Dwa wielkie dzienniki – Rzeczpospolita i Gazeta Wyborcza – pisały wczoraj o korupcji. Zgodnie zauważyły, że najwięcej zagrożeń pojawia się wtedy, gdy wydawane są wielkie publiczne pieniądze, w szczególności europejskie. Nieźle musieli się narobić analitycy z CBA, aby odkryć tę ponurą prawidłowość. Tak było przecież zawsze, ale pieniądze były mniejsze.
Przypomnę, że kilkanaście lat temu Polska sfinalizowała gigantyczne zlecenie na zakup samolotów bojowych. W trakcie procedury przetargowej wysocy urzędnicy dobrowolnie byli objęci tzw. ochroną kontrwywiadowczą. Oznacza to, ni mniej nie więcej, że wszystkie ich ruchy, rozmowy, spotkania, kontrolowane były przez odpowiednią służbę. Udało się. Korupcji nie było i nikt, nawet przegrani oferenci, nie mogli rzucić żadnego podejrzenia. W podobny sposób mogłoby dziać się teraz, jeśli chodzi o drogi. Ktoś jednak musi tego chcieć. Taka prewencja, jeśli nawet nie jest globalna, odstrasza "chętnych". Nie daje stuprocentowej gwarancji, ale mocno utrudnia kombinacje.
Można też było wczoraj wyczytać jak to Irlandczycy sprzedawali na boku asfalt i asfaltowali podwórka w okolicach budowy autostrad. Co stoi na przeszkodzie, aby kilku właścicieli wyasfaltowanych posesji poprosić o dokumentację wykonanego zlecenia?