziewcząt, które dotarły do Włoch, było w ciąży. To są ofiary współczesnych wojen. Myśląc o małych powstańcach, powinno się także wziąć pod uwagę o tragedii milinów dzieci na całym świecie, która dzieje się tu i teraz.
Zabaw się w powstańca, to takie "fajne"
Muzeum Powstania Warszawskiego tak dwa lata temu reklamowało swoje wydarzenie skierowane do najmłodszych: Czy wiesz, co robiły dzieci podczas Powstania Warszawskiego? Co to było bocianie gniazdo? Jak działały powstańcza kuchnia i szpital? Przyjdź koniecznie do Parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego. Będziesz mógł ugasić pożar z prawdziwymi strażakami, zbudować własną barykadę, uszyć powstańczą opaskę, policzyć jednostki nieprzyjaciela, dostarczyć meldunek pokonując liczne przeszkody, namalować powstańczy plakat, a na końcu przyjąć lotniczy zrzut. Za wykonane zadania dostaniesz unikatową pamiątkę z okazji 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Wręczy ją nasz kombatant - „Zawiszak” z Szarych Szeregów.
Miała to być forma edukacyjna, popularyzatorska, formacyjna – dzieci bawiąc się w małych powstańców, gasząc pożary, dowiadywały się o losach swoich rówieśników w sierpniu ’44 roku. Zapowiedź wydarzenia brzmi radośnie, okraszona została kolorowym plakatem, na pierwszym planie chłopak i dziewczyna, która trzyma w dłoni smartfon. Jest nowocześnie, tak jak całe Muzeum, nie ma tutaj martyrologii, narracji „ofiarniczej” i wielkich słów. Można za to, jak informuje plakat, „zrobić sobie zdjęcie z Powstania”.
Czym jest zatem taka formuła, skoro przyciągnęła aż 1,5 najmłodszych w wieku 5-12 lat? Czy przypadkiem nie bezcześci ona pamięci o najmłodszych ofiarach powstania? Albo czy nie utrwala mitu odważnych i superbohaterskich dzieci, którzy dzielnie polegli w walce o Ojczyznę? Pytań można postawić więcej. Zwróciłem uwagę na to, nie dlatego, by ideę potępić, bo daleki jestem od ocen, ale by przyjrzeć się temu, jak obecnie można formować pamięć historyczną, której uczestnikami są także najmłodsi. Na kolorowo, radośnie, z masą gadżetów i "fajnych" zabaw (gaszenie pożaru), ale nie patrzę na te zjawiska bezkrytycznie.
W moim odczuciu gdzieś w tym przekazie znika groza i skutek każdego konfliktu zbrojnego. Powstanie nie było „fajne”, liczba poległych i zabitych jest wstrząsająca, bohaterstwo było tragiczne (wspomniane 3 karabiny na 170 osób). Tak działają jednak mechanizmy popkultury, tworzenia przyswajalnych treści, usuwania z pola widoczności tego, co jest niewygodne, brzydkie, skomplikowane i wiąże się z okrucieństwem. Popkultura estetyzuje przemoc, komercjalizuje oraz zmniejsza jej rangę i odwraca znaczenia, a co za tym idzie znieczula i wykorzystuje efekciarski sposób narracji (np. filmy akcji, w których trup ściele się gęsto).
Mnie osobiście sytuacja dzieci – małych powstańców bardzo porusza. Nie widzę w ich czynach bohaterstwa – świadomych działań, widzę za to ogromną krzywdę, niesprawiedliwość, utratę rodziny, bezpieczeństwa, wszechogarniający strach. Nie chcę ich widzieć na sztandarach, pomnikach, propagandowych memach nowego modelu patriotyzmu, czczonych jako bohaterów, prawdziwych patriotów, wzorców dla obecnego pokolenia dzieci. Tworzenie legendy ginących dzieci, gdy wiadomo było, że i tak nie miałyby szansy przeżycia, wydaje się barbarzyństwem i brakiem szacunku dla ich pamięci. Ale nie chcę podejmować się ocen działań czy postaw obecnych świętujących kolejną rocznicę Powstania, zwłaszcza z perspektywy współczesnych – może żyjąc w czasach wojny jako 12-latek, sam rwałbym się do zabijania Niemców albo zostałbym „butelkowym” (chłopcy rzucali butelkami z benzyną w samochody), ale nadal to brzmi jak romantyczna wizja dzielnego kowboja na gruzach Warszawy formułowana z perspektywy współczesnych czasów. Choć rozumiem też, że może w sytuacjach wojny nie ma wyboru, również dla dzieci. Najważniejsze, by do podobnego zdarzenia nie dopuścić nigdy więcej i takie powinno być przesłanie dla kolejnych pokoleń dzieci. I to jest – według mnie – ważniejsze niż formowanie w duchu patriotyzmu bezrefleksyjnego oraz pokazywania, że Powstanie było takie „fajne”.
I na koniec tytułowe pytania– wysłalibyście swoje dzieci do walki w Powstaniu?