W 2007 roku Al Gore otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. Uzasadniono to wielkim zaangażowaniem na rzecz przeciwdziałania globalnemu ociepleniu. Na bazie prezentacji, którą Gore tworzył na potrzeby kampanii politycznych w 2006 roku powstał film Niewygodna prawda. Już w 2007 roku sąd brytyjski wskazał jednak dziewięć informacji, zawartych w filmie, które zostały dla celów politycznej propagandy zmanipulowane. Powstało nawet określenie 9 kłamstw Gore’a.
Na przełomie listopada i grudnia w Paryżu rozpocznie się dwutygodniowa konferencja COP21 (COP19 miało miejsce w Warszawie w listopadzie 2013). Organizatorzy chcą doprowadzić do międzynarodowego porozumienia w sprawie klimatu, które pozwoli ograniczyć ocieplenie klimatu nawet o 2°C do 2100 roku.
To jak to właściwie jest? Czy globalne ocieplenie jest oszustwem, jak twierdzą również dzisiaj niektórzy politycy czy publicyści w Polsce, czy poważnym problemem całego świata, z którym solidarnie próbują walczyć światowi przywódcy?
Postanowiłem porozmawiać o tym z Adamem Błażowskim, współzałożycielem wrocławskiej firmy Porta Capena dostarczającej narzędzia służące do poprawiania efektywności energetycznej w nieruchomościach.
Ile Pan zarabia na globalnym ociepleniu?
Efektywność energetyczna to temat atrakcyjny biznesowo niezależnie od polityki i zmian klimatycznych. Te ostatnie nie były dla mnie zbyt ważne w pracy do momentu gdy kilka lat temu zauważyłem, że stały i widoczny na przestrzeni dekad trend ocieplenia w Europie ma pewien niewielki negatywny wpływ na oszczędności, które generujemy dla naszych klientów. Ciepłe zimy to mniejsze koszty ogrzewania, i też mniejsze oszczędności w naszych projektach. Można powiedzieć, że silne ocieplenie może powodować dla mnie straty bo zarabiamy więcej na sytuacji odwrotnej. Taki paradoks.
Niemniej nie o biznesie chcieliśmy rozmawiać. Dlaczego zgodził się Pan ze mną porozmawiać o, jak to Pan sympatycznie określa, “globciu”? Czy to wynika z Pana działalności naukowej, zawodowej aktywności, czy hobbystycznego zainteresowania?
Zaczęło się od hobby. Jako młody ojciec, spędzając masę czasu na usypianiu potomstwa, czytałem liczne angielskojęzyczne fora dyskusyjne. Zwróciłem uwagę na potężną różnicę między nimi a polskojęzyczną strefą w temacie zmian klimatu. To co tam traktowano jako oczywistą oczywistość, u nas było interpretowane odwrotnie, nawet przez różne autorytety naukowe.
Postanowiłem przeanalizować temat na własną rękę, by zrozumieć ten paradoks.
Przeczytałem raporty Narodów Zjednoczonych, Banku Światowego, najważniejsze prace naukowe publikowane w Nature, jak również najważniejsze argumenty polskich klimatycznych sceptyków. Później ukończyłem też szereg kursów, organizowanych przez University of Columbia i Queensland, dotyczących zmian klimatu, negocjacji międzynarodowych i zrównoważonego rozwoju, po to by lepiej zrozumieć zagadnienie, tak na własne potrzeby, z ciekawości.
Teraz od kilku lat działam też jako coach w ramach programu Pioneers Into Practice, Climate-KIC, jest to program wymiany profesjonalistów z szeroko rozumianego cleantechu czyli przemysłu i biznesu opartego o bardziej zrównoważone gospodarowanie zasobami.
I co wynikło z tych studiów? Może Pan jednym zdaniem podsumować? “Globcio” to ściema czy fakt?
Zmiany klimatu są już dziś, teraz, najpotężniejszym wyzwaniem jakie stoi przed ludzkością. Nie ma też już w świecie ani jednej narodowej organizacji naukowej (takiej jak Polska Akademia Nauk w Polsce), która by kwestionowała antropogeniczne (wywoływane przez cywilizację) globalne ocieplenie. Nawet Korea Północna tego nie kwestionuje.
No dobrze, wszyscy się zgadzają. Średnia temperatura na ziemi się podnosi. Ale przecież to się już nie raz zdarzało. Zmiana klimatu jest poniekąd wpisana w historię naszej planety. Bywało cieplej, zdarzyła się też era lodowcowa. Czy obecne ocieplanie różni się czymś od wcześniejszych zmian klimatu?
Bywało i cieplej i zimniej, ale zmiany nie następowały nigdy tak szybko. Zmiany orbity Ziemi czy aktywności Słońca rozkładały się na tysiące lat. Tymczasem to, co obserwujemy dzisiaj, to ocieplenie na przestrzeni dekad. Przewidziane w 1985 roku przez NASA, i realizujące się na naszych oczach. W tych nielicznych przypadkach w paleoklimatologii, kiedy klimat zmieniał się błyskawicznie, towarzyszyło temu masowe wymieranie zwierząt i roślin. W przyszłości do tego grona mogą dołączyć masowo ludzie w biednych krajach. Bogaci sobie poradzą.
Jak wtedy, kiedy wyginęły dinozaury… Co jest przyczyną tej wyjątkowej sytuacji? Czy możemy jednoznacznie wskazać, że to cywilizacja się przyczyniła do tej błyskawicznej zmiany?
CO₂ w historii grał rolę „wzmacniacza” efektu niewielkich zmian w ilości energii docierającej do Ziemi. Mała zmiana orbity powodowała lekkie ogrzanie wody, emisję CO₂ z oceanów, i dużo większe ocieplenie. Teraz ten eksperyment realizujemy na własne życzenie. I to nie wulkany emitują CO₂, tylko ludzie. Wiemy to, bo ten „spalony” węgiel ma inny skład izotopowy niż ten w przyrodzie. Istnieje cała masa niezależnych dowodów empirycznych które na to wskazują, np. wspomniane wcześniej cieplejsze noce.
W jaki sposób ludzie emitują CO₂? Czytałem kiedyś analizę, w której badano rodzinę w USA. Dwoje rodziców, dwoje dzieci, dwa duże samochody SUV i dwa psy. Wynikało z niej, że to te psy są głównym źródłem CO₂. Pan mówi, że ludzie…
Sposób wytwarzania energii niewiele się zmienił od XIX w. Spalamy gaz, węgiel i ropę, emitując CO₂, który wcześniej zmagazynowany był pod ziemią. Jeśli nauczymy się ekonomicznie wytwarzać psią karmę ze źródeł odnawialnych to psy nie będą żadnym problemem. To samo dotyczy transportu i energetyki. I rozwiązanie tego problemu jest właściwie już za drzwiami…
A jednak hodowle zwierząt na potrzeby ludzi ciągle rosną. Wołowina, mimo choroby Kreutzfelda-Jacoba, to coraz ważniejszy składnik diety. Wieprzowina również. Drób produkuje pewnie nieco mniej CO₂. Nie chciałbym tego wątku zgłębiać zbyt dokładnie, ale czy masowa i przemysłowa hodowla zwierząt może mieć większy wpływ na klimat, niż wulkany?
Może i ma. Emisja z wulkanów to 1/150 tej, którą powoduje cywilizacja. Niemniej w 2040 roku będziemy musieli wyżywić 9 mld ludzi, i dużo więcej z nich, niż dzisiaj, będzie stać na dietę mięsną. Jeżeli nie chcemy zrujnować do reszty naszych lasów, nauka i technologia będą tutaj musiały znaleźć stosowne rozwiązania.
No dobrze, to może teraz trochę danych. Jakie są najważniejsze, powiedzmy 5, źródła emisji dwutlenku węgla i jaki jest ich udział w całkowitej emisji CO₂?
26% to energetyka, 19% przemysł, 17% wylesianie, 14% rolnictwo, 13% transport. Wylesianie to wypalanie lasów pod uprawy, osuszanie bagien, szereg działań które zmieniają przeznaczenie gruntów. Teraz widzimy to np. w gigantycznych pożarach Indonezji.
Wspomniał Pan kilka chwil temu, że rozwiązanie jest już za drzwiami. Za którymi konkretnie?
Potrzebujemy jednego wynalazku by załatwić większą część problemów: skutecznego magazynowania energii. Dziś, kiedy świeci słońce, nie ma nas w domu. Kiedy oglądamy dziennik i robimy pranie, jest ciemno. Rozwiązania już pojawiają się na horyzoncie, są jednak na razie dość drogie.
Ma Pan na myśli jakieś wielkie bojlery czy akumulatory?
Tak, pomysłów jest tutaj wiele, i prędzej czy później jeden z nich zrewolucjonizuje rynek. We wrocławskim laboratorium nanomateriałów EIT+ są testowane takie technologie, Bill Gates zainwestował ostatnio w bardzo obiecujący projekt nowej baterii, Tesla forsuje ulepszone baterie litowe. Jest to trudny temat bo baterie muszą być tanie, nietoksyczne, lekkie, trwałe, działać w szerokim zakresie temperatur i jeszcze w miarę możliwości wykorzystywać pierwiastki, które nie są rzadkie. Ale rewolucja w tej branży to perspektywa kilku następnych lat.
Mamy za sobą historię udanych przełomów (np. lądowanie na Księżycu, stacja ISS, Human Genome Project, Internet, zmniejszenie dziury ozonowej), kiedy coś naprawdę stawiano za priorytet. A tak się dzieje teraz w kwestii magazynowania energii.
Ale czy to jakaś zupełnie nowa idea? To oczywiście nie jest najnowsza technologia, ale nawet w Polsce mamy wiele elektrowni wodnych szczytowo pompowych. Magazynowanie energii jest znane co najmniej od kilkudziesięciu lat. Woda jest powszechna, nietoksyczna, trwała. W czym te nowe technologie będą lepsze?
Duże elektrownie szczytowo-pompowe wymagają rozbudowanej sieci dystrybucji energii elektrycznej. Takie inwestycje nie wszędzie można też zrealizować. Potrzebujemy kombinacji tych technologii, najlepiej byłoby doprowadzić do sytuacji „local consumption, local production”, czyli to co sam produkujesz, sam zużywasz. Wtedy znika w np. problem centralnej dystrybucji do każdego punktu.
No dobrze, rozmawiamy sobie o sprawach wielkich. Bill Gates zainwestował w nowe technologie. Rządy ustawiają priorytety. Przywódcy światowi spotykają się na szczytach i konferencjach, uzgadniają jakieś plany, warunki, kryteria i kwoty. Ale gdybym ja chciał żyć ekologicznie, albo nauczyć swoje dzieci, na przyszłość… Czy od nas coś zależy? Czy my, zwykli ludzie, powinniśmy się tym w ogóle zajmować?
Nie jestem gorącym entuzjastą rozwiązań w stylu „ekologicznego stylu życia dla planety”. To wskazane, ale ludzie nigdy masowo nie zagłosują za pogorszeniem swoich warunków bytu. Gigantycznych problemów z żywnością, energetyką, transportem nie rozwiążemy własną rzodkiewką czy domem z błota i patyków. To fajna, ale niszowa sprawa.
Rozwiązanie, i szansa na globalną ucieczkę „do przodu”, leży w nowych technologiach, kierowanym postępie w wiedzy i praktyce, który pozwoli nam przezwyciężyć blokady przed którymi stoimy jako gatunek. Takie założenia leżą u podwalin nowego ruchu polityczno-filozoficznego zwanego ekomodernizmem.
Proszę powiedzieć, co to za ruch. Czy to jakaś nowa siła, idea polityczna? Coś jak ruch zielonych w latach 70. XX wieku?
To całkiem nowa inicjatywa naukowców, akademików, autorów, aktywistów którzy często sami współtworzyli ruchy proekologiczne 10-20 lat temu. Dziś, zmęczeni antynaukowym podejściem niektórych tradycyjnych ruchów eko i pozbawieni złudzeń co do możliwości rozwiązania problemów globu przez niewidzialne ręce rynku, snują ciekawą, nową wizję. Wizję postępu technologicznego jako szansy dla środowiska naturalnego by odetchnęło, gdy wreszcie przestaniemy tak bardzo się w nim rozpychać, bo nie będzie nam to już tak potrzebne.
W jakiej formie to się odbywa? To jest idea krążąca po uniwersytetach, czy już konkretne organizacje i siła polityczna?
To bardzo świeża idea, powstała w formie manifestu zaledwie kilka miesięcy temu, ale szybko znajduje poparcie wśród autorytetów i znawców tematu. Warto się jej przyglądać, bo jest obiecująca i racjonalna: tzn. oparta na faktach, nie na marzeniach, dogmatach i fobiach.
Większość z nas się jednak nie przyłączy. Niechętnie działamy w partiach politycznych czy organizacjach pozarządowych. Skoro stawiamy na ucieczkę całej cywilizacji do przodu to czy my, zwykli konsumenci, powinniśmy interesować się nadchodzącą konferencją COP21? Może to nas nie dotyczy? Niech zrobią to za nas politycy i przedsiębiorcy, naukowcy czy w końcu aktywiści.
Politycy ustalają cele i ramy w jakich świat będzie się rozwijał. Za kilka dni świat obiegnie informacja o podpisanym globalnym porozumieniu w kwestii redukcji emisji CO₂. Nie będzie ono ani doskonałe, ani ostateczne, ale będzie najważniejszym wydarzeniem z perspektywy następnych dekad w kontekście zabezpieczenia naszej przyszłości. Dla nas będzie to oznaczało zapowiedź dużych zmian, w wielu dziedzinach, i to raczej w bliższej niż dalszej przyszłości.
Jako wyborcy: warto głosować na polityków, którzy nie uciekają przed faktami, opierają swoje strategie na rzetelnej, naukowej wiedzy, formułują sensowne, odważne ale wyważone propozycje rozwiązań problemów, traktują ludzkość jako załogę a nie pasażerów naszej planety, patrzą do przodu a nie wstecz., którzy budują a nie niszczą. Z perspektywy Polski może wydawać się to nierealne, ale akurat w tej kwestii można i należy zaczynać od siebie, zmieniając własne nastawienie.
Tylko czy to kogoś, poza fascynatami, jak Pan, zainteresuje? Skoro my osobiście nie mamy wpływu na wyniki ani na ustalenia, to może lepiej obejrzeć serial w telewizji, niż się fascynować COP21? Kiedy głosujemy, myślimy raczej o małych podatkach, szerokich świadczeniach społecznych, silnej pozycji międzynarodowej… Przecież CO₂ nawet nikt nie widział.
Ale wielu z nas ma w domu dzieci. One odziedziczą po nas świat inny, niż ten, do którego my przywykliśmy. W wigilię 2052 mogą zapytać „Dziadku, a co robiłeś w 2015 kiedy jeszcze było normalnie?”.
Co to znaczy normalnie? Dlaczego teraz miałoby być normalniej, niż za 30-40 lat? Dzisiaj każdy chce wyjechać do ciepłych krajów na wakacje. Może to ocieplenie to jest tak zwana dobra zmiana? Wakacje przyjadą do nas. Oszczędności na ogrzewaniu, odśnieżaniu, ubraniach. Czy jest się przed czym bronić?
Ciepłe zimy to zysk na ogrzewaniu, ale strata dla górskich kurortów, które już w latach 2030-2040 będą miały spory problem ze śniegiem. Nad Bałtykiem turystyka ucierpi z powodu masowych wykwitów alg, związanych ze zmianą temperatury wody. To również problem z wodą słodką, której mamy mniej więcej tyle co Egipt, ale nam jej ubywa. To też nasilenie gwałtownych zjawisk pogodowych, cieplejsze noce, a co za tym idzie dłuższe i cięższe fale upałów w miastach.
Trudne do zniesienia upały sierpnia 2015 najprawdopodobniej będą „normalnym” latem dla przyszłych emerytów – czyli czytelników tego tekstu mających dzisiaj 30-40 lat. To już nie jest kwestia środowiska dla naszych dzieci, ale naszej własnej starości. Te zmiany mamy już zapewnione „w pakiecie”, niezależnie od podpisanego porozumienia w Paryżu, będziemy ich doświadczać.
Podobno Stanisław Lem zapytany o przyszłość, miał powiedzieć: „Będzie tak samo, tylko bardziej”. To chyba adekwatny komentarz do tego, co nas nieuchronnie czeka.
No, cieplejsze, nawet upalne lata, to moglibyśmy jeszcze jakoś znieść. Cieplejsze zimy to duża oszczędność.
Oczywiście te skromne niedogodności w naszej szerokości geograficznej, oznaczają gigantyczne zmiany w innych strefach klimatycznych, obserwowalne jeszcze za naszego życia. Miliard ludzi na świecie pije wodę pochodzącą z lodowców. Bez tych lodowców czeka ich okrągły rok suszy przerwanej dwiema gigantycznymi powodziami. Jest to proces, lodowce nie znikną tak szybko, ale dzisiejsze migracje z Syrii (doświadczonej 5-letnią suszą a potem wojną), to tylko przedsmak ogromnych migracji z terenów, które przestaną nadawać się do życia w następnych dekadach, np. na skutek wzrostu poziomu oceanów w deltach wielkich rzek. Ci ludzie gdzieś będą musieli się podziać, oczywiście część z nich przyjdzie do nas ze wszystkimi tego faktu skutkami.
Czy można z nadzieją oczekiwać COP21? Wiadomo, że w przypadku takich dużych przedsięwzięć większość ustaleń zapada wcześniej w rozmowach i negocjacjach w węższych, nieformalnych gronach. Pan zapewne coś już wie...
Tyle co pozostali, którzy interesują się tematem. Chiny i USA rok temu zaskoczyły wszystkich całkowicie niespodziewanie ogłaszając, że zawarły porozumienie w sprawie redukcji GHG (gazy cieplarnianego, z ang. greenhouse gases). Po zmianie władzy w Kanadzie odpadł główny hamulcowy negocjacji, na dziś pozostała Australia jako oponent wielu inicjatyw. W sumie 161 krajów złożyło już INDCsy (dobrowolne deklaracje planowanych redukcji), porozumienie jest już na horyzoncie.
Te dane można przeglądać na stronie CAIT Climate Data Explorer http://cait.wri.org/indc/
Rozumiem, że trzeba trzymać kciuki za szczyt, żeby udało się podpisać porozumienie i żeby ono rzeczywiście powstrzymało niekorzystne trendy. Nawet, jeżeli nie mamy dzieci i nie dożyjemy połowy XXI wieku, pewnie powinniśmy się zatroszczyć o przyszłość naszej planety.
Jestem realistą. Niekorzystnych trendów przy obecnej technologii powstrzymać się nie da. Mamy zagwarantowane ocieplenie o ok. 2°C do 2100 r., tak naprawdę, według ostatnich wyliczeń nawet 2.7°C jest najlepszą opcją. Rok 2015 będzie pierwszym rokiem, kiedy posmakowaliśmy tego, co to znaczy pełny 1°C ocieplenia. Brak skutecznych działań będzie skutkował temperaturami między 4-8°C wyższymi w 2100 i totalną katastrofą dla biednych, bo bogaci raczej zawsze sobie poradzą.
Dziękuję Panu za rozmowę i liczę, że w trakcie konferencji COP21 lub po jej zakończeniu, zgodzi się Pan porozmawiać na temat konkretnych zdarzeń, dyskusji, dylematów czy konfliktów. A może ktoś coś głupio palnie i warto będzieto skomentować?
Dziękuję, i zamiast trzymać kciuki, liczmy na rozsądek negocjatorów. Sting śpiewał kiedyś „I hope the Russians love their children too”. Dziś żyjemy i rozmawiamy, a więc miał wtedy rację.
Z Adamem Błażowskim, ekoracjonalistą, przedsiębiorcą, pasjonatem efektywności energetycznej i zapewne przyszłym emerytem rozmawiał Mateusz Kijowski