Mikołaj Rej, ojciec literatury polskiej - zapisał się w świadomości każdego (chyba?) Polaka swoim > "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają." No właśnie, czy po blisko pięciu wiekach, faktycznie swój język mamy ? I bynajmniej nie chodzi mi o znajomość ortografii, gramatyki i wszystkich mniej lub bardziej skomplikowanych prawideł poprawnej polszczyzny, ale o język codziennej komunikacji, język porozumienia, systemu wartości, znaczeń i ocen.

REKLAMA
logo

Bo jeślibyśmy swój język faktycznie mieć mieli, znali go, potrafili używać, to przecież umielibyśmy się porozumiewać - ponad sporami, swarami i podziałami. Tymczasem każdy dzień niesie dość dowodów potwierdzających coraz bardziej smutny, ale i oczywisty fakt, że kiepsko nam z tym idzie, co więcej - nie ma i nie widać najmniejszej choćby jaskółki wiosennej zmiany tego stanu rzeczy.
Dlaczego nie potrafimy się porozumieć? Co nas dzieli? Coś lub ktoś z zewnątrz, jak chce wiele spiskowych teorii? Czy może podział jest w nas, w środku społeczeństwa, jak wulkaniczna wyrwa, która pojawia się nagle i rozrasta. Coraz bardziej, głębiej, szerzej.
Co sprawia, że Polak z Polakiem, nie tylko w sieci, wirtualnie, ale coraz częściej także i przy rodzinnym stole nie znajdują wspólnego języka? Kłócimy się w mediach, na ulicy, w pracy, za kierownicą auta, w rodzinie, w gronie znajomych. Psiocząc i złorzecząc. I bynajmniej nie są to spory trzeciorzędne. Niestety, ale skaczemy sobie do gardeł o pryncypia, wzajemnie zarzucając czyny, postawy i zachowania niegodne. Już chyba sami nie wiemy o co tak naprawdę się spieramy. Spór stał się celem samym w sobie.
Któż z nas nie zadaje sobie pytania - co musiałoby się wydarzyć, aby Polacy przestali dzielić się na plemiona, ciemnogród, lemingrad, komuchów, pisiorów, liberałów-aferałów?
Czy jest możliwe, abyśmy, przynajmniej w niektórych, kluczowych dla polskości sprawach stanowili jedność, mówiącą wspólnym głosem o ważnych dla wszystkich wartościach?
Kolega po piórze Reja, XVII wieczny poeta Jan Andrzej Morsztyn pisał o naprawie Rzeczpospolitej:
Czegóż chce więcej ta kraina z nieba,
Mając dość sławy, obrony i chleba?
– Rządu potrzeba!
Czytając te słowa - można tylko westchnąc > jakie to wciąż aktualne...
I bynajmniej nie o politycznie rozumiany rząd chodzi. Bo tych jak w jarmarcznym kalejdoskopie, mieliśmy sporo, i z lewa, i z prawa, i niewiele to zmieniło sytuację. Rzecz w tym, aby stał się cud i ogarnął nas Polaków wspólny cel, wizja, aby pojawił się wreszcie przywódca - taki nie od wódki, ale od przewodzenia. Mądrego przewodzenia, które rząd dusz polskich uwiedzie, powiedzie.
Na koniec jeszcze jedna myśl wchodzi mi do głowy, rzucona przed wiekami przez Jana Kochanowskiego. Myśl mądra i brzmiąca jak przestroga.
Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie:
lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
nową przypowieść Polak sobie kupi,
że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.