Informacja o śmierci Szimona Presa zajmuje dzisiaj centralne miejsce we wszystkich serwisach świata. Tak, zasłużył na to. Imponował bowiem wyjątkową mądrością i umiejętne przekazywał ją światu.
Całe życie był pionierem. Najpierw, gdy odpowiadał za "technikę" i nowoczesność w armii. Wtedy powstały firmy zbrojeniowe, których Izraelowi zazdrości do dziś cały świat. Potem zajmował się czystą polityką. To nie przypadek, że to właśnie on, razem z premierem Icchakiem Rabinem oraz ściganym przez wiele lat Arafatem otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla za zawarte w Oslo, a podpisane w Waszyngtonie, porozumienie między Izraelem a Organizacją Wyzwolenia Palestyny.
Gdy polityka go nie potrzebowała, Peres oddawał się temu, co lubił najbardziej, czyli ludziom. Jeździł po świecie i wszędzie był uwielbiany. Mówił, nie przemawiał. Może nawet lepiej powiedzieć: gawędził. Po pierwszych słowach ręka sama sięgała po długopis, aby notować jego mądre myśli.
"Z biedą państwa mogą żyć. Ale z biedą i Internetem żadne długo nie przetrwa".
"Wrogiem Arabów jest bieda, nie Izrael".
"Elity nie stoją na czele. Prawdziwe elity idą naprzód".
To tylko kilka słów z konferencji YES w Jałcie w 2011 roku.
Miałem honor kilkakrotnie rozmawiać z Szimonem Peresem, w Polsce i Brukseli. Kiedyś lecieliśmy wspólnie helikopterem na Mazury, na międzynarodowy obóz organizowany przez Panią Jolantę Kwaśniewską. Peres był wyjątkowo małomówny i przez niemal całą godzinę lotu patrzył przez okno. W końcu nie wytrzymałem i pytam: "Co Pan tam widzi takiego ciekawego?"
Odpowiedział z uśmiechem: "Dawno nie widziałem tyle pięknej zieleni na raz!"