Kończy się przerwa w pracach Parlamentu Europejskiego. Dla mnie minęła pod znakiem braku przelotów, podróży (prawie) i roweru. Dodatkową atrakcją było uczestnictwo we wdrażaniu ustawy śmieciowej.
Zdecydowałem się segregować śmieci, podobnie jak większość sąsiadów. Jeszcze w czerwcu otrzymaliśmy uprzejme pismo wójta, który poinformował nas, co będzie się działo od 1 lipca. Listowi towarzyszyły ulotki i schematy pokazujące co należy wrzucać do jakiego worka i kiedy to wszystko będzie wywożone.
Klasyfikacja odpadów wzbudziła jednak sporo kontrowersji. Bo jak np. zakwalifikować szklaną butelkę po oliwie? Czy jest to szkło (worek zielony), czy może zatłuszczona butelka lub pudełko (worek fioletowy)? Do tej pory nie rozumiemy dlaczego do worka z resztkami po jedzeniu trzeba wrzucać lustra, szyby, szkło zbrojone i żaroodporne oraz obuwie. Wymienione przedmioty, choć suche, nie zasługują na worek żółty (frakcja sucha).
No i 1 lipca się zaczęło. Dostarczone worki wystarczyły na kilka dni, ale braki można było uzupełnić bez ograniczeń w siedzibie gminy (7km). Okazało się, że 2 tygodnie przechowywania w upale "odpadów pozostałych, organicznych" wywołuje euforię wśród miejscowego robactwa. Już po tygodniu worki żyły własnym życiem, a nieśmiała uwaga skierowana do referatu gospodarki komunalnej i ochrony środowiska została skomentowana stwierdzeniem, że sanepid to zatwierdził.
W kolejnych tygodniach było lepiej. Okazało się, że działa punkt odbioru wszelkich śmieci, dotarły kubły, no i – co nie jest bez znaczenia – zrobiło się trochę chłodniej. Zresztą właścicielom śmieci przyszła też z odsieczą chemia – robaki nie lubią wielu substancji.
Segreguję, wystawiam worki, które generalnie są odbierane, a jak nie, to interwencja telefoniczna z reguły jest skuteczna. Na poziomie gminy system działa.
Oceniam, że najtrudniejszy egzamin w batalii śmieciowej zdali obywatele. W sporej części segregują śmieci. Gminy też się spisały, bo z małymi perturbacjami, ale jednak uruchomiły akcję od zera. Pojawiają się jednak pytania, np. co dalej dzieje się z naszymi śmieciami? Czy lądują posegregowane na wspólnym wysypisku? Takie wątpliwości powinny zostać rozwiane, a nie są. Jeśli ludzie zorientują się, że uczestniczą w lipnym widowisku, a ich wysiłek segregacji idzie na marne, to będzie klapa. Drugi raz taka akcja się nie uda.
Państwo i tak straciło fantastyczną okazję budowy "świadomości ekologicznej". Nie widziałem ani jednego ogłoszenia ministra ochrony środowiska promującego segregację. Pan Korolec (minister) jeździ teraz po kraju i sprawdza jak działa ustawa śmieciowa. Z niecierpliwością czekam na wnioski.