Istnieją w Polsce środowiska, które negują osiągnięcia "Okrągłego Stołu". Pojawiają się ludzie, którzy piszą jakieś dziwne książeczki o czasach Gierka. Osobiście nie mogę tego zrozumieć i do końca życia będę pamiętał ten czas oraz atmosferę odzyskania wolności.
Z okazji dwudziestej rocznicy pierwszych wolnych wyborów napisałem o moim przeżywaniu Polski okresu przełomu, wtedy w 1989 r. zbliżałem się do końca podstawówki i zaczynałem kształtować swoje postrzeganie świata.
Dzisiaj jestem bliski poglądowi, że mimo wszystko zbyt późno dołączyliśmy do demokratycznej wspólnoty i dogonić pociąg "Nowoczesna Europa" staje się trudne do zrealizowania. Oczywiście, to już nie jest Europa końca lat 80-tych i ma swoje poważne problemy, ale wciąż uważam, że ich skala jest inna niż w Polsce, zniszczonej przez PRL.
Poniżej opowieść o prawdziwej pizzy i innych symbolach:
„Ojczyznę kochać trzeba i szanować…”, słowa z utworu jednej z moich ulubionych kapel traktuję bardzo poważnie. Wtedy w 1989 r. zacząłem wiele rzeczy odbierać inaczej. Z dziecinnej fascynacji twórczością lat osiemdziesiątych reprezentowaną przez tak „kultowe” kapele jak Modern Talking, Kajagoogoo, OMD itp. zacząłem przechodzić na inny poziom i rozumieć muzykę jako coś więcej niż występ paru gości wyjących przy nieskomplikowanym akompaniamencie. Wtedy odkryłem The Rolling Stones, Deep Purple, Led Zeppelin oraz wspomniany T.Love, Republikę i Kult. Zresztą do dzisiaj miło wspominam okres tej szarzyzny i walkę o przywożone z Niemiec gazetki „Bravo”. Jednak już miałem świadomość otaczającego nas kłamstwa i niesprawiedliwości. Gdzieś tam był kolorowy świat, a my tutaj siedzieliśmy jak w klatce pozbawieni prawa wyboru oraz lepszego życia.
Pamiętam moją pierwszą podróż na tzw. Zachód. W 1988 r. pojechałem z Mamą na wycieczkę do Wiednia, nigdy wcześniej nie widziałem na ulicach tylu różnych marek samochodów, musiałem zrobić sobie zdjęcie przy Lotusie Sklep „Intersport” był rajem dla gościa zakochanego w sporcie. Wtedy również zjadłem pierwszą prawdziwą pizzę, robioną przez prawdziwych Włochów, w dodatku pieczoną w glinianym piecu. W Polsce delektowałem się jej namiastką na Pl. Komuny Paryskiej w barze”Gaweł” Tak, w dużym skrócie wyglądał kontrast tamtych światów.
Przy okazji spraw przyziemnych przyszedł czas na świadomość polityczną. Podział był prosty, z jednej strony mieliśmy grupę ludzi, która uparcie wmawiała nam, że minione czterdzieści lat, to ciągły proces, którego celem jest uczynienie Polaka szczęśliwym i wolnym od wszelkich trosk. Tamtego straconego okresu nie możemy nadrobić do dzisiaj. Zaznaczam, że moja ocena odnosi się do warunków społecznych, politycznych i materialnych, czym innym są wybitne jednostki, które w większej liczbie ujawniają się w czasach beznadziejnych. O nich należy napisać oddzielnie i w innych kontekście. Świat, który nam zafundowano za realnego socjalizmu pozmieniał wielu Polakom umysły, a ich oddziaływanie obserwujemy w obecnych czasach. Jeszcze długo będziemy wychodzić z tego labiryntu.
Z drugiej strony pojawił się ruch, który był prowadzony przez mądrych ludzi i zyskał społeczną akceptację oraz międzynarodowe poparcie. Pokażcie mi człowieka, któremu nie przechodzą ciarki po plecach jak słyszy „New Year’s Day” i widzi Bono jak trzyma polską flagę z napisem „Why not in Poland”. Uważam, że trafiłem w cudowny moment historii. Wtedy podczas 1-Majowej nielegalnej demonstracji, konkurencyjnej do tej oficjalnej, z dumą krzyczałem: „Chcemy Lecha, nie Wojciecha”. Do dzisiaj noszę w sobie wielki szacunek dla tych, którzy umożliwili mi i milionom Polaków zjedzenie prawdziwej pizzy. Przez te wszystkie lata moje sympatie polityczne zawsze oscylowały wokół ludzi, którzy szukali kompromisu i zjednoczenia, a przede wszystkim próbowali nauczyć nas konsumowania wolności.
W 2009 r. Prezydent RP świętuje w towarzystwie zagubionych i wykorzystanych ludzi, którzy chcą monopolizować uroczystość wszystkich Polaków. Lech Kaczyński zawiódł mnie już dawno, ale liczyłem, że potrafi być kimś innym w szczególnych momentach. Dzisiejsza postawa i flegmatyczny ton w duchu krytyki oraz wzmacniania podziałów pozbawił mnie złudzeń, co do pojmowania prezydentury przez tego byłego członka wielkiej organizacji jaką była „Solidarność”. Panie Prezydencie Pan nie zrozumiał przesłania tego ruchu. Nie sprostał Pan dzisiejszym czasom i nie mogę Pana szanować – skąd tyle nienawiści i maniakalnego uporu w walce politycznej?
Premier świętuje w Krakowie, ale sam wie, że nie jest to celebracja godna tej rocznicy. Być może należało zostać w Gdańsku i zaryzykować? Niestety zepsuliśmy nasze polskie święto, które jest wizytówką naszego kraju na świat. Ze smutkiem stwierdzam, że nie potrafimy sprzedać naszego sukcesu, a Bruksela musi korygować spot nawiązujący do wydarzeń z czerwca 1989 r.
Na szczęście możemy dzisiaj zjeść prawdziwą pizzę, a za rok pozostaje mi wierzyć, że będziemy mądrzejsi i uczcimy wydarzenia czerwcowe razem, zjednoczeni wspólną historią.