Łatwiej pisać o Józefie Oleksym dzień po pogrzebie. Wczoraj dominowały emocje, a właściwie emocje i wspomnienia.
REKLAMA
Tłum czekający na Powązkach składał się z ludzi, którzy mieli co wspominać. Ciepło, przyjaźnie, ale też nutką sarkazmu i złośliwości. Nie dało się mówić inaczej o Józefie, jeśli się go znało politycznie i towarzysko. To mrowie wspomnień świetnie nad grobem podsumował Aleksander Kwaśniewski. Dał zgromadzonym skróconą lekcję historii ostatnich 25 lat. Tej historii, którą współtworzył Józef Oleksy i tysiące mu podobnych.
Aleksander Kwaśniewski, wspominając Józefa, mówił w pierwszej osobie liczby mnogiej. Rzeczywiście, gdyby wykorzystać wspomnienie o życiu Naszego Przyjaciela, lewica jawi się jako pełnoprawny, skuteczny uczestnik ostatnich 25 lat. Szkoda, że te słowa brzmiały lepiej nad trumną, niż w pałacach i gabinetach, gdy w czerwcu ubiegłego roku Rzeczpospolita oficjalnie świętowała swój jubileusz i rozdawała ordery. Według tamtej wersji autorem przemian była wszelkiej maści Solidarność, a komuna co najwyżej nie przeszkadzała.
Po śmierci Józefa Oleksego wydarzył się jednak cud medialny. Wszyscy zaczęli pisać o nim dobrze. Mnie najbardziej wkurzał i wciąż wkurza protekcjonalny ton nawróconych publicystów. Okazuje się, że umarł dobry komuch i w sumie to wystarczy umrzeć, aby z miejsca komucha zwykłego awansować do przedziału z napisem "dobry". Dość to żenujące i nie przynosi chwały autorom. Wydaje im się, że udzielają naszemu środowisku rozgrzeszenia. W swej krótkowzroczności nie są w stanie nazwać pozytywnych faktów po imieniu, zwłaszcza za życia.
Józef Oleksy był skopany przez antykomunistyczną władzę. Poprzez prowokację i oskarżenia o zdradę miał być odstrzelony jako pierwszy. Zaraz po nim Wałęsa, Milczanowski, Czempiński, Zacharski, Fąfara mieli na celownikach Kwaśniewskiego i Millera. Nie udało się, bo to my obroniliśmy Józefa Oleksego.
Wczoraj na Powązkach aksamitny sznur dzielił uczestników na dwie grupy. Ci lepsi, legitymujący się badżami, stali bliżej trumny. Tysiące innych, bez identyfikatorów, stały dalej, za to z lepszymi wspomnieniami.
PS Rzecz jasna z osób z pierwszej grupy wyłączam rodzinę, duchownych i najbliższych politycznych sojuszników.
