Unikam analogii między Ukrainą'14 a Polską'89. Inne czasy, inna geopolityka, inni ludzie, ale pewne podobieństwa jednak są. Najbliższe miesiące mogą przypominać na Ukrainie czas rządów Tadeusza Mazowieckiego w Polsce: w Sejmie jest większość, przestraszona opozycja postpezetpeerowska, OKP wymusza zmiany i reformy, a pozostali podnoszą ręce, wiedząc, że sympatia narodu jest po stronie "Solidarności". Podobnie będzie od dzisiaj na Ukrainie.
Rząd uzyska poparcie w Radzie Najwyższej, ale sformułuje go mniejszość. Batkiwszczyna i Swoboda to niewiele ponad 100 mandatów. Wzmacnia ich element ludowy w postaci Majdanu. Część Partii Regionów i Udar podniosą rękę za tym rządem, ale w każdej sprawie premier będzie musiał negocjować poparcie. Ta sytuacja może wynikać z chaosu po stronie Partii Regionów. Prawie połowa deputowanych ją opuściła. Pozostali nie wiedzą, jak się zachować w nowej rzeczywistości. Prędzej czy później powinni się znaleźć w Radzie Najwyższej i zająć miejsce opozycji.
Trochę inaczej wygląda pozycja Witalija Kliczki. Szef Udaru nie chciał wejść do rządu, ale zadowoliłby się stanowiskiem spikera Rady Najwyższej dla swej partii. Tego mu jednak odmówiono. Będzie więc z pewnego dystansu patrzył, recenzował i szykował się do wyborów prezydenckich.
Spośród postaci reprezentujących Majdan w nowych władzach Ukrainy zwracam uwagę na Andrija Parubija. Był faktycznym komendantem Majdanu, dowodził. Gdy w styczniu mroźną nocą pokazywał nam jak demonstranci żyją i szykują się do obrony, nie miałem wątpliwości, że ten deputowany Batkiwszczyny pisze na Majdanie swoją historię. Zostanie szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.
Kolejny w długim szeregu partnerów, których znam i z którymi współpracowałem.