Najnowszy wpis miał być o czymś zupełnie innym, ale jako że portal przemilczał śmierć wenezuelskiego prezydenta, postanowiłam krótko pochylić się nad tym, kim był Chavez . Czy to będzie bilans jego rządów, jakieś zestawienie, może choćby notka biograficzna? Ależ skąd, nie śmiałabym poświęcać zaledwie marnych dwóch stron człowiekowi, którego prezydentura była fenomenem, nad którym pochylać się będę politologowie przez co najmniej kilkanaście najbliższych lat. Nie da się na dwóch stronach opisać tego, w jaki sposób nieznany podpułkownik wojsk powietrzno-desantowych Hugo Rafael Chavez Frias dochodzi do władzy, zagarnia ją dla siebie i skutecznie przekonuje ludzi, że tak właśnie powinno być – i do pewnego stopnia się nie myli, bo w pewnych aspektach był bardzo skutecznym politykiem, który miał plany ulepszania swojego kraju na co najmniej 15 kolejnych lat do przodu. Moim zdaniem był ideowcem – może trochę za bardzo uniezależniał swoje decyzje od czynników globalnych, ale chciał tylko jednego – by naród zrozumiał i przyjął jego wizjonerstwo. Szkoda, że tak rzadko pytał ten naród o zdanie.
Ciesząc się z czwartego pod rząd zwycięstwa w wyborach prezydenckich w październiku 2012 r., Chavez zapowiedział, że pod jego przewodnictwem kraj będzie "dalej kroczyć ku demokratycznemu socjalizmowi". Ów "demokratyczny socjalizm" to trudna do utrzymania konstrukcja, która zakłada socjalizm jako ustrój gospodarczy z jednoczesnymi demokratycznymi rządami. Od końca XIX w. wielu próbowało wdrożyć tę ideę w życie, ale bez względu na szerokośc geograficzną, żadnemu reformatorowi nie udało się sprawić, by demokratyczny socjalizm był czymś więcej niż tylko marginalnym ruchem. Aż do czasu – do czasu pierwszej prezydentury Chaveza.
***
Nigdy nie unikał popularności i rozgłosu. Lubił czuć się gwiazdą – choć może lepiej pasuje określenie – celebrytą? Do historii przejdzie Szczyt Iberoamerykański w Chile, w trakcie którego król Hiszpanii Juan Carlos, zdenerwowany słowami Chaveza, teatralnym szeptem powiedział w jego kierunku: "A może byś się tak zamknął?" . Cała historia zakończyła się w stylu Chaveza – nie po cichu, ale tak, by następnego dnia mogły o tym napisać media na całym świecie. Otóż gdy w lipcu 2008 r. Juan Carlos przyjmował Chaveza w swej rezydencji na Majorce, ten miał (spontanicznie ponoć) powiedzieć: "Może skoczymy na plażę?".
***
Problemami Wenezueli są niewątpliwie przestępczość (badania opinii publicznej z końca 2009 r. wskazywały, że 81,1% Wenezuelczyków uważała przestępczość za podstawowy problem kraju), bezrobocie (oficjalnie jest niskie, w granicach 8%, ale rzeczywistość nie jest tak różowa. Prawie połowa tych,którzy w miarę regularnie zarabiają, pracuje w szarej strefie, a więc bez możliwości korzystania z licznych przywilejów, jakie oferuje państwo socjalne. Wg danych z 2009 r., 16% legalnie zatrudnionych otrzymywało na koniec miesiąca minimalne wynagrodzenie, co nie napawa optymizmem), pozorowana demokracja.
Jako zacietrzewiony przeciwnik Stanów Zjednoczonych starał się za wszelką cenę uniezależnić od tego mocarstwa. Uważał, że importowanie recept i pomysłów, które sprawdziły się w Stanach, nie ma sensu, bo każde państwo powinno rozwijać się we włąsnym rytmie i z poszanowaniem wewnętrznych uwarunkowań. Chavez postulował poszukiwanie "trzeciej drogi" rozwoju społeczno- gospodarczego, czyli czegoś pośredniego między kapitalizmem i socjalizmem.
Swój antyamerykański sojusz budował z Rosją i Chinami. Dzięki jego staraniom coraz szerszy strumień rosyjskich i chińskich pieniędzy płynął do Ameryki Południowej – nie tylko do Wenezueli, choć to właśnie ten kraj stał się najważniejszym przyczółkiem dla chińskiego i rosyjskiego biznesu. Zaprzyjaźnieni politycy z Moskwy i Pekinu odwiedzali go regularnie, on także chętnie jeździł na rewizyty. Poważnie martwiło to Stany Zjednoczone, które musiały biernie przyglądać się, jak Chińczycy y Rosjanie coraz pewniej rozszerzają swoją sferę wpływów na kontynencie, na którym głównym rozgrywającym przez lata był Waszyngton.
***
Populista – jak wielu południowoamerykańskich przywódców.
***
Po dojściu do władzy w 1999 r. przystąpił do prac nad nową Konstytucją – zmianę ustawy zasadniczej z 1961 r. obiecał zresztą w swoim programie wyborczym. Nowa Konstytucja miała oddawać ideę "demokracji partycypacyjnej", która w praktyce miała ograniczony związek z demokracją, bo wiele decyzji było podejmowanych odgórnie przez Chaveza – z jednoczesnym zachowaniem pozorów demokracji.
***
W 2006 r. został po raz drugi wybrany na prezydenta, otrzymał jednak mniejsze poparcie, niż w pierwszych wyborach. Ponowne zwycięstwo utwierdziło go w przekonaniu, że ma społeczny mandat do tego, by przebudować kraj, niemal zaorać go i wybudować od nowa, wyplenić wszystkie chwasty. Potrzebował czasu. W 2007 r. zorganizował referendum, w którym spytał Wenezuelczyków, czy zgodzą się na jego dożywotnią prezydenturę. Wenezuelczycy go nie poparli. Podjął zatem kroki w kierunku zmiany jednego z artykułów Konstytucji, który dotyczył wydłużenia kadencji. Wyliczył, że dzięki temu mógłby pozostać w pałacu prezydenckim do 2021 r. - wystarczająco dużo czasu, by w szczegółach dopracować "socjalizm XXI wieku". Mówił o nim wielokrotnie, ale chyba nigdy nie przedstawił kompleksowego dokumentu, w którym wyłożyłby wszystkie założenia nowego, lepszego systemu. Wiadomo, że w nowym, lepszym świecie ludzie mieliby krócej pracować – nie 8, a 6 godzin dziennie. Wiadomo, że część instytucji miałaby zostać pozbawiona niezależności i poddana państwu – taki los miał czekać choćby bank centralny. Władze uzyskałyby możliwość kontrolowania finansów przedsiębiorców bez konieczności uzyskiwania nakazu sądu. Czy coś to Państwu przypomina? Chavez dążył do stworzenia systemu, w którym w rękach jednego człowieka skoncentrowana byłaby ogromna władza. Wenezuelczycy nie poparli tych planów i nie zgodzili się na wydłużenie kadencji. Chavez przyjął tę decyzję ze zrozumieniem i zapowiedział, że swoje plany będzie nadal realizował, po prostu wolniej – ale na pewno do końca życia.
***
Większość wyborców Chaveza wywodzi się z najbiedniejszych warstw i paradoksalnie, choć przyznają, że ich życie nie poprawiło się pod jego rządami, w każdych kolejnych wyborach lojalnie oddawali na niego głos. Eksperci tłumaczyli tę gotowość tym, że ludzie ci wierzą w misję Chaveza i chcą, by miał jak najwięcej czasu na wprowadzenie w życie swych planów. Przez lata nikt nie mógł mu realnie zaszkodzić i winić za ten stan rzeczy należy opozycję, która nie potrafiła wystawić wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich.
***
W 2011 r. po operacji na oddziale onkologicznym na Kubie ogłosił, że "zaczął bardziej refleksyjny okres swojego życia" i że tę drugą jego część ma charakteryzować "więcej różnorodności, więcej refleksji i wieloaspektowości" . Ogłosił, iż leczenie sprawiło, że radykalnie zmienił swoje patrzenie na świat – doszedł na przykład do wniosku, że należy przestać walczyć z klasą średnią i przedsiębiorcami, a warto ich zaprosić do rozmów by odczuli, że są potrzebni państwu.
"Nowe otwarcie" przejawiało się także w zmianie sposobu ubierania. W transmitowanej przez państwową telewizję rozmowie telefonicznej, socjalistyczny przywódca ubrany nie jak zwykle, w czerwoną, a żółtą koszulę, zapytał retorycznie, dlaczego zawsze musimy chodzić w czerwonych koszulach? "To samo dotyczy słowa socjalizm" – dodał refleksyjnie.