Ponad 10 lat temu, w obliczu ataków terrorystycznych 11/09, w międzynarodowym gronie ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w swoich krajach, rozmawialiśmy o zagrożeniach, które mogą wywołać rozpowszechniane przez terrorystów wirusy. Przypomnę tylko o wągliku w amerykańskich kopertach i ewakuacjach Białego Domu.
Wtedy w Polsce stworzono nowoczesne podstawy diagnozowania zagrożeń biologicznych, a w ówczesnym BBN-ie powstały poważne opracowania na ten temat, połączone z profesjonalnymi ćwiczeniami. Ponadto, specjalistyczny ośrodek Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Puławach przy wsparciu amerykańskich partnerów uzyskał status BSL-3. Ten tajemniczy skrót oznacza, że w 4-stopniowej skali jakości mieliśmy laboratorium prawie najlepsze. Najlepsze mieli Amerykanie – BSL-4.
Przez ponad 10 lat laboratorium klasy "3" zyskał jeszcze sanepid w Warszawie, ale "4" Polska jak nie miała, tak nie ma. W 2007 roku powstał co prawda plan zbudowania w Puławach odpowiedniej instalacji, ale według mojej wiedzy do dziś nie został zrealizowany. Warto podkreślić, że laboratoria najwyższej klasy mają Czechy, Niemcy, Białoruś i wiele innych europejskich krajów, a wspominam tylko naszych sąsiadów.
W praktyce oznacza to, że w przypadku podejrzenia zakażenia ebolą na terytorium Polski badania muszą trwać co najmniej dwa dni. Jak tego typu opóźnienie wpływa na decyzje o kwarantannie, łatwo sobie wyobrazić.
Chciałbym, aby polskie władze uczciwie powiedziały, co są w stanie zrobić, a czego nie. Obawiam się, że bez drastycznych decyzji dotyczących izolacji grup podejrzanych o zakażenie, nie uchronimy się przed najgorszym.
Gdy Amerykanie zdiagnozowali pierwszego pacjenta zakażonego ebolą, próbowali, metodą kosmetyczną, izolować jego i najbliższych. Dzisiaj, mimo ogromnie zaawansowanej techniki, nie kontrolują zakażeń we własnym kraju. Nie działają stroje ochronne, bo personel nie umie ich używać, szuka się nowych lekarstw. Przypomnę – w USA. W Polsce bez natychmiastowej mobilizacji służb epidemiologicznych, cywilnych i wojskowych, możemy zaplanować sobie poważny dramat.
Co na to wszystko pani premier, która przecież jest lekarzem?