Rosja postawiła wszystko na jedną kartę. Użycie wojsk na terytorium Ukrainy jest tak naprawdę pogwałceniem traktatu, który gwarantował integralność tego państwa. Wszelkie opowieści o zagrożeniu bezpieczeństwa obywateli rosyjskich to tymczasem tzw. ściema.
Trzeba powiedzieć jasno, że jeśli powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Z jednej strony mamy więc zachętę, by władze ukraińskie w sposób bardzo zdecydowany i podobnymi metodami broniły swojego terytorium. Czyli de facto jesteśmy w przededniu konfliktu zbrojnego.
Drugą sprawą jest, że jeżeli podważy się integralność terytorialną jednego kraju, to potem bardzo łatwo - pod dowolnym pretekstem - wybrać sobie inne miejsce, gdzie to znowu może się wydarzyć. Nie tylko przy aktywnym udziale Federacji Rosyjskiej, bo i ona sama może być stratna. Rosja przecież również nie do końca jest stabilna, jeżeli mowa o integralności terytorialnej...
Jaka powinna być reakcja społeczności międzynarodowej? Trzeba Rosji dać do rozumienia, że jej się to nie opłaca i będzie ją bardzo dużo kosztować. Ten ruch bardziej przypomina bowiem anschluss lub bratnią pomoc wobec Czechosłowacji z 1968 roku. To pewna poetyka, od której świat już się odzwyczaił.
W związku z tym, wyciągniecie takich kart na stół oznacza, że autorzy tego pomysłu muszą zostać potępieni i wykluczeni ze społeczności międzynarodowej. Taki sygnał powinien dotrzeć szybko na Kreml.