Po zakończeniu rozgrywek polskiej ekstraklasy obiecałem żonie odpoczynek od zielonego koloru i przerwę w oglądaniu futbolu do połowy lipca. Puchar Konfederacji miałem śledzić dzięki internetowi, jednak po obejrzeniu meczu Brazylia - Japonia nie mogłem sobie odmówić przyjemności podziwiania najlepszych zespołów na świecie, mam oczywiście na myśli drużyny reprezentujące Europę i Amerykę Południową.
Może się wydawać, że taki turniej, rok przed mundialem i w dodatku na koniec sezonu, kiedy piłkarze myślą od odpoczynku nie zmotywuje do walki i gry na najwyższym poziomie. Jednak kolejny raz otrzymaliśmy odpowiedź, dlaczego najlepsi są najlepsi. Wszyscy, a szczególnie Hiszpanie, Włosi, a także grający w Europie reprezentanci Brazylii i Urugwaju którzy często mają za sobą dziesiątki meczów sezonu 2012/2013 podeszli do zadania bardzo poważnie i wyglądali na bardzo dobrze przygotowanych do zawodów.
To niestety stawia nasz zespół narodowy w bardzo niekorzystnym świetle, pokazuje, że jeden mecz z Mołdawią stanowi problem dla polskich piłkarzy, którzy poza trio z Dortmundu nie mają w nogach tylu spotkań na poziomie klubowym i reprezentacyjnym, co ich koledzy z La Roja i Azzurri.
Confederations Cup to już przed finałem wielki sukces piłkarzy Del Bosque. Przez całe lata Hiszpania nie mogła dobić się do światowej czołówki, a gdy na Euro 2008 sięgnęła po tytuł, do dziś jest niekwestionowanym liderem i najlepszą drużyną na świecie. Prawdziwy charakter i profesjonalizm pokazali z egzotycznym Tahiti, takie mecze można odpuścić i zagrać na absolutnym minimum. Nic bardziej mylnego, oni zagrali, to samo, co grają z Nigerią czy Urugwajem, dlatego upokorzyli ekipę z Oceanii. Pojedynek z Włochami był niezwykle wyrównany, ale w dogrywce to Hiszpanie mieli więcej sił i chcieli załatwić sprawę przed karnymi. Cóż, perfekcyjnie wykonane jedenastki i jedno pudło sprawiły, że znów mają szansę dołożyć kolejny puchar.
Brazylijczycy natomiast będą walczyć w finale pod wielką presją, Scolari 2.0 musi coś wygrać z Canarinhos, od 2007 r. nie zdobyli żadnego trofeum. Obawiam się, że na dzień dzisiejszy nie są kandydatem na MŚ. Mimo niesamowitego Neymara, którego wartość zostanie zweryfikowana na gruncie europejskim i skutecznych napastników w postaci Hulka i Freda nie stanowią monolitu. David Luiz, Marcelo i Dani Alves to wybitni obrońcy, ale mam wrażenie, że w reprezentacji z problemami komunikacyjnymi czyli zwykłym zgraniem. Innym elementem wymagającym naprawy jest środek pola, młody Oskar jeszcze nie potrafi być łącznikiem między obroną i atakiem na miarę Gilberto Silva z 2002 r. Natomiast stałe fragmenty wykonują skutecznie i są w finale.
Cały turniej obnaża braki polskiego zespołu narodowego, gdy patrzę jak Włosi wprowadzają do drużyny kolejnych graczy typu Giaccherini (nie należy do młodych, ale pasuje do koncepcji selekcjonera i sprawdził się na Euro)), którzy doskonale realizują zadania na boisku, to utwierdzam się w przekonaniu, jak ważną rzeczą jest zatrudnienie wysokiej klasy specjalisty i nie zgodzę się z prezesem Bońkiem, że ciężar odpowiedzialności w przeważającej części rozkłada się na samych piłkarzy. Zresztą Urugwaj jest przykładem, jak można zbudować niezwykle mocny team w oparciu o trzy indywidualności Suarez, Cavani i Forlan. Oczywiście we wszystkim tych przypadkach dochodzą umiejętności piłkarskie, tam nikomu piłka nie przeszkadza, a przyjęcie futbolówki odbywa się z automatu. Z całym szacunkiem dla Pana Wawrzyniaka czy Kamila Grosickiego, to coś trzeba mieć, a proste rozwiązania na tym poziomie nie przynoszą efektów.
W pracy będę niedospany, ale finał oglądam, a kolor zielony rządzi przez cały rok. Mam nadzieję, że Julia mi wybaczy :)