„- Co to za samochód? – DS. – Aha... czyli Citroen?” Chyba nie o to chodziło marketingowcom z PSA, kiedy parę lat temu wyodrębniali z koncernu zupełnie nową markę. Zwłaszcza, że 7 to jej pierwszy model na europejskim rynku, który od początku powstał jako DS, a nie zliftingowany Citroen. Faktycznie, z żadnej strony nie przypomina Citroena. W ogóle, z twarzy jakiś podobny do nikogo, co ma też swoje zalety, bo jako obiekt do tej pory niewidywany, bardzo przyciąga spojrzenia. Plus 10 punktów do indywidualizmu.
To zresztą jest klucz do zrozumienia tego auta. DS 7 robi to samo co reszta, tylko inaczej. Jak dobrze, że Francuzi nie próbują już kopiować Niemców, ich pomysł na markę premium jest wyjątkowy. Nic nie wygląda tu tak, jak w innych maszynach. W DS 7 czuję się jak w ekskluzywnym zegarku. Obejmują mnie fotele obszyte skórą Nappa w taki sposób, że wyglądają jak bransoleta. Grawerowane aluminium konsoli przywodzi na myśl kopertę drogiego czasomierza. Przełączniki pieczołowicie zaprojektowane i wykonane, działają z precyzją koronki wytwornego zegarka. Wszędzie widać powtarzający się na wielu powierzchniach motyw diamentu. Wreszcie, dotyk 12-calowego ekranu jest jak głaskanie szafirowego szkiełka. System działa logicznie i szybko, ma przepiękną grafikę i jest wyjątkowo czuły na dotyk. W przeciwieństwie do „tanich” Citroenów i Peugeotów, ogóle nie przeszkadza mi tu brak fizycznych przycisków do sterowania temperaturą czy dźwiękiem. W końcu jest i on – czasomierz zacnej marki B.R.M Chronographes – wysuwany z deski rozdzielczej po starcie silnika.
Napęd tego wielkiego, złotego zegarka to nowy silnik 1.6 PureTech. Spokojnie, w przeciwieństwie do mniejszego brata 1.2, ten ma 4 cylindry. To udoskonalony następca starego znajomego, 1.6 THP. Tutaj ma 225 KM i 300 Nm. Wystarczy w zupełności, zwłaszcza, że DS 7 waży tak mało, jakby przez cały dzień zjadał tylko jednego croissanta (1425 kg). Przyspiesza jak nakręcony solidną sprężyną, do pierwszej setki w 8,3 sekundy. Nie ma tu śladu francuskiej rozlazłości, nie tylko w napędzie. Ten samochód bardzo przyzwoicie skręca i świetnie hamuje, a w trybie Sport to już prawdziwa petarda. Utwardza i wyostrza się jeszcze mocniej, a z głośników próbuje nawet udawać wyczynowy wydech. Trochę komicznie, ale z czasem zaczyna brzmieć to nawet nieźle. Szkoda, że 8-biegowy automat bywa leniwy, a do łopatek przytwierdzonych do kolumny kierownicy trzeba się przyzwyczaić. Nigdy nie ma ich tam, gdzie się spodziewasz.
Jego adaptacyjne zawieszenie ma wysokie kompetencje do szybkiej jazdy, a do tego podobno potrafi przewidywać przyszłość. Kamery i stos czujników skanują drogę i zmieniają nastawy, zanim np. wjedziemy w dziurę. Szczerze? Nie twierdzę, że to nie działa, ale gdybym o tym nie przeczytał, nie zauważyłbym różnicy. Gadżetów jest tu oczywiście więcej, bo wszystkie systemy wyręczania kierowcy, w aucie klasy premium dziś po prostu być muszą. Dwa z nich szczególnie zasługują na kilka słów. To znakomity „tryb nocny”, wyświetlający obraz z kamery podczerwieni na wirtualnych zegarach. Automatycznie wykrywa pieszych i obrysowuje ich – na żółto, gdy po prostu są albo czerwono, jeśli mogą zwiastować kłopoty. Kierowca też jest pod permanentną inwigilacją - systemu monitorowania uwagi. Zza kierownicy patrzy na mnie para cyfrowych oczu. To także kamery, rejestrujące mruganie, ruch gałek ocznych i kierunek patrzenia. Elektronika porównuje to z ruchami kierownicy względem linii namalowanych na drodze i wszczyna alarm, jeśli stwierdzi, że kierowca traci uważność.
Minusy? Są, choć widzę ich niewiele i to raczej na zasadzie czepiania się. Przełączniki za kierownicą i łopatki są nieco tandetne, plastik w dolnej części drzwi twardy, a obraz z kamer cofania wygląda jak w rozdzielczości VGA. 225-konny silnik 1.6 z przednim napędem to max, co w tej chwili można mieć w DS 7. Na razie, bo lada moment do salonów wjedzie 300-konna hybryda 4x4, z 8-stopniowym automatem i dwoma silnikami elektrycznymi przy tylnej osi. Do tego czasu musi wystarczyć ta topowa wersja, bardzo sensownie wyceniona na niecałe 200 tys. zł. Fajna alternatywa dla oklepanych propozycji z tak zwanej półki premium. DS 7 wyróżnia się z tego tłumu, jest inny, ale to nie jedyna jego zaleta. To po prostu kawał świetnie zrobionego samochodu. Jak elegancki, dobrze nakręcony zegarek.