Biedne te Caymany i Boxstery. Łatka „Porsche dla fryzjerów” przylepiona dawno temu nie chce się odkleić do dziś. Według tzw. znawców, kupują je tylko ci, których nie stać na Carrerę. Sensu w tym tyle, co w stwierdzeniu, że 911 to podrasowany Garbus.
Ten kto głosi takie herezje za grosz nie zna historii Porsche, a już na pewno nie jeździł żadnym autem z Zuffenhausen. 911-ka, owszem, najbardziej kultowa, nie była przecież pierwszym modelem marki, a biuro konstrukcyjne inż. Ferdynanda Porsche nie zaczynało od samochodów sportowych. Projektowało wszystko i dla wszystkich. Od traktorów, po pojazdy elektryczne.
Caymana - mimo, że faktycznie jest najtańszy w gamie - nigdy nie uważałem za gorszego od 911-ki. Ona przez lata urosła i nieźle się roztyła. Zaczyna jej być bliżej do Gran Turismo niż zwinnego, lekkiego sportowca. A Cayman? Mniejszy i lżejszy, z 6-cylindrowym bokserem (jak w 911) i jedną zasadniczą przewagą – silnikiem umieszczonym centralnie, tuż za fotelami. A to oznacza dużo lepszy rozkład masy niż w 911 z motorem przy tylnym zderzaku. Cayman/Boxster stał się tak dobry, że Porsche musiało podciąć mu skrzydła, by nie zaczął kanibalizować się z 911 (tak zachwycaliśmy się nim w ZET za kółkiem). Okazją do zmian był debiut nowej generacji. Najmniejsze Porsche zyskało nazwę 718, ale straciło 2 cylindry.
Po tej krótkiej lekcji historii, czas ruszyć w drogę lub jak głosi jedno z haseł Porsche – „czas coś przeżyć”. Cayman, który na mnie czeka, w lakierze Graphite Blue wygląda wyjątkowo groźnie. Odpalam (stacyjka tradycyjnie po lewej od kierownicy) i za moimi plecami budzi się... nie, nie bestia. To nadal bokser, ale już tylko 4-cylindorwy. 2 litry z turbodoładowaniem. Nie przypomina Wam to czegoś? Niestety nie brzmi jak Subaru, którego bulgot kocham. Z zewnątrz, na wolnych obrotach dźwięk bardziej przypomina Garbusa. W czasie jazdy jest głośno, ale nie jest to rasowy, przyjemny hałas. Dobrze zaczyna brzmieć dopiero przy naprawdę szybkiej jeździe, grubo powyżej 4 tysięcy obrotów. Nijak to się ma do ryczącej, gardłowej atmosferycznej 6-cylindrówki z poprzednika. Szkoda, ale dzięki downsizingowi Porsche upiekło 3 pieczenie na jednym ogniu. Cayman stał się bardziej eko, nie zagraża już tak bardzo 911 i... jest szybszy.
Bazowy 718 ma 300 KM, 380 Nm i osiągi takie, że w zasadzie nie wiem po co istnieje 350-konny Cayman S i wszystkie 911-tki, z Turbo S i cywilnym GT3 włącznie. Przecież na publiczną drogę nie potrzeba niczego więcej! Pierwszą setkę robi w 5,1 sekundy, a elastyczność przy wysokich prędkościach po prostu powala.
Manualna skrzynia sprawia, że w Caymanie czuję się jak w sportowym aucie w starym stylu, gdzie wiele zależało od kierowcy. Umówmy się: Porsche ze zautomatyzowaną skrzynią PDK byłaby w stanie prowadzić nawet małpa. 6-biegowy manual Caymana stawia kierowcy warunki. Sam nie pojedzie, musisz się wysilić, żeby prowadzić go sprawnie. Synchronizacja nóg i prawej ręki znów stała się kluczowa. Jak bardzo dziś tego brakuje w motoryzacji! Zastanawiające jest tylko, że sprzęgło ma wprost gigantyczny skok, na moje oko tak ze 3 razy większy niż np. w Maździe MX-5, która też nie jest pierwszym lepszym autem do wożenia 4 liter. Mechanizm przełączania biegów w manualu Porsche jest jednym z najlepszych, ale znów wcale nie dużo lepszy niż we wspomnianej Miacie.
Za to kto zlekceważy jego „malutki” 2-litrowy silnik, temu Cayman odgryzie głowę. To piekielnie szybkie auto, surowo karzące za brawurę niepodpartą umiejętnościami. Aby naprawdę móc sobie na nią pozwolić trzeba by nosić w portfelu którąś z licencji FIA... Cayman klei się do drogi jak gekon. Niewiarygodne jak daleko leży granica utraty przyczepności. Trzeba naprawdę złamać w sobie psychiczny opór, żeby wpaść w zakręt z prędkością, która wydaje się absurdalna, a on i tak przejedzie go bez jęknięcia.
Skręca fenomenalnie, reakcje są tak bezpośrednie, jakby wystarczyło tylko pomyśleć o zmianie kierunku, zwłaszcza po włączeniu trybu Sport Chassis. Niestety drugi jego aspekt, czyli utwardzenie zawieszenia, w Polsce kompletnie się nie przyda. Nawet na autostradzie czy ekspresówce przy dużych prędkościach Cayman będzie skakał jak piłka, a Ty poczujesz, że tracisz nad nim kontrolę. U nas to opcja tylko na tor. Przy standardowych ustawieniach zawieszenie też jest bardzo twarde, ale już dużo bardziej podatne. Po miejskich dziurach i torowiskach tramwajowych można jeździć bez obaw, kręgosłup też nie powinien narzekać. Genialne są hamulce. Mimo, że nie ceramiczne, to i tak hamując awaryjnie z dużych prędkości masz uczucie, że krew odpływa w tył głowy...
Pytacie o ceny? Za koszt podstawowej 911-ki (prawie 490 tys. zł) kupicie 2 bazowe Caymany i jeszcze trochę zostanie. Porsche zrobiło co mogło, by zmieniając Caymana w 718 i czyniąc go bardziej eko – za bardzo go nie zepsuć. To nadal fantastyczne, 100-procentowe Porsche. Jeździ jak dawniej, jest szybsze i oszczędniejsze (pali średnio 10/100). Tylko tych dwóch cylindrów żal...