Najlepsze podróże to te, w których celem jest sama droga. Nie od dziś wiadomo, że jednym z właściwszych aut do jazdy... dla samej jazdy jest Mazda MX-5.
Znacie ten schemat: jeśli coś może pójść źle, to właśnie tak pójdzie. Czekasz od miesięcy na test nowej Miaty z twardym dachem i gdy się doczekasz... przychodzi załamanie pogody. Początek września przecież mógłby być jeszcze ładny, ale nie jest, bo Ty dostałeś właśnie roadstera na tydzień. Spod warstwy błota ledwo przebija się znak rozpoznawczy Mazdy – fantastyczny lakier Soul Red. RF patrzy na mnie smutno swoimi zmrużonymi oczami, więc decyzja może być jedna: jedziemy na poszukiwanie słońca! Kierunek: północ, Mazury. W krainie 1000 jezior i 10 000 zakrętów Miata powinna poczuć się jak szczupak w Śniardwach.
Błyskawicznie połykamy kilometry zalanej deszczem krajowej „siódemki”. RF (Retractable Fastback) jest dużo lepiej wyciszona od poprzedniej MX-5 z twardym dachem. Nawet przy bardzo szybkiej jeździe można swobodnie rozmawiać i słuchać bardzo przyzwoitego audio Bose z głośnikami w zagłówkach. Opcjonalne fotele Recaro są świetne – twarde i nieźle trzymające. Możesz bryknąć 300-kilometrową trasę na Mazury bez przystanku i wysiąść świeży jak poranek. Mimo, że obecna Miata jest krótsza od poprzedniczki, to miejsca mam w niej więcej i łatwiej mogę znaleźć odpowiednią pozycję. Na pewno pomogła mniejsza kierownica, ale czuję, że nie tylko to. Jednak coś za coś - miejsca na bagaż ubyło. Przy zamkniętym dachu nie zapakuję już plecaka czy miękkiej torby za fotelami. Zniknął też schowek przed pasażerem oraz kieszenie i cup holdery na drzwiach.
Odbijam z głównej drogi. Kompletnie rozkopana Nidzica nie psuje mi humoru, bo wiem, że później będzie już tylko lepiej. Dość twarda i nisko zawieszona Mazda dzielnie przejeżdża przez miasteczko. Naprawdę można bez stresu jeździć nią na co dzień po polskich ulicach. Mijam remont i dalej jadę już tylko bocznymi drogami. Przestaje padać i przez chmury zaczyna przebijać się słońce, a gdy mijam Szczytno jest już na tyle ładnie, że mogę otworzyć dach. Misja wykonana! 13 sekund przytrzymywania guzika na desce rozdzielczej dzieli kierowcę od bezchmurnego nieba nad głową, choć właściwie MX-5 RF to nie roadster, a bardziej targa.
Nie wybrałem najszybszej trasy, więc nawigacja prowadzi mnie totalnymi opłotkami. I dobrze, bo jadąc przez las mogę w spokoju delektować się zapachami i dźwiękami. Kto nigdy choć przez chwilę nie jechał autem bez dachu, nie zrozumie tego fenomenu. Gdzieś między Świętajnem a Mikołajkami nitka asfaltu wije się przez lasy i najmniejsze wioski. Wypadałoby podziękować Niemcom za sieć dróg, którą tu zostawili... Dojeżdżam do celu, łapiąc ostatnie promienie słońca. Naprawdę ostatnie, bo następnego dnia budzi mnie deszcz i 11 stopni na termometrze. Skoro tak... to może dobra okazja by sprawdzić czy MX-5 RF to zabawka nie tylko na lato? Zabieram ją na polski biegun zimna!
Drogę do Suwałk planuję oczywiście z pominięciem głównych tras. Moimi priorytetami na dziś są zakręty i widoki. Na szczęście pogoda nie odebrała Miacie pozostałych supermocy. Jazda z wiatrem we włosach jest wisienką na torcie, MX-5 to przede wszystkim esencja sportowego samochodu. Najprostsze rozwiązania są najlepsze, a to auto jest genialne w swojej prostocie. Według tego samego przepisu powstaje od 28 lat, a na pozwijanych jak nori dróżkach mogę smakować je do ostatniego okruszka. 2-litrowy silnik z przodu, napęd na tylne koła i lekka buda. Proste?
Zapomnijcie o turbo, Mazda jest ortodoksem. W końcu nic nie pozwala precyzyjniej dawkować moc niż dobry „wolnossak”. Zastanawiałem się dlaczego Mazda nie podniosła mocy choćby o 10 koni. Nadal jest ich 160, ani jednego więcej. I już wiem. W Miacie chodzi o równowagę i zgranie poszczególnych klocków. Moc jest wystarczająca do tej niewielkiej masy (nowy model schudł o 80 kg), do tego pasuje takie, a nie inne zestrojenie hamulców i zawieszenia. Promowana przez Mazdę filozofia „Jinba Ittai” - o „jedności jeźdźca i konia” - nie jest tu marketingową brednią. Po kilkudziesięciu kilometrach jazdy po zakrętach zaczynasz czuć, że kierownica i pedały są przedłużeniem Twoich kończyn. Nie podoba mi się tylko znacznie silniejsze niż w poprzednim modelu wspomaganie. W sportowym wozie kierownica nie powinna kręcić się tak lekko. Nie znaczy to, że ubyło jej precyzji. Ustawienie przednich kół nadal mogę kontrolować co do milimetra.
Za to skrzynia biegów – przysięgam, nie wiem jak to zrobili – jest jeszcze lepsza niż u poprzedniczki. Krótka i dokładna tak, że mam wrażenie jakbym przestawiał jej tryby gołą ręką. Mogę to robić bez końca i... robię, bo na tych trasach trzeba się nieźle namachać. Zjedź w pierwszą lepszą boczną drogę, a znajdziesz się w miejscu godnym asfaltowej rundy WRC. Dohamowanie, redukcja, skręt, ogień. Powtarzaj. Aż do bólu rąk. Na Mazurach możesz tak jechać kilometrami i nie spotkać żywego ducha. Zakręt w zakręt, hopa, zakręt, ślepy szczyt, siodło, znowu zakręt.
Niczym w hipnozie dojeżdżam tak do Suwałk. Żadnego polarnego misia nie spotykam (pewnie wszystkie na Krupówkach). Wita mnie za to ulewa jak z biblijnego potopu, więc uciekam stąd jeszcze dalej na wschód. W drodze powrotnej czeka kolejny fantastyczny odcinek. Droga wojewódzka nr 651 z Sejn do Gołdapi jest jak 80 kilometrów rajdowego oesu, gdzie zakręt przechodzi w zakręt. Zbliża się na metry do litewskiej granicy, a dalej przecina fragment Puszczy Romnickiej. Roadster Mazdy radzi sobie i z deszczem, i z błotem, i z szutrowymi łącznikami tych często już nie najgładszych dróg.
W zakrętach jest zwinna i przewidywalna. Nawet na kompletnie mokrym asfalcie nie czuję, że za chwilę mogłaby wywinąć mi jakiś numer. Granicę przyczepności wyczuwa się tu intuicyjnie. Zawieszenie jest wystarczająco podatne na wybojach i odpowiednio twarde na gładkich, szybkich łukach. Hamulce nie są brzytwą, jaką dostajemy w pierwszym z brzegu napompowanym hot hatchu. Do lekkiej Miaty (1055 kg) są wystarczająco skuteczne, a dzięki tej łagodności precyzyjne w dawkowaniu.
MX-5 nie musisz jechać szybko by poczuć jej charakter. Tym właśnie różni się od znacznie mocniejszych sportowych aut. One często izolują Cię od świata, dają kosmiczne osiągi, ale przytępiają wrażenia. Chcesz zobaczyć, co potrafią – musisz je cisnąć, ekstremalnie przyspieszać i ostro hamować. Mazda karmi zmysły kierowcy przy każdej prędkości. Możesz jechać 40 km/h, przejść zakręt lekkim slajdem i mieć większy ubaw niż pędząc 300 km/h supercarem. Właśnie dlatego wystarczy jej tylko 160 KM. Spróbujesz raz i - tak jak ja - będziesz nią jeździł cały dzień bez celu. Wyjątkowe auta poznaje się właśnie po tym, że prowadząc je zawsze wybierasz najdłuższą drogę. W MX-5 RF najchętniej wracałbym z Mazur do Warszawy przez Szczecin...