W niedzielę 27 października odbyły się w Gruzji wybory parlamentarne. Nie wystartował w nich dotychczasowy prezydent, 46-letni Michaił Saakaszwili, gdyż zgodnie z Konstytucją, nie może ubiegać się o wybór na kolejną, trzecią już kadencję. Na czele państwa stanie 44-letni Giorgi Margwelaszwili. Interesujące, że w trakcie kampanii wyborczej ścierali się nie tyle kandydaci, co politycy ich wspierający – ustępujący prezydent i wciąż jeszcze urzędujący premier, którzy możliwość doprowadzenia do zwycięstwa swojego kandydata traktują jako szansę na dalsze uczestnictwo w życiu politycznym.
W wyborach wystartowało 23 kandydatów. Walka rozegrała się między popieranym przez premiera Giorgi Margwelaszwilim z partii Gruzińskie Marzenie a Dawidem Bakradze ze Zjednoczonego Ruchu Narodowego, którego z kolei wspierał odchodzący prezydent. Obaj najważniejsi gracze są mało znani na gruzińskiej scenie politycznej – w tych wyborach bowiem ważniejsze było nie to, kto w nich startuje, lecz kto wspiera kandydata. Sam Margwelaszwili – były minister edukacji i były rektorem Gruzińskiego Instytutu Spraw Publicznych - jest postrzegany jako człowiek mało charyzmatyczny, uległy – ma opinię miłego, sumiennego urzędnika, który nie będzie się silił na samodzielność. Premier Bidzina Iwaniszwili ma prawdopodobnie nadzieję na rządzenie państwem z tylnego siedzenia, na co nie miałby szansy, gdyby w wyborach wystawił silnego i mającego aspiracje prezydenckie ministra obrony, Irakliego Alasanię.
Słabo rozpoznawalni kandydaci wystartowali w wyścigu, który cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem samych Gruzinów. Wynika to z faktu, że Gruzja przechodzi na system parlamentarny – mając nadzieję na zwycięstwo swojej partii w wyborach parlamentarnych w 2012 r., Saakaszwili zmienił Konstytucję w ten sposób, że uprawnienia prezydenta zostały uszczuplone na rzecz uprawnień szefa rządu.
Choć więc i bez zwycięstwa swego kandydata Iwaniszwili jest de facto najważniejsza osobą w państwie, to zależało mu na zwycięstwie przedstawiciela w Gruzińskiego Marzenia w dzisiejszym głosowaniu. Aby wywrzeć dodatkową presję na Gruzinach, uciekł się do krytykowanego przez część obserwatorów zabiegu – zapowiedział, że jeśli Margwelaszwili nie wygra w pierwszej turze, to nie wystartuje w drugiej, wobec czego głosujący musieliby wybierać między kandydatem wspieranym przez Saakaszwilego a otwarcie prorosyjskią Nino Burdżanadze. Ta ostatnia zapowiedziała, że jeśli nie wygra tych wyborów, to uzna je za sfałszowane i wyprowadzi ludzi na ulice. Choć w sondażach przedwyborczych mogła liczyć na umiarkowane poparcie, to w przeszłości pokazała, że potrafi zebrać wokół siebie dużą grupę niezadowolonych i organizować masowe manifestacje. Burdżanadze należała do grona najbliższych współpracowników Saakaszwilego w czasie rewolucji róż, lecz od roku 2008 pozostaje w ostrym konflikcie z prezydentem.
Choć wybory nie są szczególnie istotne z politycznego punktu widzenia, to są ważnym punktem granicznym w najnowszej historii Gruzji. Tak bowiem zakończył się 10-letni okres rządów Michaiła Saakaszwilego, który do władzy doszedł po Rewolucji Róż. Ostatnia dekada to czas szybkich i gwałtownych przeobrażeń w Gruzji - z leżącego na uboczu małego i słabego państewka stała się może nie istotnym graczem na mapie świata, ale na pewno weszła w okres szybkiego rozwoju. Tak szybkiego, że zaczęło to niepokoić Rosję, co doprowadziło do wybuchu wojny w 2008 r. To uproszczenie z mojej strony, trafne jednak o tyle, że prawdopodobnie do wybuchu konfliktu by nie doszło, gdyby Gruzja była bardziej potulna wobec silnego sąsiada i nie próbowała zagrażać hegemonii rosyjskiej w regionie. Tyle, że kraj pod wodzą Saakaszwilego naprawdę miał duże ambicje. Sam Saakaszwili jest politykiem kontrowersyjnym (zarzuca mu się liczne nadużycia i niewykluczone, że po zakończeniu kadencji zostaną mu przedstawione zarzuty karne), jego metody sprawowania władzy spotykały się z krytyką, jednak w tym wpisie nie będę powracała do historii. Wolałabym zapamiętać Saakaszwilego jako odważnego reformatora i budowniczego, który sprawił, że w największych miastach (choć nie tylko w nich) coraz częściej mieszańcy mogą korzystać z europejskich standardów w zakresie infrastruktury (bieżąca woda, lepsze drogi, możliwość podróżowania samolotem do różnych części świata). Ustępujący prezydent nie poinformował jeszcze, co zamierza robić po zaprzysiężeniu nowej głowy państwa – nie wiadomo nawet, czy pozostanie w Tbilisi. Nieznana jest także polityczna przyszłość premiera Iwaniszwilego. Zgodnie z gruzińskim prawem, po przeprowadzonych wyborach prezydenckich urzędujący premier podaje swój rząd do dymisji. Iwaniszwili to milioner, którego majątek jest większy, niż budżet Gruzji. Jest nie tylko szefem rządu, ale i liderem partii rządzącej. W razie jego odejścia z polityki, które jest niewykluczone, na gruzińskiej scenie politycznej będą miały miejsce zawirowania, których wynik trudno w tej chwili przewidzieć.
W trakcie wyborów doszło do kilku niegroźnych incydentów w różnych częściach kraju. Zagraniczni obserwatorzy są zdania, że wybory były przeprowadzone zgodnie ze wszelkimi standardami.