Przyjęty ostatnio przez Radę Najwyższej Ukrainy pakiet ustaw daje władzom możliwość szykanowania opozycji nie "pod pretekstem", ale "z powodu" nieprzestrzegania prawa. To broń, która jest groźniejsza, kiedy spoczywa nieużywana w kaburze, niż w bezpośrednim użyciu.
Wszyscy wiedzą, że uczestnicy Majdanu łamią prawo. Blokada i okupacja budynków publicznych przez długie tygodnie nie mogłyby się zdarzyć w żadnym znanym mi państwie. Nie mówiąc o zablokowaniu przez demonstrantów Champs-Élysées, Times Square albo skrzyżowania Alei Jerozolimskich z Marszałkowską w Warszawie.
Władza czuje, że ma przyzwolenie reszty kraju dla twardszego kursu. Przy całej mojej sympatii dla protestujących, fakt, że można na nich bez trudu znaleźć paragraf, jest bezdyskusyjny.
I po te paragrafy, w zaostrzonej wersji, może teraz sięgać na całej Ukrainie każda instytucja – policja, sądy, prokuratury. Bez kontroli, bez protestu, uzyskując efekt zastraszania. Pociecha, że może nastąpić zmiana władzy, jest marna.
Jesteśmy więc w bardzo niebezpiecznym momencie historii Majdanu, gdyż tyka bomba z opóźnionym zapłonem. Przywódcy Majdanu się radykalizują, a to w pełni odpowiada jastrzębiom z Partii Regionów. Są gotowi skorzystać z dowolnego pretekstu, aby pokazać pazury.
W tym tygodniu rozpoczyna się szczyt gospodarczy w Davos. W środę, z dużo mniejszym rozmachem niż w poprzednich latach i w mniejszym gronie, odbędzie się dyskusja na temat Ukrainy. Z tego, co wiem, z udziałem Jaceniuka i Kliczki. Zobaczymy, co powiedzą, ale jestem przekonany, że bez mądrej mediacji z zewnątrz nie będzie dobrego scenariusza dla Ukrainy.