Głośne są postulaty, jakoby należało wymienić klasę polityczną. Albo stworzyć nowe elity. Albo przegonić wszystkich polityków. To zły pomysł. Równie dobrze można by powiedzieć, że skoro lekarze nie radzą sobie z leczeniem wielu chorób, to należałoby ich wymienić na innych. No właśnie, tylko skąd ich wziąć? Zatrudnić szarlatanów czy znachorów? A może powierzyć leczenie kamieniarzom czy złotnikom?
Różne są definicje słowa polityka. Tylko niektóre z nich odwołują się do walki o władzę. Ale wszystkie mówią o wspólnych sprawach, o zarządzaniu, o grze interesów i zdobywaniu poparcia. I wszystkie mówią o skuteczności. Te dwa ostatnie aspekty są chyba najważniejsze – zdobywanie poparcia dla realizacji celów i ich skuteczne osiąganie. To jest sedno polityki.
Słowa często tracą znaczenie, a pojęcia się dewaluują. Tak stało się też z pojęciem polityki. I chociaż polityka jest nieodzowną częścią życia społecznego, jak oddychanie nieodzowną częścią życia organizmów, to wielu z nas zrobi wszystko, żeby się od polityki odciąć. Ale przecież nie da się żyć bez oddychania. A społeczeństwo i państwo nie mogą funkcjonować bez polityki.
Kiedy powietrze jest zanieczyszczone, kiedy unosi się smog, nikt nie wpada na pomysł, że przestaniemy oddychać. Raczej myślimy o tym jak zmniejszyć zanieczyszczenia powietrza albo jak się przed zanieczyszczeniami ochronić.
Kiedy polityka przestaje funkcjonować przejrzyście i czytelnie, kiedy mamy wątpliwości co do intencji polityków, kiedy nasze zaufanie do rządzących gwałtownie spada… czy możemy skończyć z polityką? Odciąć się od polityki? Albo zastąpić ją czymś innym? A czym zastąpimy brudne powietrze?
Nie. Nie możemy żyć bez polityki. A kiedy się psuje, możemy ją jedynie naprawiać. Prawie każdy z nas ma jakąś specjalizację. Jakieś doświadczenia. Na czymś się zna. W niektórych branżach czy dziedzinach stosunkowo łatwo jest się przeszkolić i przygotować do pracy. Ale na pewno nie jest taką dziedziną polityka. Doświadczenia zdobywane przez polityków latami na różnych szczeblach i w różnych miejscach w strukturach organizacji czy państwa nie są do zastąpienia.
Głośne są postulaty, jakoby należało wymienić klasę polityczną. Albo stworzyć nowe elity. Albo przegonić wszystkich polityków. To zły pomysł. Równie dobrze można by powiedzieć, że skoro lekarze nie radzą sobie z leczeniem wielu chorób, to należałoby ich wymienić na innych. No właśnie, tylko skąd ich wziąć? Zatrudnić szarlatanów czy znachorów? A może powierzyć leczenie kamieniarzom czy złotnikom?
A jeżeli system edukacji funkcjonuje niewydolnie, to może zwolnić wszystkich nauczycieli? I powierzyć nauczanie w szkołach kierowcom i murarzom? Nie, to nie są niestworzone pomysły ani chore idee. Codziennie słyszymy te postulaty od osób, które „mają interes do polityki” – czegoś oczekują, czegoś się domagają. Domagają się od polityków. Bo to politycy podejmują decyzje i dysponują środkami do realizacji postulatów. A zatem sprawa jest polityczna. Żeby taką sprawę załatwić można użyć wszelkich mechanizmów dostępnych w świecie polityki albo rzucać się z motyką na słońce.
Całym sercem popieram protest lekarzy rezydentów. Ich postulaty są, wedle mojej ograniczonej wiedzy, słuszne. Myślą o tym, jak naprawić cały system a nie tylko swoją sytuację. A jednak… zaskakujące jest ich uprzedzenie do polityki. Przecież domagając się zmian w systemie ochrony zdrowia weszli w najdalsze obszary polityki. Dlaczego unikają środków w polityce używanych? Gdyby politycy mieli podejść do nich w ten sam sposób, jak oni do polityków, to za chwilę powinien się pojawić postulat żeby w miejsce lekarzy stawiających kategoryczne żądania zatrudnić wolontariuszy. I niech wprowadzą własne metody leczenia. Zimne kąpiele, pijawki, napary z ziół to te najprostsze. Ale przecież są również tajemne eliksiry i przekazywanie pozytywnej energii przez ekrany telewizorów. „Odin, dwa, tri...”. Mamy znacznie więcej pomysłów, jak zastąpić dotychczas stosowane terapie gusłami.
Tylko czy tego nam trzeba w ochronie zdrowia? A czy takich zmian nam trzeba w polityce? Mamy takich lekarzy, jakich mamy. I musimy zapewnić takie funkcjonowanie systemu, żeby ich jak najlepiej wspierać i umożliwić im jak najlepsze funkcjonowanie dla dobra nas wszystkich. Rewolucyjne pomysły się nie sprawdzą. I tak samo jest z polityką. Mamy takich polityków, jakich mamy. Musimy zapewnić takie funkcjonowanie systemu politycznego, żeby efekty były dla nas wszystkich lepsze. Usuwanie tych, którzy są najbardziej doświadczeni i najbardziej skuteczni (a w systemie partyjnym tak już jest, że zazwyczaj na czele stają ci najbardziej skuteczni) byłoby drogą donikąd. To jak pomysł, żeby lewatywą leczyć zapalenie płuc.
Że nie wszyscy to rozumieją? Że i tak będą się domagać rewolucji w polityce albo w ogóle zlikwidowania polityki? Tak jest i tak będzie. Ale od osób o lepszym wykształceniu i wyższym poziomie świadomości społecznej można oczekiwać nieco więcej.
Wszyscy pamiętamy referendum w Wielkiej Brytanii w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej. Młodzież w przeważającej większości była za pozostaniem w Unii. Tylko nieliczni poszli jednak do urn. Za to następnego dnia, po ogłoszeniu wyników, masowo wyszli na ulice żeby zaprotestować. Przeciwko czemu protestowali? Przeciwko decyzji tych, którzy poszli oddać swój głos i wyrazić swoją wolę? Nie wiedzieli, jak działa referendum? Nie wiedzieli, że o wynikach rozstrzygają karty wrzucone do urn a nie skandowanie na ulicach?
Dzisiaj ci, którzy najgłośniej o wyjście z UE zabiegali, znikli ze sceny politycznej. Wielu w zastanawia się, jak można by zmienić decyzję. Czy my też chcemy się obudzić z ręką w nocniku? Czy wyrzucimy doświadczonych polityków, żeby ich potem zastąpić amatorami? Bo nie chce nam się zrozumieć, jak działa system polityczny? A może lepiej być mądrym przed szkodą?