Dzisiejsza prasa pełna jest informacji o zażegnanym właśnie kryzysie cypryjskim. Relacje okraszone są zdjęciami wściekłych ludzi, najczęściej wściekłych na Brukselę, bo to przecież zła Bruksela nakazała zamknąć banki i w ogóle jest wszystkiemu winna. Wściekłym Cypryjczykom i współczującym im mieszkańcom innych państw należy się kilka słów prawdy.
Na skraj bankructwa doprowadziła Cypr chciwa polityka tamtego rządu. Bajeczne rosyjskie miliardy lądowały w bankach na wyspie, gdyż nie sprawdzano ich pochodzenia. Były czyste od momentu, gdy znalazły się w banku kraju Unii Europejskiej. Dlaczego Unia tolerowała ten stan rzeczy? Dlaczego Cypr miał szczególny status wśród innych państw członkowskich?
Otóż miał to być swego rodzaju bonus za zjednoczenie podzielonej wyspy i likwidację długotrwałego konfliktu. Oczekiwano, że połączenie części greckiej i tureckiej jest kwestią czasu. Stało się jednak odwrotnie. Cypryjscy Grecy w referendum odrzucili plan zjednoczenia, bo mieli wszystkiego z Unii więcej – więcej pomocy i mniej problemów z tureckimi sąsiadami (oni opowiedzieli się za zjednoczeniem).
Unia Europejska uratowała na jakiś czas Cypr, ale pierwszy raz sięgnięto do prywatnych oszczędności. Dla normalnego zjadacza chleba w Polsce bezpieczne 100 tysięcy euro to majątek. Widać na Cyprze było po co sięgać powyżej tej kwoty.
Znajomi Cypryjczycy opowiadali mi, że w czasie trwania kryzysu lotnisko w Larnace nie mogło pomieścić prywatnych samolotów z Rosji i Ukrainy. Ocenia się, że już w czasie blokady z zagrożonych kont wyparowało kilkanaście miliardów euro.