Już za kilka godzin w stolicy Meksyku rozpocznie się szczyt państw G20, z udziałem szefów banków centralnych i ministrów finansów – potrwa do niedzieli. Kiedyś baczniej obserwowany przez rynki finansowe, teraz już nieco mniej. Zwłaszcza, że najpewniej po raz kolejny potwierdzi pogłębiające się podziały wśród globalnych decydentów.
Wszystko rozbije się o pomoc dla zmagającej się z problemami strefy euro . I niech nie zmylą nas słowa japońskiego ministra Jun Azumi, który przed spotkaniem przyznał, że tematyka europejska będzie kluczowa.
Jeszcze w czwartek źródła kanadyjskie otwarcie przyznały, że najpewniej nie uda się zawrzeć szczegółowego porozumienia w kwestii zwiększenia funduszy MFW, które miałyby zostać użyte na walkę z kryzysem. Tyle, że krytyczne nastawienie Kanady i USA w tej kwestii nie jest nową rzeczą. Przypomnijmy, że chodzi o 600 mld USD, na które w połowie miałaby złożyć się Europa (to ciekawy paradoks), w reszcie miałyby partycypować Chiny, Japonia i być może Brazylia, Argentyna, Szwajcaria, czy też Australia.
Wprawdzie sceptycy mają teraz mniej krytycznych argumentów względem strefy euro, niż jeszcze kilka miesięcy temu, to jednak wydaje się, że temat zostanie odsunięty na kwiecień. To kolejny sygnał, iż światowi decydenci tak naprawdę oczekują od Europy, że ta sama upora się z własnymi problemami – poprzez połączenie i zwiększenie mocy funduszy ratunkowych EFSF i ESM. To jednak może być dość trudne, biorąc pod uwagę potencjalny opór Niemiec w tej materii. W jakim stopniu impas na szczycie G20 może przełożyć się na sytuację na rynkach?
Co najwyżej stwarzając pretekst to nieznacznej korekty, która właśnie zaczyna mieć miejsce (piątek, godz. 14:20). W dłuższej perspektywie optymizm powinien się utrzymać, gdyż dla rynków finansowych najważniejszym punktem kalendarza staje się zaplanowana na środę, 29 lutego, aukcja gigantycznych, 3-letnich pożyczek dla europejskich banków z ECB.