Reklama.
Polityka nie akceptuje przestojów. Wciąż coś się zmienia, więc prawdziwe jest zdanie, że dzisiejsze newsy wyścielą jutrzejsze śmietniki. Wczoraj zaplanowałam, że dziś zajmę się tym, co oznacza zarejestrowanie Aleksieja Nawalnego jako kandydata na mera Moskwy w wyborach, które odbędą się we wrześniu tego roku.
Temat trochę się zdezaktualizował, bo przed kilkoma godzinami ten popularny bloger, prawnik i opozycjonista został uznany przez sąd w Kirowie za winnego spowodowania strat w kontrolowanej przez państwo spółce Kirowles poprzez kradzież mienia na dużą skalę i skazany na pięć lat kolonii karnej. Nawalny od początku utrzymuje, że proces urągał zasadom sprawiedliwości i sąd tak naprawdę realizował wolę prokuratora (gdyby się uprzeć, uznamy, że sąd do pewnego stopnia zachował jednak niezależność, gdyż oskarżyciel domagał się wyroku skazującego na sześć lat).
W akcie oskarżenia napisano, że w 2009 r., gdy Nawalny był doradcą powiązanego z opozycją gubernatora obwodu kirowskiego Nikity Biełycha, nakłonił dyrekcję państwowego przedsiębiorstwa przemysłu drzewnego Kirowles do podpisania niekorzystnego kontraktu, czym spowodował straty materialne w wysokości 16 mln rubli.
Nawalny nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, podobnie nie przyznał się jego rzekomy wspólnik, Piotr Oficerow, skazany na 4 lata kolonii karnej.
Swoje zaniepokojenie wyrokiem wyraziła już Unia Europejska ustami unijnej szefowej dyplomacji Catherine Ashton. Wyraziła ona nadzieję, że sąd odwoławczy zmieni niekorzystne rozstrzygnięcie.
Jeśli do 8 września (data wyborów mera) wyrok się uprawomocni, Nawalny zostanie skreślony z listy kandydatów.
Choć Nawalnemu prawdopodobnie i tak nie udałoby się zdobyć wystarczającej liczby głosów, by wygrać wybory, to jego start miałby ogromne znacznie symboliczne – sam Nawalny to przecież symbol walki z systemem. Ten 36-letni prawnik od miesięcy prowadzi blog poświęcony walce z korupcją, ale naprawdę głośno zrobiło się o nim głośno, gdy przewodził tłumom na Placu Bołotnym w czasie wielkiej demonstracji przeciw sfałszowanym wyborom, a później obraźliwie wyrażał się o rządzącej partii "Jedna Rosja", nazywając ją m.in. "partią żulików i złodziei".
Zapowiedział, że wystartuje także w wyborach na prezydenta Federacji. Mówiąc to, wiedział, że może podzielić los najgłośniejszego rosyjskiego więźnia politycznego, Michaiła Chodorkowskiego. Podziwiam go za odważny ruch, który musiał zakończyć się rozjuszeniem Kremla i doprowadzić butnego prawnika przed wymiar sprawiedliwości – jeśli trzeba, powód dla pociągnięcia do odpowiedzialności zawsze się znajdzie. Nie wierzyłam, że Nawalny miałby jakiekolwiek szanse w wyborach prezydenckich, jeszcze nie teraz, ale kto wie, może za kilka lat? Szkoda, bo system trzyma się mocno i nie toleruje niesubordynacji.