Będzie w Parlamencie Europejskim awantura o Ukrainę. Propozycje rezolucji przygotowanych przez grupę Socjalistów i Demokratów oraz Europejską Partię Ludową, choć odnoszą się co prawda do tych samych wartości i bazują na podobnej ocenie sytuacji, różnią się dość zasadniczo w kliku punktach.
Chrześcijańscy Demokraci proponują, aby Parlament Europejski wezwał Unię do wprowadzenia sankcji. Mówi się wprost o "zwiększeniu presji dyplomatycznej oraz wprowadzeniu sankcji indywidualnych dotyczących podróżowania czy zamrożenia aktywów" wobec tych ukraińskich posłów do Rady Najwyższej i wspierających ich oligarchów, którzy są odpowiedzialni za tłumienie protestów i śmierć protestujących. Co więcej, Parlament Europejski, w rozumieniu EPP, żąda przywrócenia konstytucji z 2004 roku. Grupa przypomina sobie, że została ona nielegalnie uchylona w roku 2010. W końcu, dokument odnosi się również do polityki rosyjskiej, mówiąc o tym, aby Rosja powstrzymała się od wywierania wpływu na wewnętrzne sprawy Ukrainy.
Jest to przejaw hipokryzji, która na pewno spotka się z odporem mojej grupy politycznej. Rozmowa o sankcjach i tak aroganckie podejście do problemów Ukrainy wobec władz państwa, z którym prowadziliśmy normalną politykę, oznaczałaby tak naprawdę zakończenie dialogu.
Dopóki jest dialog, nie można grozić sankcjami. Ta dobra zasada sprawdziła się już wielokrotnie. Z sankcjami jest jak z bronią – tak długo, jak leży nabita w szufladzie, a osoba, na której chcemy coś wymusić wie, że ją posiadamy, jest o wiele skuteczniejsza, niż wtedy, gdy zaczniemy z niej strzelać.
Przykłady sankcji w stylu białoruskim pokazały, że Unia Europejska nie uzyskuje na nich nic. Wręcz przeciwnie, stwarza możliwości rozkwitu wpływów Federacji Rosyjskiej, a tego chcielibyśmy podobno za wszelką cenę uniknąć.