Wydawało się, że po raz kolejny z kijowskiego Majdanu pójdą w świat dobre wiadomości. Jest jednak inaczej. Zgromadzeni ludzie wykrzyczeli swoje niezadowolenie wobec władz, zażądali odejścia prezydenta, rozwiązania Rady Najwyższej i ukarania winnych użycia przemocy. Żaden z postulatów nie został jednak spełniony. Rząd trwa, a prezydent nie zamierza skracać swej kadencji. Demonstranci zajmują budynek merostwa i związków zawodowych. Tak długo jak nie ruszają w miasto, aby blokować kolejne obiekty, nie są atakowani przez milicję. Powstaje pytanie – jak długo można prowadzić taki protest? Ile wytrzymają demonstranci, a ile wytrzyma władza?
Oczekiwania, że protest rozleje się po całym kraju, że zastrajkuje przemysł, okazały się nierealne. Wygląda na to, że nikt nie ma dobrego pomysłu, jak zakończyć ten protest. Sami demonstranci nie do końca wierzą politycznym liderom. Obok kierownictwa politycznego (Jaceniuk, Kliczko, Tiahnybok) działa rada koordynacyjna organizacji pozarządowych, która coraz mocniej krytykuje polityków za brak koncepcji.
Wydawało się, że sposobem wyjścia z zaistniałej sytuacji byłoby wyłonienie jednego kandydata na prezydenta, kandydata Majdanu, ale i w tej sprawie nie ma zgody. Jaceniuk proponuje, aby taką kandydatką była Julia Tymoszenko. Gdyby nie mogła stanąć w szranki, wystartować miałby Kliczko. Jeśli i on nie mógłby kandydować, do walki stanąłby Jaceniuk. W tym scenariuszu lider nacjonalistów, Tiahnybok, byłby ostatnią szansą Majdanu.
Rozumowanie jest sprytne, bo zakłada, że władze nie wypuszczą na wolność Julii Tymoszenko, a Kliczko nie będzie miał biernego prawa wyborczego – od wielu lat nie płaci podatków na Ukrainie, a obowiązek płacenia w kraju ma być gwarancją możliwości startu w wyborach prezydenckich, jeśli proponowane przez Partię Regionów zmiany prawa wyborczego wejdą w życie. Nic dziwnego więc, że ani Kliczko, ani Tiahnybok na rozwiązanie proponowane przez Jaceniuka nie chcą się zgodzić.
Sytuacja na Majdanie przypomina trochę próbę wywołania strajku generalnego w Polsce w 1988 roku. Lech Wałęsa strajku nie wywołał, ale wychodząc ze strajkującymi w zwartym szyku ze stoczni, uratował twarz i poprowadził "Solidarność" do zwycięstwa. Organizatorzy protestu na Majdanie na razie takiego pomysłu jednak nie mają.
Delegacja Parlamentu Europejskiego będzie za tydzień w Kijowie. Będziemy rozmawiać ze wszystkimi – od prezydenta do szefostwa Majdanu.