Przeglądasz posty na Facebooku, widzisz kolejną osobę, która wrzuca ciągle zdjęcie swojego pieska, pisze, że jest przeszczęśliwa i… zazdrościsz. Bo nie dalej jak dwa tygodnie temu adoptowałeś wspaniałego psa, czekałeś na niego prawie trzy miesiące, bo odkąd go ujrzałeś na zdjęciu na wallu pewnej fundacji, to się w nim zakochałeś. Ale po drodze okazało się, że pies zachorował, o czym informuje cię fundacja. Ok., przecież poczekasz, bo uważasz, że psy to nie zabawki w supermarkecie, by przebierać w nich i wybierać. Potem, gdy już pies zawita w twoje progi, trudno przyznać przed sobą samym, że jednak to nie był najlepszy wybór, gdy zwierzak, który miał być ukochanym towarzyszem, okazuje się agresywnym tyranem, z którym momentami trudno cokolwiek zrobić.
Dżimi to średniej wielkości pies, ma półtora roku, kundel labradorowaty, waga 25 kilo, weterynarz mówi, że za mała, faktycznie sama skóra i kości. Pojawił się u mnie ponad dwa tygodnie temu. Był bardzo wyczekiwanym psem. Do adopcji się przygotowałem, przeczytałem książki o psach, sprawdziłem strony szkoleń, zaznajomiłem się z przepisami na ciasteczka dla psów. W tym momencie kierowany poczuciem winy się tłumaczę, że ja naprawdę się przygotowałem do adopcji psa. Dżimi na dzień dobry otrzymał najlepszą karmę, fajne zabawki i świetne warunki, do tego wielki park niecałe 50 metrów od domu. Wymarzone warunki. Panie z fundacji też były fajne, rzeczowe, kompetentne. Wiesz już od nich, że okres adaptacji psa do nowych warunków jest trudny oraz początki mogą być różne, wiadomo, psina się stresuje i ma nieciekawą przeszłość.
Wiesz też, że nie każdy pies lubi inne psy oraz że nie każdy pies lubi głaskanie. Ale przecież miałeś kiedyś psy – od małych krzykliwych po olbrzymie groźne bestie, które ojciec zabierał do pracy, by pilnowały terenu zakładu, więc mniej więcej wiesz, co i jak, nawet w przypadku psów gigantów, które nigdy nawet nie pomyślałby, żeby cię skrzywdzić. Dasz radę, teraz wszyscy mają psy. Widzisz w tefałenie Dżoanę Krupę, Roberta Biedronia czy Michała Piróga, którzy całują pieski na wizji i zachęcają do adopcji. Potem okazuje się, że masz tego psiaka, którego nawet nie możesz dotknąć i czujesz, że jednak nie dajesz rady. Bo trafił ci się pies, którego czasem się zwyczajnie boisz.
Dżimi jest słodkim psiakiem, wesołym, towarzyskim. Jest mądry i szybko się uczy, ale mocno zaburzony. Trudno go dotknąć, pogłaskać się w ogóle nie da. Najchętniej by jadł, chodził na spacery, gryzł ludzi, bawił się kijkami, jadł, bawił się piłeczką, gryzł ludzi, ujadał na inne psy, gryzł ludzi. Na spacerze ujada na wszystkie psy w promieniu 50 metrów, a w domu merdając słodko ogonkiem i bawiąc się wesoło piłeczką, potrafi nie wiadomo skąd, jak i kiedy rzucić się na ciebie z kłami, nie zdradzając wcześniej swojego zamiaru. Po chwili Dżimi już wie, że wchodzenie na głowę i grożenie ugryzieniem, to wspaniała strategia na więcej jedzenia czy dodatkowe spacery. Wówczas nie jest groźny, tylko znów słodki i uroczy. A ty stoisz jak osłupiały, bo nie wiesz, co z tym zrobić. Przecież nie uderzysz psa, bo uważasz, że zwierząt się nie bije i każda agresja ze strony człowieka psią agresję będzie wzmagać, zwłaszcza że Dżimi dość solidnie dostał od ludzi i zwierząt. Tylko jak nie dać się ugryźć, skoro w amoku trudno do niego przemówić?
Nie radzisz sobie z psem i masz poczucie winy, że jak to? Będzie trzeba go oddać? Ale tak przecież nie można. Równocześnie się boisz i szukasz rozwiązań, jak się nie bać. Znajdujesz grube rękawice ze skóry, to jakieś rozwiązanie, by trochę się z tym szukającym kontaktu psem pomiziać i go oswoić z dotykiem. On się do tego bardzo garnie i to uwielbia, by po chwili cię dziabnąć. Potem wychodzisz na spacer i jest ci wstyd, gdy twój pies rzuca się z kłami na jorki i ujada na każdego psa, którego zauważy. Wówczas skupiasz się nie na spacerze, ale na tym, by innych psów nie było w pobliżu. Spacer więc wygląda tak: wstajesz o 6 rano przed pracą, gdy większość psów śpi, chodzisz opłotkami cudownego dla psów parku, byle tylko nie natknąć się na innego psa, bo będzie histeria taka, że ciężko ci będzie utrzymać smycz.
A i tak nagle przed domem, gdy już wracacie zrelaksowani, nagle wyskakuje ci kundelek... i pies wraca do domu nakręcony. W trakcie akcji z innym psem w amoku zaplącze się w smycz i przy okazji zrobi sobie krzywdę. Potem patrzysz na właścicieli innych psów przepraszająco, bo jest ci wstyd za swojego pupila. Oczywiście nie ma mowy o tym, byś puścił swojego psa luzem, bo jednak odpowiadasz za niego. Potem, gdy już go odciągniesz i dasz mu patyka do zabawy, staje się najcudowniejszym psem na świecie. O zjedzeniu posiłku w spokoju możesz pomarzyć, o gościach w domu i znajomych spotkanych przypadkiem w parku możesz zapomnieć. Euforia na początku nie do okiełznania zamienia się w totalną agresję.
Dżimi ma problemy z żołądkiem, robi rzadkie kupy, więc idziesz z nim to weta. Mimo że mu gotujesz ryż z filetem z kurczaka i marchewką, jak zaleciła pani weterynarka, by tylko nie podrażniać najlepszą karmą żołądka. Pani z fundacji mówi, że to pewnie stres i okres adaptacji. Czekasz w kolejce u weta, piesek ma kaganiec materiałowy, bo przecież nie chcesz mu zrobić krzywdy metalowym, do kolejki dołącza inny pies… Wówczas Dżimi musi opuścić lokal i zająć kolejkę inaczej. Jedna osoba czeka, druga spaceruje z psem na zewnątrz. Oczywiście Dżimi merdając wesoło ogonkiem, bo dostał przysmak przed zastrzykiem, nie omieszka ugryźć pani wetrynarki. Na szczęście wtedy przychodzi pomoc, dzięki pani wterynarce pojawia się w domu psi psycholog, pani behawiorystka i choć za wcześnie na jakikolwiek cud, widzę światełko w tunelu już po pierwszej wizycie.
To tylko dwa tygodnie z hakiem. W momencie pisania tego tekstu sam wpadłem w histerię powodowany poczuciem strachu przed własnym psem. Pani behawiorystka okazuje się bardzo pomocna, pokazuje kilka ćwiczeń i omawia jego zachowanie. Agresja i nadpobudliwość spowodowana była przeżyciami. Pies się tułał po ludziach, na dodatek ma widoczne blizny po pogryzieniach. Nie jest jego winą, że tak reaguje. Wiem to wszystko, ale jako amator nie pisałem się na życie z psem, który stanowi zagrożenie dla mojego zdrowia oraz zwyczajnie nie mam wiedzy specjalisty, by sobie z takim psem poradzić.
Fundacja nie powinna wydawać mi takiego psa do adopcji, bo psów agresywnych się nie wydaje, tylko te, które są w miarę socjalizowane. Co dalej? Umawiamy się na kolejne spotkanie za dwa tygodnie z panią behawiorystką, a w tym czasie ćwiczymy i wyrabiamy nawyki oraz pozytywne skojarzenia z niefajnymi sytuacjami dla psa. Dodam, że widać już postępy, np. Dżimi dopuścił do siebie już kilka wolno biegających psów, ale zaraz po bliskim kontakcie się na te psy rzucał. To jest już coś. Wcześniej te psy byłyby obszczekane z daleka. Jakoś uwierzyłem, że może być dobrze, przed nami kolejne spotkania i kolejne ćwiczenia. Mam czas, nie mam dzieci, mogę się tym psem zająć.
Dlaczego o tym piszę? Bo nie jestem sam na świecie. Nagle wszyscy znajomi opowiadają ci historie, o tym, jak sami byli terroryzowani przez swoje psy, część z nich uspokoiła się z czasem, część została oddana. Słyszysz historię o dobermanie, który zagryza swoją właścicielkę, a każda kolejna opowieść jest bardziej makabryczna. Serio, nagle każdy wokół zna jakąś historię o psim kilerze albo miał z takowym do czynienia. Na szczęście wiele z tych psów wyszło na prostą i dało się ucywilizować.
Zajmuję się popkulturą, więc sięgnę także do tego obszaru, w którym pies ma swój szczególny status. O agresywnych i straumatyzowanych pieskach ze schronisk nie opowiedzą celebryci w tefałenie. To dzięki plakatowi dla PETA Joanna Krupa stała się rozpoznawalna w całych Stanach jako obrończyni zwierząt, zapraszano ją nawet do poważnych telewizji informacyjnych. Wystarczyło, że na plakacie się rozebrała i pozowała z krzyżem, który zasłaniał jej ciało. 100 punktów do lansu w dobrej wierze. Szaleństwo pieskowe lansowała Paris Hilton czy Miley Cyrus. Nawet w Polsce mamy psy kultowe, które przeszły do historii, jak choćby Szarik. Nie wspominając o słynnej Ramonie Kory, która była nawet parodiowana w programie Szymona Majewskiego. W końcu pies jest najlepszym przyjacielem człowieka.
Mam żal o tyle, że w tych opowieściach o cudownej więzi adopciaka z właścicielem/właścicielką pomija się kwestię tego, że taki piesek może zagrażać twojemu zdrowiu, bo jednak jego traumy i przeżycia nauczyły go takiej formy ekspresji w sytuacjach podekscytowania. Nie winię fundacji, bo jak tłumaczyły mi wolontariuszki z innego schroniska, nie mają czasu na zajęcie się każdym psem, bo tych psów mają pod opieką za dużo.
Z Dżimim w końcu kiedyś powinno być dobrze, bo pies rokuje, jest mądry, szybko się uczy, potrzebuje czasu, ale kosztuje mnie to sporo zachodu, stresu, poświęcenia, momentami strachu. I pieniędzy – w ciągu dwóch tygodni na wyprawkę dla psa, cztery wizyty u weta plus badania, wizytę psiego psychologa i posiłki poszło dużo kasy (sama obroża, która ma psa nieco uspokoić to prawie 100 zł). O tym też pamiętajcie, biorąc pieska ze schroniska, bo zwierzak może sporo kosztować. Łapię się na myśleniu, że dopłacisz trochę i możesz mieć psa z hodowli takiego, który pasuje do twojego stylu życia. Ale uważasz, że kupowanie zwierząt jest niemoralne, zwłaszcza gdy wiele z nich potrzebuje domu.
Podejmę wyzwanie i psa nie oddam, dołożę wszelkich starań, by go ucywilizować, natomiast uprzedzam, by biorąc pod uwagę mój – i nie tylko mój – przypadek, bardziej rozważnie wybierać psa do adopcji. Ale jeśli sytuacja się pogorszy, to go oddam – z dużym poczuciem winy i kacem moralnym, że jednak nie podołałem. I to też zrozumiałem, że po prostu nie mam kompetencji psiego psychologa, by umieć tę agresję ujarzmić w każdej sytuacji. Poza tym uważam, że Dżimi zasługuje na dobry dom i podejmę walkę o to, może będzie dobrze...
Trzymajcie za Dżimiego kciuki!
Zainteresowanych młodzieżową popkulturą, do której dorośli nie mają wstępu, zapraszam na swój fanpejdż Zakaz wstępu!. To kanał komunikacji ze mną także w sprawach psowych – chętnie wysłucham rad i Waszych opinii, można do mnie wysłać wiadomość przez fanpejdża.