Świetne auto dla singli. W końcu jest z kim pogadać w samotnej podroży. Już dawno żaden samochód nie zrobił takiego szumu wokół gadżetów, którymi został nafaszerowany. Oto nowa Klasa A – tablet na kołach.
Miejmy to za sobą. O nowym Mercedesie A-Klasse słyszy się głównie w kontekście jego elektronicznych zabawek. Głosowa asystentka Linguatronic ma słyszeć dokładniej i rozumieć więcej niż tylko kilka wyuczonych komend, wyrecytowanych co do sylaby. Robi wrażenie, choć nie jest tak rezolutna jak applowska Siri. Ale za to zna język polski. Mówisz „Mercedes!” i już pyta w czym może Ci pomóc. Mówisz „Zrób cieplej” – ona podnosi temperaturę. Możesz zapytać ją o pogodę, kazać włączyć radio, a kiedy powiesz, że jesteś głodny – wyświetli listę restauracji w okolicy, proponując nawigowanie albo telefon do tej, którą wybierzesz. Zabawa na długie godziny i długie samotne podróże.
Nie lubię wirtualnych kokpitów, ale ten w Klasie A jest znakomity. Żadnych fizycznych wskaźników. Tylko dwa ekrany LCD pod wspólną szybką, ciągnącą się od kierowcy aż do konsoli środkowej. Niczym półmetrowy smartfon, z dopieszczoną grafiką i obrazem ostrym jak żyletka. Wygląda i działa super, ale dopiero gdy rozgryzie się jego obsługę. Nie jest to najlogiczniej rozplanowany interfejs, a liczba opcji może na początku przytłoczyć. Podobnie jak możliwości sterowania nim, trzema sposobami: przez dotykowy ekran, przyciski i touchpad między fotelami. Technologia jest fajna, dopóki nie utrudnia życia. W Mercedesie trochę jednak zapędzili się z tą awangardą, a ktoś, kto zdecydował o zamontowaniu malutkich portów USB typu C, zamiast normalnych, całkiem postradał zmysły.
Za to, jak wygląda wnętrze, mogę tę wpadkę Mercedesowi wybaczyć. Dla mnie to małe dzieło sztuki użytkowej. Jest piękne, a materiały są niemal tak dobre, na jakie wyglądają. Poza dźwigienkami na kolumnie kierownicy trudno tu znaleźć plastik pośledniej jakości, a ten pomalowany na srebro naprawdę perfekcyjnie udaje szczotkowane aluminium. Wisienką na torcie jest dwutonowe ambientowe oświetlenie. Rewelacja!
Dość o wodotryskach. Mniej interesuje mnie iloma kolorami potrafi świecić i w ilu językach do mnie mówi. To w końcu nadal samochód, więc liczy się to, jak komunikuje się ze mną przez swój układ jezdny. Jeśli lubisz prowadzić i delektować się tym, bez kłopotu znajdziesz z A200 wspólny język. Mercedes zestroił ją zdecydowanie bardziej sportowo, niż komfortowo. Zawieszeniowo jest dosyć sztywna, a układ kierowniczy też daje przyjemny opór i precyzję. Nawet niepozorny silnik 1.3 turbo ma w sobie zadziorny charakterek. 163 KM i 250 Nm nie zrobią z niego namiastki AMG, ale 8 sekund do 100 km/h nie jest dramatycznym wynikiem. Niestety, napędowi skrzydła podcina dwusprzęgłowy automat 7G-DCT.
Skrzynia zachowuje się tak, jakby wolała leżeć na kanapie i oglądać seriale, a nie pracować pod maską. Wyjątkowo leniwie reaguje na komendy, które wydaję jej łopatkami. Ale nie to jest najgorsze. Swoją frustrację wyładowuje na mnie. Nie da się tu trwale włączyć manualnego trybu zmiany biegów, więc skrzynia wtrąca się w najmniej odpowiednich momentach. Mogę palcami bębnić w manetki do woli, ona po chwili i tak przełączy się na tryb automatyczny i będzie robiła co chce. Na nic prośby, na nic groźby - jej zawsze musi być na wierzchu. I zupełnie nie rozumiem dlaczego Mercedes upiera się przy przełączniku biegów w miejscu dźwigni wycieraczek. Chciałem spryskać szybę, udało się za trzecim razem. Po tym jak wrzuciłem luz i oślepiłem kogoś długimi światłami. Mercedesie, dlaczego to czynisz? Tradycja? Wolałbym, żebyś kultywował tę, dotyczącą legendarnej trwałości. Dlaczego w A200 po kilkunastu tysiącach kilometrów, część plastików z tyłu auta już daje oznaki życia?
Klasa A bywa też nadopiekuńcza. Wyposażona we wszystkich możliwych asystentów, owszem uratuje Ci życie albo chociaż zderzak, ale potrafi też dać po hamulcach i odciąć moc na prostej, pustej drodze, gdy nieopatrznie najedziesz na linię. Pada ofiarą swojej nowoczesności. Każdy wychwala gadżety, a mało kto zauważa jak dobrze jeździ ten luksusowy kompakt z potencjałem hot hatcha. Klasa A świetnie skręca i hamuje. Stabilność i bezpośredniość reakcji w zakrętach pozwalałaby pokonywać je z wielką przyjemnością. Gdyby nie permanentny strach o to, jaki numer za chwilę wywinie skrzynia. Czy nie postanowi nagle zredukować o dwa biegi, wytrącając Cię z równowagi w środku zakrętu, bo wydaje się jej, że wie lepiej co zamierzasz zrobić? Gdyby nie durne oprogramowanie przekładni, A200 byłaby doskonałym kompaktem premium o sportowych skłonnościach. Jest jak absolwentka Oksfordu o twarzy supermodelki. Piękna, światowa, wygadana i przemądrzała. Tak, że czasem już nie chce Ci się z nią gadać.