Ministra Mucha wykorzystując „nastrój olimpijski”, ogłosiła wczoraj plan wyciągnięcia polskiego sportu z zapaści. Przysłuchałem się dokładnie jej konferencji i kategorycznie stwierdzam, że od momentu pozbycia się fryzjerów, zdecydowanie poprawiła warsztat werbalny, nie tracąc przy tym nic z bezpośredniości i uczciwości.
Plan Muchy zakłada, że za cztery lata w Rio niewiele osiągniemy, „gdyż wystąpią tam już ukształtowani zawodnicy”. Obiecuje, że za jedyne szesnaście lat będzie na pewno dobrze. Jeśli się sprężymy za dwanaście. Jest też szansa coś wygrać za lat osiem, ale strach pomyśleć, jakiego rodzaju sprężenia wymagałby ten sukces. Patrząc bowiem na wiek medalistów, już dziś powinni zacząć ćwiczyć 8–latkowie i młodsi.
Poza określeniem osi czasu, Ministra jest bardzo tajemnicza. Nie wiemy kto zawiódł w przygotowaniach do Londynu, gdzie zmarnowano pieniądze, a gdzie wydano je dobrze. Zresztą o pieniądzach dowiemy się dopiero pod koniec roku. Wiemy natomiast, że szczególną rolę w realizacji planu odegrają nauczyciele wf-u, bo będzie mniej zwolnień z gimnastyki szkolnej!
Przedstawiona strategia znamionuje dojrzałego polityka. Obiecuje coś w przyszłości, której politycznie sama nie doczeka, zapowiada kompromitację w Rio i nie mówi nic o pieniądzach. Deleguje natomiast zadania nauczycielom, którzy podlegają ministrowi edukacji. Perspektywa szesnastu lat oczekiwania na medale, tylko pozornie jednak wydaje się długa. Przedłużony wiek emerytalny nie pozwoli bowiem obywatelom na zniecierpliwienie i nudę. Będą pracować.
Możnaby tak kontynuować, ale ludziom życzliwym wobec sportu należy się rzetelna odpowiedź na kilka pytań, np.:
• Czy wybierając priorytety w szkoleniu, zdobędziemy medale w windsurfingu?
• Co się stało z polską stajnią pływaków?
• Co się stało z polską stajnią wioślarzy i kajakarzy?
• Którzy zawodnicy zdobyli medale z pomocą związków, a którzy wprost przeciwnie?
Czekamy na odpowiedzi.
PS. Dawno temu w roku 1988 Aleksander Kwaśniewski był członkiem Rady Ministrów. Opowiadał nam kiedyś, jak ówczesny minister od telefonów Janusz Kamiński przedstawiał plan, który zakładał, że już w roku 2000 Polska osiągnie ilość linii telefonicznych na 100 mieszkańców porównywalną z ówczesną NRD. Podobno brzmiało to surrealistycznie. Zaraz potem jednak upadł socjalizm.