W zeszłym tygodniu w świat poszła dobra wiadomość, że negocjatorzy Parlamentu Europejskiego i przedstawiciel irlandzkiej prezydencji, wicepremier Irlandii Eamon Gilmore, uzyskali kompromis w sprawie unijnego budżetu. Szybko okazało się jednak, że nie ma żadnego kompromisu. Przewodniczący zespołu negocjatorów PE Alain Lamassoure co prawda wypowiedział się o ustaleniach z Radą pozytywnie, jednak wszyscy pozostali negocjatorzy zaproponowany pakiet odrzucili.
Irlandia powtórzyła w istocie w nieco innych słowach swoją propozycję z lutego, odrzucając przy tym ważne postulaty Parlamentu Europejskiego. Przypomnę, że w marcowej rezolucji domagaliśmy się całkowitej elastyczności w wydawaniu pieniędzy, aby już i tak okrojony budżet mógł być maksymalnie wykorzystany. Jednym z naszych postulatów był też śródokresowy przegląd wieloletnich ram finansowych po to, by w przypadku lepszej koniunktury móc wydatki zwiększyć. Wreszcie, chcieliśmy większych inwestycji dla programów wymierzonych w walkę z bezrobociem wśród młodzieży, a także na badania naukowe i innowacje. Żaden z tych postulatów nie został w pełni uwzględniony w stanowisku Rady.
Dyskusje w grupach politycznych w tym tygodniu pokazały, że tak zwanego "kompromisu" Parlament nie zatwierdzi. Perspektywa była prosta - jeśli budżet byłby poddany pod głosowanie podczas lipcowej sesji plenarnej w Strasburgu, uzyskałby ocenę negatywną, co oznaczałoby upadek propozycji Rady.
Wówczas do działań przystąpił Martin Schulz, który rozpoczął osobiste negocjacje w imieniu Parlamentu z premierem Irlandii. To, co dotychczas było miłym słowotokiem prezydencji, zostało wreszcie ujęte w bardziej konkretne zdania. Na pewno przez cztery lata niewykorzystane pieniądze będzie można przesuwać wertykalnie i horyzontalnie, na pewno Komisja Europejska będzie zobowiązana dokonać przeglądu ram budżetowych oraz na pewno program pomocowy dla młodzieży uzyska zrównoważone finansowanie, również po 2015 roku. Są to niewielkie, ale realne ustępstwa Rady. Martin Schulz zarekomendował, by w przyszłym tygodniu Parlament zagłosował za przyjęciem budżetu w ustalonym kształcie.
W całej tej sprawie bardzo charakterystyczne jest stanowisko europosłów Platformy Obywatelskiej, którzy zupełnie lekceważą wywalczone przez Parlament zmiany. Nie dostrzegają zagrożenia, które związane było z wynegocjowanym i zaakceptowanym przez premiera Tuska budżetem, że deficyt, który został przyjęty, prędzej czy później musiałby zostać zrównoważony przez tych, którzy otrzymają najwięcej pieniędzy, w tym Polski. Wówczas owe 300 miliardów stałoby się papierową fikcją. Tylko, że pewnie wtedy nie byłoby już ani premiera Tuska, ani posłów z Platformy Obywatelskiej. I być może właśnie dlatego taka polityka wcale im nie przeszkadza.