Napisał do mnie ojciec 10-letniej Kasi (oczywiście imię zmienione, ale sytuacja jest prawdziwa), bym poruszył temat, z którym dorośli nie dają sobie rady, a cierpi jego córka. Okazuje się, że wzorce kulturowe męskiej dominacji odtwarzane są przez dzieciaków, które coraz bardziej świadomie wchodzą w schemat. Jak nazwać sytuację, w której znalazła się jego córka, która pogłębia jej stres i niechęć do szkoły? Molestowanie seksualne czy stalking? Może jedno i drugie? A może to tylko dzieci i nie można ich zachowań analizować jak dorosłych?
Kasia ma w klasie kolegę, który twierdzi, że się w niej zakochał i że jest z nią w związku, mimo jej wyraźnego sprzeciwu. Chodzi za nią na przerwach, nie daje jej spokoju, wysyła do niej cały czas smsy z twierdzeniem, że są razem i że są w związku. Nie dawał też jej spokoju w ferie. Dziewczyna zaczęła się stresować jego zachowaniem, bo po pierwsze – nie myśli jeszcze o chłopakach, a po drugie – mówiła stale wyraźnie, żeby się od niej odczepił. Nie znaczy nie! O sytuacji jest już powiadomiona wychowawczyni, a jest to świeża sprawa, którą zgłoszono dopiero po feriach, gdyż wówczas smsy się nasiliły (na przykład: Kasia się budzi i ma już trzy smsy od niego), więc okaże się, czy szkoła będzie w stanie ochronić dziecko przed dziesięcioletnim prześladowcą.
Nie wiem też, jak zareagują rodzice chłopca oraz czy skończy się na zignorowaniu jego zachowania, bo przecież 10-latek zakochany to norma i nie robi niczego złego. Ok., być może kiedyś byłoby to na poziomie liścików wrzucanych potajemnie do plecaka, ale w dobie smartfonów dominują smsy. W gruncie rzeczy faktycznie to są jeszcze dzieci, które niewiele wiedzą o świecie, a wzorce czerpią z otoczenia.
Ponawiam pytanie postawione wyżej? Jak nazwać tę sytuację opresji dziewczynki? Stalking (uporczywe prześladowanie) nie jest normalny i podlega karze, a molestowanie (na tle seksualnym jak najbardziej, gdyż zmuszanie dziewczynki do bycia w związku odtwarza charakter męskiej przemocy seksualnej) w środowisku dzieci łatwo zbagatelizować, gdyż „to przecież jeszcze dzieci”. Kasię jego ciągłe zaczepki stresują i zniechęcają do szkoły, czyli jest to typowa formuła zachowania ofiary. Reakcja zupełnie normalna, jak w świecie dorosłych.
Zakładam, że da się z tej sytuacji wybrnąć łatwo, dziewczynka może zmienić numer telefonu, a chłopcu telefon można zabrać. Na przerwach Kasi może pilnować wychowawczyni, a rodzice chłopca mogą także przemówić mu do rozsądku albo on sam może zmienić zdanie. To wariant rozwiązania, który zakładam. Najbardziej racjonalny i prawdopodobny przy dobrej woli szkoły i rodziców. Oczywiście Kasia może mu walnąć z piąchy, doprowadzona do kresu, ale pewnie będzie afera jeszcze większa i nie sądzę, by wówczas szkoła stanęła po stronie Kasi. Pewnie będzie też tak, że chłopcu się to znudzi, albo dotrze do niego sprzeciw dziewczynki (która w relacjach rówieśniczych umie sobie radzić). Jeśli wydarzenia przebiegną inaczej albo bardziej dramatycznie, napiszę o tym.
Co sprawia, że 10-latek się tak zachowuje? Według mnie wynika to z tego, że odtwarza klisze kulturowe odnoszące się do płci (tak, tak, to jest gender), które są mocno zakorzenione w kulturze. On ma je już wdrukowane tak silnie, że nie wie, że robi źle, ale wie, że jako „facet” powinien mieć dziewczynę do chodzenia, nawet jeśli ona go nie chce. Ojciec córki twierdzi, że dzieci te uwielbiają serial „Szkoła”, w których miłosne rozterki grają pierwsze skrzypce, no i stąd także przekonanie, że w szkole przecież powinno mieć się sympatię. Być może właśnie stąd usilne pragnienie posiadania dziewczyny za wszelką cenę. Chłopiec ten nie rozumie jeszcze świata i relacji dorosłych, o związkach nie wspominając, ale już ma w sobie zakodowane przyzwolenie na pewne zachowania względem rówieśniczek. Tak też było za moich czasów, ale sytuacji w typie stalkingu nie kojarzę - być może nie było takich narzędzi jak obecnie.
Jednak czasy się zmieniają. Być może za dwa lata będzie „strzelał” w plecy dziewczyn chwytając za gumkę od stanika, a do tego będzie wiedział o seksie „wszystko” dzięki łatwo dostępnej pornografii. Procesy socjalizacji zachodzą być może szybciej, także przez reprodukowanie wzorców w mediach, internecie. Teraz łatwiej zobaczyć, że relacje międzyludzkie są różne, także relacje typowo seksualne, nawet wśród nieco starszych uczniów z serialu „Szkoła”. Równocześnie paradoks polega na tym, że dzieci dłużej pozostają dziećmi. Nie mają narzędzi do opisu świata dorosłych i do radzenia sobie z takimi sytuacjami, nie wspominając o warstwie emocjonalnej relacji międzyludzkich, do której jeszcze nie mają dostępu, gdyż zwyczajnie są niedojrzałe.
Kasia nie napisze #metoo na Facebooku, bo jeszcze nie udziela się w mediach społecznościowych i nie umie nazwać zachowania kolegi. 10-latek także nie wie, że jego zachowanie jest naganne. Ale już wie, że jako „facet” może na pewne zachowania sobie pozwolić. A z drugiej strony – dzieci są seksualizowane na różne sposoby od małego. Procesy te wspiera bardzo mocno popkultura, zwłaszcza w jej warstwie konsumpcjonistycznej. Od teledysków ociekających seksem, billboardów w przestrzeni publicznej, zdjęć w mediach społecznościowych (Instagram jako źródło roznegliżowanych osób pod pretekstem kreowania kultury fit) czy łatwego dostępu do pornografii (choćby na Tumblerze, gdzie nie ma blokady treści). Dzieci wzorce chłoną jak gąbka, to ich element socjalizacji, normy społeczne także ustalają dorośli, a maluchy uczą się w nich funkcjonować. Dojrzałość emocjonalna w świecie z pomieszanymi wartościami przychodzi znacznie później, tak samo jak poczucie odpowiedzialności za własne zachowanie.
Ale to ojciec dziewczynki zachowanie chłopca nazywa wprost „molestowaniem” i „stalkingiem”, być może dlatego, że chodzi o jego córkę. Może inaczej by reagował, np. dumą, gdyby ten chłopiec był jego synem (to też gender!). Przecież wiadomo, że tatusiowie swoje córeczki traktują jak księżniczki i chcą chronić je przed mężczyznami. Z kolei synowie przysparzają poczucia dumy, jeśli odtwarzają wyidealizowane męskie wzorce, zwłaszcza że pokutuje wciąż w niektórych kręgach rozpacz z powodu utraty przez facetów statusu „macho”.
Na szczęście dzieci także można wychować na osoby, które szanują wybory innych, ich uczucia, zachowania, prawo do odmowy. Tylko że trudno rywalizować z wzorcami płciowymi wyidealizowanymi w social mediach, w których atrakcyjność seksualna odgrywa ogromną rolę.
To jest temat do dyskusji, nie upieram się przy swoich analizach i pojęciach, które stosuję (macie inne pomysły, przemyślenia - napiszcie!). Wierzę, że historia – jak to bywa w przypadku dzieci – skończy się dobrze i obie strony zapomną o sprawie. Może być tak, że chłopiec cierpi na deficyt uwagi i odreagowuje je w ten sposób, bo za mało otrzymuje go w domu (różnie bywa, choć rodziców nie chcę też oskarżać, bo ich nie znam).
Jednak jest coś na rzeczy, skoro dziesięcioletnia dziewczynka musi odpędzać się od „adoratora”, któremu wyraźnie powiedziała „nie!”. Tego też uczycie własne dzieci, by potrafiły odmawiać i były asertywne.