Po teście „wszystkomającego” XC90 T8 w wersji Excelence, zastanawiałem się co więcej można powiedzieć o tym modelu. Bo zmieścić w tym aucie więcej już raczej się nie da. Hybrydowa 407-konna T-ósemka, z 4 miejscami opływającymi w luksus daje chyba wszystko co można dziś w motoryzacji dostać.
W T8 Excelence była moc, luksus, styl i najnowocześniejsza technika. Skomplikowany jak stacja kosmiczna jest ostatnią pozycją na samym dole cennika – z widniejącą obok kwotą 530 tys zł. Do tej pory (początek grudnia 2016) Volvo sprzedało w Polsce tylko jeden egzemplarz tej wersji. Przy tym całym „wypasie”, technologicznych wodotryskach i hybrydowych cudach, gdzieś zagubiła się rzecz najważniejsza. To przede wszystkim super gadżet, a samochód... już tylko przy okazji.
I tu wjeżdża XC90 R-Design – dające więcej samochodu za znacznie mniejszą liczbę monet. Naprzeciw siebie stają: najmocniejszy, najdroższy w gamie T8 kontra D5 z (niemal) samego czubka cennika. Nie znaczy, że tanie, bo ceny 235-konnego najsłabszego diesla w gamie, w wersji wyposażenia R-Design startują od prawie 300 tys. zł. Może i nie ma lodówki z kieliszkami do szampana, nie ma 400 KM i nie robi setki w 5 sekund, ale daje kierowcy więcej prostych przyjemności. Choćby wizualnych.
T8 Excelence był lekko mdły. Piaskowy lakier, jasna skóra, drewno orzechowe... Brakowało kominka i filiżanki z herbatą do maczania w niej biszkoptów. Tym bardziej, że miał nawet podgrzewany cup holder. Brzmi jak argument dla tych, którzy nadal uważają Volvo za samochody dla „dziadków”. Jeśli ekologiczny T8 był nieprzyprawionym wegańskim daniem, to R-Design wjeżdża na stół jako pieprzny łosoś, wędzony w dieslowskim dymie. Wyrazisty lakier, odrobina ostrzejszych detali, czarna skóra, trochę alcantary i pseudocarbonu zupełnie zmieniają smak tej potrawy. Gniew Thora dosięgnie tego, kto wsiądzie do XC90, dotknie metalu, skóry i szkła, a potem powie, że to „dziadkowe” auto.
Nie jest tak niemoralnie luksusowy jak T8, ale realnie niczego mu nie brakuje. Ma wszystkie układy bezpieczeństwa, łącznie z fantastycznymi kamerami 360 stopni czy systemem PilotAssist, który daje przedsmak jazdy autonomicznej w codziennym ruchu. Technologicznie to pierwsza liga, designersko – ekstraklasa. Po 2-litrowym dieslu D5 nie spodziewajcie się cudów. Podobnie jak skrzynia Geartronic (8 biegów) ma raczej skandynawski temperament, ale zawalidrogą też na pewno nie jest. Zwłaszcza w trybie Dynamic, który obniża i utwardza zawieszenie, zmniejsza intensywność wspomagania i bardziej wyczula pedał gazu. Tryb Off Road (winda w górę!) też pozytywnie Was zaskoczy. Miejski tor przeszkód i gigantyczne krawężniki to nawet nie połowa jego możliwości.
Diesel D5 jest świetnie wyciszony, a system Bowers & Wilkins gra doskonale. Przy akompaniamencie jazzu sączącego się z 20 głośników nawet stanie w korku zaczyna być przyjemne. XC90 wiezie Cię tak, jakby izolowało od całego zła tego świata. Jeśli to samochód dla dziadków – to ja już chcę być stary.