„Fotograf” to na poły komiks, na poły album ze zdjęciami – obie formy w sumie składają się na reportaż z wyprawy francuskiego dziennikarza do ogarniętego wojną Afganistanu.
Blog o kulturze popularnej (nie tylko fantastycznej) i o prasie; zero gier komputerowych (brak czasu), zero polityki (brak słów)
Powstałe stosunkowo niedawno wydawnictwo komiksowe o zaskakującej i oryginalnej nazwie Wydawnictwo Komiksowe konsekwentnie buduje swoją pozycję. Publikuje sporo, rzeczy różnorodne, w tym choćby świetne „Ostatnie dni Stefana Zweiga” Seksika i Sorela. Na dzień dzisiejszy perłą w ich koronie jest jednak efektowny „Fotograf” Didiera Lefèvre’a i Emmanuela Guiberta.
Uwagę zwraca przede wszystkim rozmiar tego albumu, niemalże dwukrotnie większego, niż większość twardookładkowych edycji komiksów. Do tego mamy obwolutę i tłoczoną okładkę, w środku zaś ponad dwieście pięćdziesiąt stron kolorowych rysunków, przemieszanych z mnóstwem czarno-białych fotografii. Ten miks to cecha charakterystyczna reportażu Lefèvre’a.
Reportażu z 1986 roku, kiedy to autor i zarazem tytułowy fotograf, Didier Lefèvre, przyłączył się do wyprawy Lekarzy Bez Granic, zakładających w ogarniętym wojną Afganistanie swoje placówki. Czytelnik towarzyszy bohaterowi od momentu przylotu do Pakistanu, poprzez krótki okres przygotowań, a następnie pierwsze trudne dni w Afganistanie, późniejszy jeszcze trudniejszy okres podróży do położonej w innej części kraju wioski, aż wreszcie podczas dramatycznego powrotu do domu. Wraz z nim trafiamy w centrum wydarzeń, między ludzi próbujących żyć w tych niebezpiecznych czasach, w tym niebezpiecznym miejscu.
I w zasadzie moją jedyną uwagą do „Fotografa” jest fakt, iż album za bardzo skupia się na dziennikarzu, a za mało na Afgańczykach. Owszem, sam tytuł bardzo wyraźnie wskazuje, kto jest głównym bohaterem komiksu, niemniej po reportażu z wyprawy do innego kraju spodziewałbym się głębszego spojrzenia na jego kulturę i obyczaje. Tymczasem czytelnik dostaje relację z podróży, z naciskiem na odczucia fotografa, jego marudzenie na niewygody i kierowanie metaforycznego obiektywu na siebie, zamiast na otoczenie. Po prawdzie po lekturze nie czuję, jakbym choć odrobinę lepiej poznał Afganistan, owszem, zdjęć otrzymujemy mnóstwo, zdarzają się całe strony zapełnione tylko nimi, Lefèvre tłumaczy także niektóre niuanse życia społecznego, po krótkiej chwili wraca jednak do pisania o tym, jaki jest głodny, jak bolą go nogi czy jak marzy o prysznicu. „Fotograf” w mniejszym stopniu jest więc reportażem z ogarniętego wojną i egzotycznego z europejskiego punktu widzenia kraju, w większym zaś relacją-kroniką z wyprawy Francuza w dzikie rejony pustynnego państwa.
Oczywiście, nawet ta perspektywa jest ciekawa, bo opisuje konfrontację naszego europejskiego stylu życia z warunkami egzystencji w mniej przyjaznych ludziom regionach, do tego w tym wypadku nękanych działaniami wojennymi – już samo to czyni „Fotografa” godnym uwagi. Choć mnie najbardziej do gustu przypadła ciekawa forma, łącząca w sobie komiks z albumem fotograficznym, w największej mierze urzekło mnie takie dobranie rysunków, aby same w sobie w dużym stopniu naśladowały fotografie – efekt prezentuje się świetnie. Nie do przecenienia jest także fakt, iż opisywana historia wydarzyła się naprawdę, czego świadomość pozwala czytelnikowi odbierać ją na innym poziomie. Mimo wad, jeden z najciekawszych komiksów roku.