Dziesięć lat temu Michaił Chodorkowski, najbogatszy wtedy Rosjanin, został zatrzymany pod zarzutem oszustw finansowych – a miało to miejsce, gdy zaczął stanowić dla prezydenta Władimira Putina niebezpieczeństwo tak duże, że nie można go było już dłużej ignorować. W środę 17 kwietnia w oddalonym o 900 km od Moskwy mieście Kirow rozpoczął się inny proces, którego wynik bardzo wiele powie nam o tym, w jaki sposób - jeśli w ogóle - ekipa Putina widzi możliwość porozumienia się z opozycją.
Aleksander Nawalny, 36-letni adwokat, znany bloger i opozycjonista, może zostać skazany na 10 lat pozbawienia wolności. Jest skarżony o przywłaszczenie 16 mln rubli (ok. 500 000 dolarów) z firmy zajmującej się obróbką drewna, której doradzał w 2009 r, gdy pracował jako doradca gubernatora Kirowa.
Nawalny jest najważniejszym z opozycjonistów, którzy brali udział w antyputinowskich protestach 16 miesięcy temu. Dodajmy, że w demonstracji po sfałszowanych wyborach do Dumy na Placu Błotnym w centrum Moskwy uczestniczyło około 40 tysięcy ludzi i byłą to największa demonstracja od czasu upadku ZSRR.
Od czasu powrotu Putina na stanowisko prezydenta obserwujemy wzrost liczby prowadzonych przeciwko opozycjonistom procesów. Na wokandzie pojawiają się nie tylko nazwiska najbardziej medialnych i groźnych dla Kremla działaczy, ale także "planktonu". W efekcie żaden opozycjonista nie może być spokojny – wszak na każdego znajdzie się paragraf, jeśli tylko pozwoli sobie na zbyt dużo swobody wypowiedzi. Nie tylko opozycjoniści czują oddech władzy – także organizacje pozarządowe mogą spodziewać się kontroli, jeśli zajdzie podejrzenie, że ich pracownicy są "zagranicznymi agentami".
Nieprędko dowiemy się, jakie są ustalenia sądu w sprawie Nawalnego, gdyż pierwszą rzeczą, jaką uczyniła obrona po rozpoczęciu procesu było złożenie wniosku o odroczenie rozprawy do przyszłego miesiąca. Obrońca wyjaśnił, że nie miał wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z materiałem dowodowym. Sąd odroczył sprawę do 24 kwietnia.
Nawalny podkreśla nieustannie, że proces odbywa się na zamówienie Kremla, dowody są sfabrykowane, a oskarżenia – absurdalne. "Jeśli wsadzisz działacza antykorupcyjnego do więzienia, tylko zapewnisz mu popularność. Ale jeśli twierdzisz, że jest skorumpowany..." - powiedział dziennikarzom.
Nie ma wątpliwości, że skazanie Nawalnego byłoby ogromnym ciosem dla rosyjskiej opozycji, która od lat nie potrafi działać pod wspólnym szyldem, wypracować wspólnych stanowisk i wskazać swojego lidera. Kilkanaście miesięcy temu na stanowisko lidera wysunął się właśnie Nawalny, który nie tylko szybko zyskał zaufanie większości grup opozycyjnych, ale i przez zagranicznych dziennikarzy i polityków był uważany za centralną postać nowej rosyjskiej opozycji. Nawalny nigdy nie krył swoich ambicji politycznych. Deklarował chęć startu w najbliższych wyborach prezydenckich, widział siebie także w fotelu mera Rosji. Toczący się proces może uniemożliwić snucie ambitnych planów politycznych – historia (choćby Chodorkowskiego) pokazuje, że gdy polityczny przeciwnik Putina zostanie posadzony na ławie oskarżonych, nie pomogą mu ani pieniądze, ani wsparcie zagranicznych mediów i polityków.
Nawalny nie jest w Rosji postacią tak znaną, jak choćby Chodorkowski w czasie, gdy wszczęto proces przeciwko niemu. Nadania pokazują, że tylko 30 procent Rosjan ma jakiekolwiek skojarzenia z nazwiskiem Nawalnego. Trudno o inny stan rzeczy, kiedy państwowe media starają się w ogóle nie wspominać jego nazwiska – nawet nie mówią o nim źle, po prostu próbują ignorować jego istnienie. Dzięki Internetowi (Nawalny prowadził popularny blog), znają go jednak mieszkańcy dużych miast. Większość szanuje go za to, że z narażeniem życia przez wiele miesięcy pisał o korupcji przeżerającej rosyjskie elity. Ci, którzy na bieżąco śledzą sytuację wokół niego, są zgodni, że proces ma charakter polityczny.
W razie skazania Nawalnego, gdyby okazało się, że proces był nierzetelny i polityczny, świat powinien podjąć stanowcze kroki dyplomatyczne wobec Rosji. "Financial Times" pisze, że władze w Waszyngtonie powinny wziąć pod uwagę wciągnięcie przewodniczącego składu sędziowskiego na Listę Magnickiego (osoby na niej znajdujące się objęte są m.in. zakazem wjazdu do USA). Poważniejsze sankcje może zastosować Unia Europejska. Rada Europy, jako strażnik przestrzegania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, może ograniczyć udział Rosji w porozumieniu – sugeruje 'FT'. To rozwścieczy Rosję, która podobne działania traktuje jako wtrącanie się do jej wewnętrznych spraw, ale najgorszym, co USA i UE mogą zrobić, jest bierne obserwowanie zagęszczającej się wokół opozycjonistów sytuacji. Od biernego przyglądania się do akceptacji jest już bardzo blisko.