Koniec kadencji wszystkich instytucji unijnych jest już na wyciągnięcie ręki. Zaraz po świętach wielkanocnych rusza kampania, a Parlament Europejski wstrzyma swoje prace. W przypadku posłów sprawa jest prosta – jedni kandydują, inni nie. Bardziej skomplikowana jest sytuacja Komisji Europejskiej.
Jej przewodniczący, Jose Manuel Barroso, zwrócił się do wszystkich komisarzy, aby zdecydowali, czy kandydują do PE. W przypadku odpowiedzi pozytywnej oczekuje, że udadzą się na bezpłatny urlop na czas kampanii, od 17 kwietnia. Zasada ta dotyczy również członków gabinetów politycznych. Wszystko po to, aby uniknąć wykorzystywania stanowisk w Komisji na potrzeby kampanii.
Reakcje komisarzy są bardzo różne. 17 zadeklarowało, że nie będzie kandydować. Wśród nich są m.in. Barroso, Ashton, Alumnia i Füle. Spośród pozostałych 11 kilku zapowiedziało start w wyborach (w tym polski komisarz Janusz Lewandowski oraz komisarz ds. gospodarczych, Olli Rehn), a pozostali kręcą, gdyż albo ich partie nie określiły priorytetów albo oni sami nie do końca wiedzą, czego chcą.
Deklaracja Lewandowskiego i Rehna ma duże znaczenie dla przyszłego wizerunku Komisji. W przypadku naszego komisarza deklaracja o kandydowaniu oznacza, że Polska może go nie rekomendować ponownie na stanowisko komisarza. To dość czytelny sygnał, że jego kariera i świetne notowania w Komisji mogą zostać złożone na ołtarzu ambicji ministra spraw zagranicznych, Sikorskiego. Mandat parlamentarny byłby asekuracją dla polskiego komisarza.
Z kolei Olli Rehn mierzy bardzo wysoko. Chce zostać kandydatem grupy liberalnej na przewodniczącego Komisji Europejskiej. To rozstrzygnie się jednak dopiero 1 lutego.
W większość mamy więc jasno określone ambicje, a warto też podkreślić, że ci, którzy będą kandydować do Parlamentu Europejskiego, w żadnym razie nie zamierzają rezygnować z walki o stanowisko w przyszłej Komisji.