W najnowszym numerze rosyjskiego czasopisma "Мир перемен" ukazał się mój artykuł zatytułowany "Как это случилось? Вспоминая революцию 1989 г. в Польше" czyli "Jak to się stało? Subiektywne wspomnienie rewolucji w Polsce od 1989 roku."
Poniżej zamieszczam polską wersję tekstu. Zapraszam do lektury.
W ubiegłym roku świętowaliśmy 25 lat polskiej rewolucji. Rok 1989 był początkiem przemian, podczas których zmieniło się w Polsce wszystko. Ale czy słowo "rewolucja" jest słowem odpowiednim? Są tacy, którzy uważają, że nie było w Polsce rewolucji, nie było tego momentu "X", tego momentu, w którym nagle wszystko się zaczęło. Niektórzy mają pretensję, że historia nie obdarzyła nas symbolem, który można by wspominać. We Francji zburzono Bastylię, bolszewicy strzelali z Aurory, Niemcy obalili mur. A my nic. Dla sporej części polskiej opinii publicznej 4 czerwca i wybory, które odbywały się na podstawie umów pomiędzy ówczesną partią i opozycją solidarnościową, takim wydarzeniem nie jest. Dlaczego? Wtedy władza i opozycja zawarły kompromis, który, i tu też trwa spór, dla jednych był początkiem przejmowania władzy, a dla innych był pomysłem na utrzymanie władzy.
Jak to się stało, że wybory, które dawały gwarancję partii na utrzymanie władzy były początkiem jej końca? Jak to się stało, że struktura obdarzona pełnią władzy musiała tę władzę oddać i uczyniła to bez zachowań typowych dla innych reżimów, tj. oporu, sięgania po broń, sięgania po aparat przemocy?
Gdybym chciał jednym zdaniem odpowiedzieć na zadane pytania, powiedziałbym tak: na skrzydłach buntu ludzi kulawa demokracja doprowadziła do zmiany systemu, który stracił legitymację społeczną. Upadła ideologia, w którą na samym końcu nikt już nie wierzył. Erozja trwała długo, ale koniec był nagły. Rozmiaru społecznego buntu nie umiała ocenić ani ówczesna władza, ani opozycja, ani nawet Kościół.
Warto rzetelnie przeanalizować przesłanki, które doprowadziły do tego zrywu. A więc po kolei.
Opozycja
Była w Polsce zawsze. Najczęściej stanowiły ją grupy intelektualistów katolickich. Pod cenzurą wydawano prasę sponsorowaną przez Kościół, działał katolicki prywatny uniwersytet. Dopiero jednak w latach 70-tych słowo "opozycja" nabrało politycznego charakteru. Po brutalnym stłumieniu protestów robotniczych w Radomiu powstał Komitet Obrony Robotników.
Były to grupy nieliczne, inteligenckie, zaciekle zwalczane przez PZPR. Próbowano ograniczyć ich znaczenie i kompromitować. Aktywistów zamykano do więzień. Nieskutecznie. Gdy w roku 80-tym wybuchła Solidarność, a potem zarejestrowano związek zawodowy o tej nazwie, nieliczni aktywiści opozycji stali się zapleczem intelektualnym robotniczego protestu. Do "Solidarności" zapisało się 10 milionów ludzi! Na początku panował masowy entuzjazm, bo gdańscy robotnicy, ustami doradców i Komitetu Obrony Robotników wykrzyczeli to, co myślały miliony. Ludzie chcieli lepszego życia i mieli dość stagnacji.
W sierpniu 1980 roku ludzie zobaczyli na wielką skalę, że może być inaczej, że istnieje wolność słowa. Codziennością państwa socjalistycznego stały się wiece, pochody, demonstracje, strajki, spory. Również w telewizji. Niebawem władza zaostrzyła kurs i wprowadzono stan wojenny. Czar prysł. Tysiące ludzi uwięziono, ale marzenia pozostały.
W ostatecznym rozrachunku więzienia stały się kuźnią kadr przyszłościowej elity solidarnościowej. Opozycja wzmocniła się, zbudowała swój etos. Liderzy, po wyjściu na wolność, nawiązali niezbędne kontakty z Zachodem.
Kościół Katolicki
Zawsze w Polsce był enklawą niezależności w od władz. Biskupi znali swoją siłę i czuli rząd dusz. Jednak pontyfikat Jana Pawła II wpływy te niesamowicie umocnił. Kościół stał się miejscem dyskusji, edukacji, a w stanie wojennym pomocy dla rodzin więzionych. Dzisiaj nie jest tajemnicą, że znaczące wsparcie dla podziemnej Solidarności, dla nielegalnych wydawnictw, szło do Polski za pośrednictwem duchownych. Przy kościołach miała miejsce dystrybucja wielkiej pomocy humanitarnej, jaką świat zorganizował dla Polaków w stanie wojennym. W kościele spotykali się różnego rodzaju intelektualiści. Można było tam nieskrępowanie mówić. Odbywały się liczne szkolenia studentów, którzy chcieli poznawać pełną historie swojego kraju.
Gdy wspominamy przy tej okazji Papieża, musimy pamiętać, że to właśnie za jego sprawą, w Polsce pod rządami PZPR, w czasie jego pielgrzymek, zbierały się miliony. Tak było w Krakowie w 1979 roku, gdy jako studenci wraz z żoną na błoniach czuliśmy potęgę tłumu i papieskiego słowa. Społeczeństwo pokazało, że potrafi być zdyscyplinowane, zorganizowane i w pełni niezależne od tego, co reprezentuje władza.
Własność prywatna
Przez cały czas istnienia PRL istniała całkiem rozbudowana prywatna własność. 80% ziemi należało do rolników, którzy nie dali się skolektywizować, utrzymali swoją własność. Istniała prywatna przedsiębiorczość. Funkcjonowało sporo zakładów przemysłowych, rolnych, warsztatów mechanicznych. Ci ludzie funkcjonowali i produkowali na obrzeżach systemu. Władze ich niechętnie tolerowały, jednak bez prywatnego obrotu warzywami i owocami na targowiskach nie byłoby nic. Ci przedsiębiorcy i rzemieślnicy nie zawdzięczali swej majętności państwu. Wręcz przeciwnie, władza utrudniała im życie jak tylko mogła.
Młodzież i Europa
Pokolenie, które w roku ’80 i ’90 było w kwiecie wieku, znało świat. Byli to w większości ludzie wykształceni, którzy skorzystali z otwarcia granic. Z Polski można było wyjeżdżać w latach ’70 i główną przeszkoda był brak pieniędzy, a nie brak paszportu.
Setki tysięcy studentów pracowały każde wakacje za granicą. Najchętniej w Szwecji i Austrii, bo nie obowiązywały nas wizy. Sam w ten sposób poznałem szwedzki socjalizm i bardzo mi się spodobał. Większość wracała i widziała, że świat może być inaczej zorganizowany. Na Zachodzie panował porządek. Dominowała prywatna własność, ale nędzy na ulicach się nie spotykało. Wszędzie poza naszym krajem żyło się lepiej. Obraz Zachodu, kreowany latami przez komunistyczną propagandę legł w gruzach. To była refleksja mojego pokolenia, które gdy uzyskało możliwość wyboru, skorzystało z niej.
Gospodarka
Polska gospodarka była w stanie niekończącego się kryzysu. W Polsce obowiązywał system kartkowy na paliwa, mięsa. Brakowało wszystkiego, a kolejki stały się częścią pejzażu. Rząd ogłaszał kolejne plany naprawy, ale nie było wątpliwości, że PZPR nie jest w stanie zrobić nic, żeby ten stan zmienić.
Gorbaczow
Ważnym elementem partyjnej propagandy była teza, że ZSRR na zmiany w Polsce nie pozwoli. Przykłady Czechosłowacji i Węgier miały swoją wagę. Do czasu przyjścia Gorbaczowa. Byłem wtedy redaktorem naczelnym tygodnika "itd" - miałem 34 lata. Nasi partnerzy ze "Studenckiego Meridiana" mogli w pewnym momencie pisać więcej niż my! "Pieriestrojka" i "glasnost" działały na wyobraźnię społeczną. Polska partia z tej nowej przestrzeni nie korzystała, bądź korzystała za mało. Sama PZPR była biurokratycznym, skostniałym zlepkiem aparatu. Ci ludzie bali się zmian i po cichu marzyli, że można stare porządki przywrócić siłą.
Z kolei młodzi po obu stronach barykady domagali się gruntownych zmian.
Rok 1989 był momentem, w którym wyczerpał się moralny mandat PZPR. Nie było opozycji, która stanowiłaby gotową alternatywę. Nie istniał jakiś gabinet cieni. Owszem, działacze opozycji chodzili po ulicach, istniał drugi obieg prasy, literatury, kluby dyskusyjne. Po władzę nikt nie sięgał. PZPR, pod wodzą gen. Jaruzelskiego zaproponowała sekretne rozmowy liderom podziemia, które już żadnym podziemiem nie było. Geremek, Kuroń, Michnik, Mazowiecki wynegocjowali kompromis. I wtedy rozpoczęły się rozmowy przy Okrągłym Stole. Widok był szczególny. Wokół stołu zasiadło kilkudziesięciu dygnitarzy partyjnych i podobna liczba działaczy opozycji. Okrągły Stół dla wielu w partii był postrzegany jako sposób na trwanie przy władzy, nie jako przepis na transformację.
Obserwowałem wielotygodniowe dyskusje przy "podstoliku" do spraw mediów i młodzieży. Mogłem z bliska oglądać ludzi, którymi całe lata straszono moje pokolenie: Kuronia, Michnika, Geremka. Byli całkiem sympatyczni.
Umowa zakładała, że po częściowo wolnych wyborach w czerwcu 1989 roku PZPR i partie satelickie (SD i PSL) zachowają większość konstytucyjną. Nie była więc pomysłem na gruntowne zmiany. Była pomysłem na dopuszczenie opozycji do głosu, a nie do władzy. Porozumienia Okrągłego Stołu gwarantowały objęcie funkcji prezydenta przez pierwszego sekretarza PZPR Wojciecha Jaruzelskiego.
PZPR poniosła jednak klęskę. Tam, gdzie można było nie wybierać ludzi z PZPR, tam ich nie wybierano. W bezpośrednich, większościowych wyborach do senatu 99 miejsc otrzymała opozycja. PZPR nie wygrała nigdzie. Siła sprzeciwu wyrażonego w wyborach była tak wielka, że PZPR się rozpierzchła. Pozostał gmach Komitetu Centralnego, aparat, formalna reprezentacja w Sejmie (jako opozycja) i ten strach...
Satelici PZPR wykorzystali pierwszą okazję, aby dogadać się z Solidarnością, co wystarczyło do utworzenia rządu Mazowieckiego. Stało się tak na skutek przypadku. Nikt w PZPR nie zakładał, że sprawdzeni przez lata "ludowcy" i "rzemieślnicy" zdradzą przewodnią siłę.
Mieliśmy więc dwa szalone lata 89 – 91 kiedy działał Sejm kontraktowy. Prawie polowa posłów należała do partii, która przestawała istnieć na ich oczach. Ta połowa oddała władzę. Zatrzymano tylko formalnie resorty siłowe w rękach PZPR. Waśnie wtedy, przez dwa lata bałaganu i zamętu zostały stworzone podstawy ustroju politycznego, ale też gospodarczego.
Warto odpowiedzieć na pytanie: co się stało z 2 milionami członków PZPR? Większość z nich nie czuła się odpowiedzialna za przestępstwa i zbrodnie, które PZPR miała na swoim sumieniu. Traktowano szansę, która otwiera się przed Polską również jako własną szansę. Mogę powiedzieć, że gdy dokonały się zmiany, gdy nastąpiło rozwiązanie PZPR na początku 1990 roku, większość jej byłych członków nie przeciwstawiała się zmianom, zajęła się własnymi zadaniami, część zaczęła pracować w nowych realiach na własny rachunek.
Najważniejsze było to, że grono byłych członków PZPR zdecydowało się prowadzić działalność w nowych realiach politycznych. Ta narodziła się nowa partia – SdRP, a jej liderem wybrano Aleksandra Kwaśniewskiego. W kierownictwie dominowali jego rówieśnicy, do których również ja się zaliczałem. Zostałem redaktorem naczelnym partyjnego dziennika TRYBUNA i członkiem Centralnego Komitetu Wykonawczego. Nie było nas wielu. Gdy policzyliśmy pierwszy raz liczbę członków SdRP to liczba sięgała kilkudziesięciu tysięcy osób, bardzo różnie reprezentowanych w różnych częściach Polski. Wiedzieliśmy, że demokracja daje szansę opozycji. Było pewne, że prędzej czy później dojdzie do wyborów i mamy szansę na mandat, który pozwoli objąć władzę. I to był klucz do sukcesu, również sukcesu Polski. Zajęliśmy miejsce, które należy się opozycji i potwierdziliśmy swoją wagę w wyborach, które miały miejsce w roku 1991.
Lata 1989-1991 to szalony czas w gospodarce. Obudziliśmy się zaraz po rewolucji politycznej w czasach katastrofy gospodarczej, inflacja sięgała kilkuset procent. Pieniądz tracił na wartości z dnia na dzień, oszczędności legły w gruzach, zwłaszcza te trzymane w walutach. Gdy zlikwidowano kartki na mięso nikt nie wierzył, że kraj się utrzyma.
Ale zdarzył się cud, nagle okazało się, że mięso, które prywatni producenci mogli dostarczać bez ograniczeń do miast, stało się towarem powszechnie dostępnym, podobnie padł mit dolara, który zawsze stanowił najstabilniejsza walutę oszczędności, wtedy uwolniono rynek walutowy w Polsce. Można było bez ograniczeń kupować różne waluty. W tym wielkim trzęsieniu ziemi, które dokonywało się w Polsce, pojawił się Leszek Balcerowicz, doktrynalny liberał, który przy poparciu większości parlamentu kontraktowego, uporządkował podstawy polskiej gospodarki. Powiedzmy wprost – uporządkował wielkim kosztem, gdyż wiele ludzi straciło pracę. Zlikwidowano, często dla doktryny liberalnej, wielkie państwowe gospodarstwa rolne. Te tereny są nadal miejscem wstydu państwa polskiego i wielkiej biedy. Nie dało się już tego, co zrobiono w ciągu tych lat odwrócić, rozpoczęła się w Polsce na wielką skalę prywatyzacja. Odbyła się oczywiście kosztem wielkich zakładów państwowych, ale w ich miejsce, dzięki inwestycjom zagranicznym powstawały nowe fabryki. Przy okazji utraciliśmy to, co było dumą naszego kraju – polskie samochody, stocznie, i dużo produktów, które, wydawałoby się, tworzą polską markę na świecie
Początek kolejnego etapu polskiej transformacji pieczętują wybory prezydenckie. W pokoju i bez walki władzę oddał Wojciech Jaruzelski. Wygrał Lech Wałęsa. Niecały rok później rozpisano wybory parlamentarne. Nastąpił koniec okresu, gdzie organizację państwa i rządu regulowały umowy Okrągłego Stołu. Już nie pasowały zupełnie do przemian, która nabierały tempa w Polsce i w krajach sąsiednich.
W tym samym czasie narastały konflikty w Solidarności. Nowy związek zawodowy, który przejął odpowiedzialność za Polskę, bardzo szybko podzielił się według kryteriów politycznych, a tak naprawdę według tego, kogo popierał Wałęsa, a kto z nim konkurował. Tych pęknięć później było więcej, a w ich wyniku powstawały liczne partie polityczne. Gdy Wałęsa został prezydentem stało się oczywiste, że chce rządzić twardą ręką. Nie pozwalała mu jednak na to obowiązująca konstytucja.
Niebawem prezydent otrzymał mocne uprawnienia. Wybory parlamentarne stały się koniecznością. Za samorozwiązaniem Sejmu kontraktowego byli niemal wszyscy. Po wyborach prezydenckich funkcję Prezesa Rady Ministrów przestał sprawować Tadeusz Mazowiecki. Pojawia się nowa postać Jana Krzysztofa Bieleckiego – osoby, która wcześniej nie była znana, ale tak naprawdę rządził Wałęsa.
My, jako partia postkomunistyczna, czekaliśmy na wybory, aby zdobyć wiarygodność i sprawdzić, czy ludzie nas chcą. Nas, z całym bagażem PRL, czy też odrzucają istnienie takiej partii.
Rok 1991 zapoczątkował nowy wizerunek polskiej sceny politycznej. Władzę przejęła prawica, ale my otrzymaliśmy bardzo dobry wynik wyborczy, w pierwszym demokratycznie wybranym sejmie zasiadało aż 60 naszych posłów. Piszę "aż", bo parlament był rozdrobniony, partie były nieliczne, a koalicje po prawej stronie miały mniej lub bardziej radykalny wymiar. Liczyliśmy wtedy, że czeka nas długi czas uczenia się demokracji, przygotowywania programów politycznych, ale mieliśmy ten sam mandat, który dzierżyli w dłoniach ludzie, którzy dwa lata wcześniej obalili rządy PZPR. W sumie to było optymistyczne i fascynujące. Sam objąłem mandat posła z Kalisza i zostałem rzecznikiem prasowym Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
A Polsce po wyborach 1991 rozkwitła demokracja! W Sejmie zasiadało 29 ugrupowań! 11 z nich miało po 1 pośle. Było tam więc wszystko – od Partii Przyjaciół Piwa po liczne ugrupowania katolickie, mniejszości narodowe i Partię "X". Przez dwa lata rządziła prawica. My, tj. SLD, byliśmy izolowani i lekceważeni. Mieliśmy więc czas, aby rozmawiać z wyborcami, byliśmy wśród ludzi. Nasze notowania powoli, ale wyraźnie rosły. Zmieniali się premierzy, koalicje, pojawił się problem lustracji. Jedno było jednak stabilne – Lech Wałęsa walczył ze wszystkimi. Próbował wiele razy rozwiązać Sejm, aż w końcu, w połowie 1993 roku, to mu się udało. Chwilę wcześniej zostałem wybrany do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Pierwszy postkomunista wszedł z wyboru do organu administracji państwowej nowej Rzeczpospolitej!
W przedterminowych wyborach wystartowało ponad 30 ugrupowań, ale tym razem obowiązywał pięcioprocentowy próg wyborczy. To zdecydowało o składzie nowego parlamentu. Wybory wygrał SLD z poparciem 20%, ale uzyskał aż 170 mandatów, tj. 37% W ławach poselskich zasiadało zaledwie 7 ugrupowań. W tej sytuacji powstała koalicja SLD i PSL, która sformułowała rząd. Tekę premiera objął Waldemar Pawlak z PSL, ale większość ministrów pochodziło z naszego nadania.
Minęły zaledwie 4 lata od "rewolucji", a nasza partia, poprzez umiejętne dostosowanie się do reguł gry, poprzez obcowanie z wyborcami, współrządziła krajem! Niebawem nastąpiła zmiana na stanowisku premiera, którym został Józef Oleksy, członek SLD. Nawet najśmielsi optymiści nie sądzili, że stanie się to tak szybko. Rzecz jasna zapłaciliśmy sporą cenę za tak szybkie przejęcie władzy. Nie mieliśmy dobrze przygotowanych programów, zwłaszcza w gospodarce. W dużym stopniu kontynuowaliśmy liberalne reformy, które zapoczątkowały ugrupowania poprzednich rządów. W polityce społecznej, socjalnej i ochronie zdrowia nie mogliśmy za wiele zrobić, ponieważ państwo było biedne.
Od początku było wiadomo, że Lech Wałęsa będzie wrogiem tego rządu. Wszelkimi sposobami próbował walczyć. Zgodnie z obowiązującą konstytucją miał swoich ludzi na czele ministerstw obrony, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. W końcowej fazie swojej prezydentury zmontował intrygę z udziałem służb specjalnych, w wyniku której premier Józef Oleksy został posądzony o współpracę w rosyjskim wywiadem.
W 1995 roku odbyły się w Polsce wybory prezydenckie. Przeciwko Wałęsie kandydował Aleksander Kwaśniewski. Wtedy 41-letni szef SLD postanowił zmierzyć się z legendą polskich przemian, laureatem nagrody Nobla, z człowiekiem, który uprawiał politykę z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej w klapie marynarki. Wałęsę respektował cały świat, był znakiem firmowym polskich przemian. Mało kto jednak dziś pamięta, że w ostatnich latach swojej prezydentury Wałęsa był nieznośny, kontrproduktywny dla polskich reform. Ośmieszał nas na świecie proponując wyssane z palca koncepcje polityczne. Spierał się ze wszystkimi i o wszystko. Wałęsę krytykowały nawet elity solidarnościowe. Pomysł Kwaśniewskiego w tamtej kampanii sprowadzał się do jednego – "będę zaprzeczeniem Wałęsy, będę nowoczesny, koncyliacyjny i przewidywalny". Zresztą dwa hasła wyborcze z pierwszej i drugiej tury wyborów oddają istotę naszego myślenia w tamtym czasie. Najpierw Kwaśniewski zachęcał, abyśmy "wybrali przyszłość", a potem, gdy konfrontował się tylko z Wałęsą mówił, że chcemy "wspólnej Polski".
Kwaśniewski wkroczył do zimnego, opustoszałego Pałacu Prezydenckiego w wigilię, 24 grudnia 1995 roku. Polska była w szoku po jego zwycięstwie. W szoku był też kawałek świata na czele z naszymi amerykańskimi partnerami. Pojawiły się pytania o to, jaka będzie Polska współrządzona przez lewicowy rząd i lewicowego prezydenta. Było tak wiele zaniedbanych spraw, że trzeba było z miejsca przystąpić do pracy.
Objąłem wtedy stanowisko sekretarza stanu i doradcy politycznego prezydenta. Na początku próbowaliśmy zdefiniować główne priorytety tej kadencji, mając świadomość, że ważą się losy naszego członkostwa w NATO. Wiedząc, że bez wyraźnych starań o członkostwo w Unii Europejskiej ta szansa również może nam przepaść. 3 stycznia 1996 roku zasiadłem w gabinecie w Pałacu Prezydenckim i nie było czasu na refleksję, jak to się stało, że dzierżyliśmy pełnię władzy w Polsce, jak to się stało, że demokracja w mocny sposób umiała odpłacić za pokorę i ciężką prace. Myślę, że kluczem do zrozumienia tego sukcesu była umiejętność wyciągania wniosków z własnych przegranych i podporządkowanie się wyrokom demokracji. Ci, którzy przegrywają, legitymują sukces zwycięzcy. Jednocześnie gwarantują sobie, że gdy wygrają będą w stanie rządzić w sposób stabilny i skuteczny.
Jest też druga zasada. To dialog z opozycją. Pałac Prezydencki Kwaśniewskiego był zawsze otwarty dla opozycji, choć nie wszyscy chcieli z tych zaproszeń korzystać, ale zawsze byli wysłuchiwani. To procentowało. Kwaśniewski po pięciu latach wygrał wybory w I turze, zdobywając ponad 50% głosów.
Wszyscy byliśmy bardzo młodzi jak na czas rewolucji, mieliśmy niewiele ponad 40 lat i niewiele doświadczenia w pracy państwowej. Może dlatego udawało nam się robić rzeczy niemożliwe. Sam odpowiadałem za odbudowę stosunków polsko-żydowskich, za relacje polsko-ukraińskie. Wiem jak wiele zyskiwaliśmy poprzez swoją bezpośredniość, uśmiech i życzliwość wobec partnerów. Partnerzy, czasem konkurenci, niekiedy przeciwnicy, chcieli z nami po prostu rozmawiać. Te najtrudniejsze sprawy udawało się rozwiązać dzięki odwadze, czasem z odrobiną zuchwałości.
Tu kończy się chronologiczne wspomnienie. Dalej było coraz szybciej i coraz mocniej. Polska wkroczyła w "złote lata". SLD stracił władzę, potem ją odzyskał. Wszyscy, rząd i opozycja, niezależnie kto wygrywał wybory, respektowali strategiczne cele. Dla tego Polsce się udało. Jednak rzetelność nakazuje wymienić kilka instytucji, bez których sukces byłby niemożliwy.
System wyborczy
W Polsce nigdy nie było poważnych naruszeń procedury głosowania. Zawsze mieliśmy pełne zaufanie do pracy komisji wyborczych. Dlaczego? Bo ci sami ludzie ogłaszali zwycięzców z prawej i lewej strony. W naszym kraju obowiązuje bardzo restrykcyjny system finansowania partii i komitetów wyborczych. Sami politycy poddani są corocznej procedurze ujawniania swoich majątków. Ogranicza to znacznie korupcję polityczną.
Media
Są w znakomitej większości w rękach prywatnych. Dziennikarze, właściciele i redakcje mają swoich faworytów, ale mało kto uprawia propagandę. Działalność mediów elektronicznych reguluje specjalna ustawa. Ogranicza ona wpływ rządu na media publiczne. Radio i telewizja publiczna finansowane są z abonamentu, a nie z dotacji rządowej. Mają za to obowiązek udostępnienia anteny dla każdego zarejestrowanego kandydata i komitetu wyborczego.
Sądy i prokuratura
Ludzie i instytucje mają zagwarantowaną niezależność. Są nieźle opłacani i nieodwoływalni. Korzystają z tych przywilejów różnie. W tym systemie wielką rolę odgrywa konstytucja i Trybunał Konstytucyjny, którego wyroki są obowiązujące dla ustawodawcy.
…a na samym końcu o nas, postkomunistach z SLD
Jesteśmy współautorami i beneficjentami sukcesu naszego kraju. Ponad 2 miliony byłych członków PZPR włączyło się w polskie przemiany. Plan Solidarności był jasny. Ograniczyć prawa wyborcze i obywatelskie. Odsunąć z głównego nurtu życia. Próbowano to uczynić poprzez rozliczne lustracje, dekomunizacje. Bez skutku. Wygrywali ludzie przy urnach. Wybierali kogo chcieli. Często nas, ale nie z miłości do socjalizmu. Bywaliśmy po prostu lepsi.
Podpisy przywódców polskiej lewicy widnieją na fundamentalnych dokumentach Polski XXI wieku. I to jest miara SUKCESU naszej formacji.
Marek Siwiec
Warszawa, maj 2015
PS Polskie wybory prezydenckie wygrał wczoraj Andrzej Duda. Nie wiemy dzisiaj jakim będzie szefem państwa. Czy stworzy nową jakość, czy powtórzy wszystkie błędy braci Kaczyńskich? Jedno jest pewne. W kampanii wyborczej skorzystał z wielu pomysłów i haseł Kwaśniewskiego z 1995 roku. Znowu zadziałało!