Nie kręci w 3D, nie lubi komputerowych efektów specjalnych, woli celuloid od zapisu cyfrowego. Jednocześnie opowiada historie od tyłu, a film o Batmanie widzi jako nową wersję „Opowieści o dwóch miastach” Karola Dickensa. Christopher Nolan nie poddaje się nurtowi i kroczy własną ścieżką.
Blog o kulturze popularnej (nie tylko fantastycznej) i o prasie; zero gier komputerowych (brak czasu), zero polityki (brak słów)
Nazywany jest tradycjonalistą. Nie ma telefonu komórkowego ani konta e-mail, w ogóle nie korzysta z internetu, sam siebie nazywa komputerowym analfabetą. Na planie nigdy nie podnosi głosu, zawsze ubrany jest w koszulę i marynarkę, część aktorów, jak na przykład Joseph Gordon-Levitt, mimo kilku zrealizowanych z Nolanem filmów, wciąż nie może się przełamać, by zwracać się do reżysera po imieniu. Jeżeli tylko może, unika techniki CGI (Computer Generated Images – obrazy generowane komputerowo), więc takie sceny jak słynny wirujący korytarz w „Incepcji” czy zapadające się boisko futbolowe we wchodzącym właśnie do kin „Mroczny Rycerz powstaje” (scena z udziałem 11 000 statystów) kręcone są w studiach i w plenerze. Wraz ze Stevenem Spielbergiem są ostatnimi reżyserami, których filmy zapisywane są na celuloidowej taśmie filmowej, a nie w wersji cyfrowej.
Z dbałości o widza
Błędem byłoby jednak zakładanie, że wszystko to składa się na jakąś wyznawaną przez Christophera Nolana filozofię, że z premedytacją opiera się postępowi, oprotestowując rozwój w branży filmowej. Jeżeli doszukiwać się idei, która leży u podstaw tego, jak pracuje reżyser „Memento”, byłoby to niegodzenie się na żadne kompromisy (w tym finansowe) i stawianie widza na pierwszym miejscu. Kręci na celuloidzie, ponieważ jest przekonany, że obraz rejestrowany w ten sposób jest dużo wyższej jakości, niż cyfrowy. Czuję odpowiedzialność przed publicznością, by kręcić filmy z pomocą technologii o najwyższej jakości, a także by tworzyć je tak, jak tego chcę – deklaruje Nolan. Podkreśla, że ma wielkie szczęście, iż należy do pokolenia, które samodzielnie wycinało ujęcia i sklejało taśmę filmową, bo pozwoliło mu to lepiej poznać proces powstawania filmu. Swego czasu angażował się nawet w akcję propagowania zapomnianego przez Hollywood celuloidu, zapraszając grupę filmowców na pokaz prologu najnowszego obrazu o Batmanie i prezentując im przewagę starszej techniki nad nowszą. Przy okazji chwalił kamerę IMAX, której jako pierwszy użył przy pracy nad filmem fabularnym i którą uważa za najlepszą spośród dostępnych.
Nie lubi komputerowych efektów specjalnych, ponieważ uważa, że ich stosowanie rozleniwiło filmowców: Jeżeli na dalszym planie ujęcia stoi drabina albo jakiś mężczyzna zbiera wiśnie, prędzej zostaną oni wymazani w obróbce komputerowej, niż ktoś przestawi tę drabinę. Naprawdę, to dzieje się każdego dnia – mówi. Sam nie używa nawet obiektywów powiększających – jeżeli chce zrobić zbliżenie, po prostu podchodzi bliżej z kamerą. Według niego CGI używa się w dwóch celach: by zmylić publiczność, że to, co widzą jest prawdziwe, albo by olśnić ich ilością pieniędzy wydaną na efekty specjalne – to drugie w żaden sposób go nie interesuje.
Dostrzega także inny, bardziej praktyczny aspekt kręcenia scen na planie lub w plenerze, zamiast przed greeboxem: Podoba mi się, że takie ujęcia nie mogą być powtarzane bez końca. Dzięki temu wszyscy skupiają się przed wielką sceną.
Sukces dał swobodę
Podejście, jakie ma Nolan, jest jednak niezwykle kosztowne. Ileż łatwiej i taniej byłoby obracać wspomniany wcześniej korytarz na ekranie komputera albo użyć opracowanego na planie „Władcy Pierścieni” programu Massive do wygenerowania tłumu, zamiast spędzać na stadion futbolowy kilkanaście tysięcy statystów. Ta druga scena powstaje na potrzeby filmu, który nawet nie będzie w 3D – ze świecą szukać innego tak zwanego blockbustera, w którym zrezygnowano z tej techniki, a więc i z większych wpływów z droższych biletów. Tymczasem Nolan po prostu powiedział Warnerowi, że chce, aby trylogia o Batmanie była spójna. A oni mu przytaknęli. Pan Nolan nie wykonuje poleceń kierowników jakiejś wielkiej filmy, on naprawdę robi z filmem, co chce – mówi Joseph Gordon-Levitt.
Na taką swobodę musiał jednak zapracować. Swój pierwszy film, „Śledząc” kręcił weekendami, z grupą przyjaciół. Sam finansował produkcję, był scenarzystą, producentem, montażystą, autorem zdjęć, no i oczywiście reżyserem. Obraz trafił między innymi na festiwale w San Francisco i Hongkongu, co pomogło Nolanowi zebrać fundusze na następny film – oparty na opowiadaniu jego brata, Jonathana, „Memento” z Guyem Pearcem i Carie-Anne Moss. To był przełom. Opowiedziana od tyłu historia pragnącego zemsty za śmierć żony Leonarda Shelby’ego zyskała uznanie krytyków i była kasowym sukcesem, Christopherowi i Jonathanowi przyniosła zaś nominację do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz. Następnym obrazem była „Bezsenność” z Alem Pacino i Robinem Williamsem i chociaż filmu nie uznano za rewelacyjny (jedyny w dorobku Nolana, do którego nie napisał scenariusza), zarobił grubo ponad 100 milionów dolarów, dzięki czemu Warner zdecydował się powierzyć mało doświadczonemu reżyserowi tchnięcie życia w historię Człowieka-Nietoperza.
Nolan postawił na realizm, podszedł do komiksowej historii bez żadnych uprzedzeń i zamiast mrocznej bajki nakręcił pełną akcji przejmującą opowieść o zemście i walce o ideały. Trafił tym w dziesiątkę i jednocześnie wyznaczył nowy kierunek w kinie superbohaterskim (do inspiracji Nolanowskimi Batmanami przyznają się twórcy „Niesamowitego Spider-Mana”, w tym duchu utrzymany ma być nowy obraz o Supermanie). Prawdziwym hitem był jednak drugi obraz o bohaterze Gotham, „Mroczny Rycerz”, zgodnie okrzyknięty nie tylko najlepszym filmem na podstawie komiksu, ale jednym z najlepszych w ogóle (Oscarowa rola Heatha Ledgera, który wcielił się w Jokera, przeszła już do historii). Z tego powodu zamykający trylogię o Batmanie „Mroczny Rycerz powstaje” (w kinach od 27 lipca) jest najbardziej oczekiwanym filmem roku.
To jednak nie wszystko. W tak zwanym międzyczasie, w przerwach prac nad kolejnymi przygodami Człowieka-Nietoperza, Christopher Nolan mógł realizować inne projekty. W 2006 roku do kin wszedł „Prestiż” z Christianem Balem i Hughem Jackmannem w rolach dwóch rywalizujących ze sobą iluzjonistów, w 2010 roku zaś „Incepcja”. Ponoć na ten drugi film zgodzono się tylko i wyłącznie dlatego, że reżyser „Batmana – Początku” i „Mrocznego Rycerza”, choć wcześniej tego nie zakładał, zgodził się dokręcenie trzeciego aktu trylogii. Jeżeli to prawda, to włodarze Warnera zrobili interes życia, ponieważ historia złodziei włamujących się do podświadomości innych osób za pomocą snów stała się jednym z najbardziej kasowych filmów w historii.
Sukces „Incepcji” umocnił wiarę studia w Nolana, który – jeżeli „Mroczny Rycerz powstaje” dorówna oczekiwaniom widzów i producentów – zyska swobodę twórczą, o jakiej pomarzyć może większość hollywoodzkich reżyserów.
Już dzisiaj sam sobie dobiera współpracowników (nie licząc „Śledząc”, autorem zdjęć do wszystkich jego filmów był Wally Pfister, którego poznał na planie „Memento”) i aktorów – Michael Caine grał w pięciu jego ostatnich filmach, Christian Bale w czterech, Tom Hardy, Joseph Gordon-Levitt i Marion Cotilliard z planu „Incepcji” trafili do trzeciego Batmana, Ken Watanabe i Cillian Murphy na odwrót: najpierw zagrali w „Batman – Początek”, by następnie śnić na planie „Incepcji”. Długo też pracuje nad kolejnymi filami, co wiąże się przede wszystkim z tym, że nie korzysta z reżyserów drugiego planu, mimo iż w przypadku dużych produkcji jest to powszechna praktyka (nad „Władcą Pierścieni” w pewnym momencie pracowało nawet pięć ekip). Nolan woli jednak wszystko robić samemu, argumentując, że gdyby chciał powierzyć reżyserię jakiś scen komuś innemu, to w ogóle nie brał by się za realizację danego filmu. Ogólnie lubi mieć nad wszystkim osobistą kontrolę, dlatego też zwykle kręci z użyciem tylko jednej kamery (kilku używa wyłącznie w scenach z kaskaderami), nie odstępując jej na krok – większość reżyserów woli siedzieć w wygodnym fotelu, obserwując wszystko na ekranie monitora. Na planie nie lubi nudy i luźniejszych dni, woli, gdy grafik jest bardzo napięty, do tego jest perfekcjonistą – każdy jego film to dzieło skończone, bez żadnych alternatywnych zakończeń czy wyciętych scen, które można potem dokleić do wersji na DVD.
Samouk bez szkoły
Wyróżnia się w Hollywoodzie (i nieustannie dziwi praktykom innych reżyserów), ponieważ do świata filmu trafił bocznymi drzwiami. Nie kończył żadnej szkoły filmowej, dyplom ma zaś z literatury angielskiej. Wszystkiego uczył się sam, w czasie studiów kręcąc krótkometrażówki, przede wszystkim zaś na planach „Śledząc” i „Memento” – zwłaszcza przy tym pierwszym odpowiedzialny był niemal za każdy aspekt produkcji (pomagał nawet przy muzyce), poznał więc proces tworzenia filmu od podstaw. I pokochał każdy jego aspekt – zapewne gdyby nie amerykańskie przepisy, narzucające ścisły podział prac na planie, wciąż dłubałby przy oświetleniu i scenografii, tymczasem musi ograniczać się do roli reżysera, scenarzysty i producenta.
Czas poświęcony studiom nad literaturą nie był jednak zmarnowany. Miłość Nolana do książek, zwłaszcza zaś fascynacja oryginalnymi technikami narracyjnymi są wyraźnie widoczne w jego filmach. Który inny reżyser opisywałby wakacyjny hit z Człowiekiem-Nietoperzem w roli głównej, w którym planuje wysadzić pół Gotham, jako przeniesienie do filmowo-komiksowych realiów „Opowieści o dwóch miastach” Karola Dickensa? To też pokazuje, jak rozumują bracia Nolanowie (scenariusz do „Mroczny Rycerz powstaje” pisali wspólnie) – podczas gdy większość filmowców swoje dzieła będzie opisywać jako „nowe Avatary” czy „lepsze od Władcy Pierścieni”, oni odwołują się do klasycznej powieści XIX-wiecznej.
Dickensowski Batman w reżyserii Christophera Nolana do kin trafi pod koniec lipca. Co dalej? Na pewno nie kolejna odsłona przygód Człowieka-Nietoperza – Warner chce zrestartować serię, Nolana namówili jednak tylko na bycie producentem. Wiadomo, że twórca „Incepcji” zaangażowany jest w prace nad nowym filmem o Supermanie, pałeczkę reżysera oddał jednak Zackowi Snyderowi. Może więc Bond? Obok „2001: Odysei kosmicznej”, „Łowcy androidów” i „Lawrenca z Arabii” ulubionym filmem Nolana jest „W służbie Jej Królewskiej Mości”, od lat deklaruje także, że z chęcią wyreżyserowałby film o agencie 007. Jeżeli „Mroczny Rycerz powstaje” odniesie sukces, trudno sobie wyobrazić, aby ktoś był w stanie mu odmówić.