Pan prezydent Bronisław Komorowski w swoim orędziu noworocznym wyszedł poza standardowe wspomnienia i życzenia. Tym razem zaproponował, aby upamiętnić 25 lat polskiej wolności nadając imiona… autostradom. A1 nazywałaby się Solidarności, a A2 Wolności. Wiadomo – Solidarność wyszła z Gdańska, szlakiem A1 powędrowała na południe, po drodze odpaliła na zachód A2, skąd w zamian dostaliśmy wolność.
Pomysł jest przedni, ale widzę kilka problemów. Zacznijmy od drogi z Gdańska. Najpierw trzeba by ją skończyć, ale załóżmy, że to się uda. Pojawia się jednak kolejny problem. Ta droga na odcinku płatnym nazywa się już Autostradą Amber One. Trzeba by zatem zmienić patrona, co zawsze jest kłopotliwe. Bursztyn jest fajny, ciepły i wszyscy go lubią. Z Solidarnością bywa różnie.
Większy problem jest z autostradą A2. Tu symbolika jest niebezpieczna, bo trasa prowadzi z Niemiec do Warszawy (albo odwrotnie). Jak by nie patrzeć, granicę wolności wytycza Wisła, co w sposób rażący kłóci się z polską racją stanu. Mało tego, większość szlaku też już ma nazwę. Z Konina do Słubic prowadzi Autostrada Wielkopolska. W dodatku prywatna. Trzeba więc będzie negocjować.
Mimo wszystko pomysł jest ciekawy, bo widzę też głęboką myśl polityczną, która mogłaby doprowadzić do zalążków zgody narodowej w naszym kraju. Prezydent słowem nie wspomniał o A4. Domyślam się, choć nie mam pewności, że zostawia tę trasę do nazwania opozycji. Siłą rzeczy PiS miałby najwięcej do powiedzenia w tej sprawie. Zapewne wtedy, obok autostrad Wolności i Solidarności pojawiłaby się Autostrada Zdrady Okrągłego Stołu lub Zbrodni Smoleńskiej, a w ostateczności Zniewolenia Moskiewskiego, w antytezie do wolności.
Jak widać Nowy Rok zaczynamy z ciekawym pomysłem. Oby był rozwijany w miarę wydłużania się tras autostradowych.