Jeśli miałby istnieć wzorzec cnót idealnego kombi, Volvo byłoby oczywistym kandydatem. Kanciaste szwedzkie pudło tak mocno wryło się w zbiorową świadomość, że wydaje się jakby było od zawsze. Nie zdziwiłby mnie jego wizerunek namalowany na skale w jakiejś jaskini.
Nikt nie wie o kombi tyle co Volvo. Może i Szwedzi nie wymyślili tego rodzaju nadwozia, ale co trzecie wyprodukowane Volvo w historii to właśnie kombi. Do 2016 roku z fabryk wyjechało ich jakieś 6 milionów. Pierwszy, pękaty Duett z 1953, stał się tak legendarny, że Szwedzka Poczta w końcu wydrukowała go na znaczku. Szwedzi tak kochają swoje kombi, że przysposobili je nawet do motorsportu i w latach `90 Volvo wystawiało w BTCC wyścigową 850-kę. Pierwsi wpadli też na pomysł podniesienia zawieszenia i zrobienia uterenowionego kombi.
V90 spokojnie mogłaby walczyć w kategorii największego kombi na rynku. Tak dużego, Volvo nie miało od czasów... poprzedniego V90, czyli zliftingowanej 960-ki, jakieś 20 lat temu. Boję się, że gdybym chciał zabrać tego kolosa na wycieczkę do ojczyzny, na promie kazaliby mi wykupić półtora miejsca. Znacznie przyjemniej byłoby jednak objechać nim Bałtyk dookoła, bo to niemal pięć metrów doskonałej inżynierii, designu i luksusu. W dzisiejszych Volvo czujesz się jak król życia, a każdy podwórkowy prorok, który przewidywał rychły koniec marki pod rządami Chińczyków, powinien teraz zjeść własny język. Szwedzi nie wydają ich pieniędzy na głupoty. Skonstruowanie pierwszego auta z obecnej linii - XC90 - kosztowało 11 miliardów dolarów i teraz z jego patentów czerpie każdy nowy model. V90 ma ten sam kręgosłup, płytę SPA.
Parafrazując klasyka, każde współczesne Volvo możesz mieć z dowolnym silnikiem, pod warunkiem, że będzie miał 4 cylindry i 2 litry. Tutaj jest benzynowy, 254-konny T5 i spokojnie daje sobie radę z ponad 1800-kilogramowym cielskiem, choć sprintera z niego nie robi (7,4 s do „setki”). Nikt też nie oczekuje po nim takiego temperamentu, jego rola jest zupełnie inna. V90 CC ma wozić najcenniejszy ładunek – Ciebie i drogich Ci ludzi – dokądkolwiek zechcesz, w sposób maksymalnie wygodny i bezpieczny.
Kilka lat temu Szwedzi odważnie zadeklarowali, że po 2020 roku nikt nie zginie w nowym modelu Volvo. Szaleństwo? Szaleńcy nie robią takich aut. V90 jest nadziane systemami bezpieczeństwa, jak pączek w tłusty czwartek. Ma prawie wszystko co w tej dziedzinie wymyśliła ludzkość, brakuje tylko noktowizora. Mój ulubiony – Pilot Assist – naprawdę potrafi przejąć kontrolę. Zahamuje, skręci, przyspieszy – jeśli tylko będzie widział linie ograniczające pas ruchu.
Ten samochód nie pozwoli zrobić Ci krzywdy na drodze. Jest Twoimi oczami, Twoją wyobraźnią i zbroją. To osobisty ochroniarz i troskliwy miś w jednym. Przytuli, otoczy opieką, a kiedy trzeba pokaże pazury. Sprawia wrażenie, jakby potrafił przetrwać nawet inwazję z Plutona, a do ucieczki wcale nie potrzebuje asfaltu.
Czy to dziwne, że na pomysł uterenowionego kombi wpadł naród, którego kraj w 70 procentach pokrywają lasy? Pierwszym było V70 XC, po koniec lat `90, a V90 CC dumnie wiezie jego chwalebne przymioty w trzecią dekadę XXI wieku. Randez-vous na plaży? Biwak nad jeziorem? Głęboki śnieg w drodze na stok? Z prześwitem większym niż niektóre SUV-y (21 cm), V90 CC zniesie wiele (kąt natarcia: 18,9 stopnia, zejścia: 17,7). Tryb Off-Road dostosowuje ustawienia napędu AWD (Haldex piątej generacji), skrzyni biegów i zwiększa skok pedału gazu. Cross Country ma też inny profil opon niż pozostałe V90 i funkcję Hill Descent Control, która za Ciebie poradzi sobie ze stromym zjazdem. A jak już dojedziesz na odludzie, Volvo może robić za hotel Twoich snów. Pięć gwiazdek za wspaniały design i takie samo wykonanie detali z metalu, szkła i skóry. Jeśli nawet gdzieś trafi się plastik to nie wygląda jak plastik i jest tworzywem najwyższej próby. Gdyby antyczni rzeźbiarze mieli wydłubać z kamienia kształt idealnego fotela, wyglądałby właśnie jak ten w Volvo. To Wenus z Milo wśród foteli. Są piękne! Przy tym dość twarde i niezmiernie wygodne. Siedziska mogłyby tylko trochę lepiej trzymać na boki.
Fotele są seryjne, fenomenalne audio Bowers&Wilkins niestety nie. Nie powiem czy warto wydać na nie 16 tys. złotych, bo brzmi to abstrakcyjnie i niemoralnie. Ale... jeśli pieniądze nie grają roli, to 19 głośników i elektronika zmieniają auto w salę koncertową, konkretnie tę Orkiestry Symfonicznej z Goeteborga, symulując jej akustykę. Absolutnie dopłaciłbym 5 tys. zł za system kamer 360 stopni. Volvo doprowadziło go do perfekcji, to naprawdę wygląda jakby nad autem wisiał dron z kamerą... W tym egzemplarzu go nie ma i z jedną biedną kamerą cofania czuję się jak w podróży do XX wieku. Za to system obsługi centralnym tabletem jest doskonały. Ten w Volvo jest jedynym, w którym kompletnie nie brakuje mi fizycznych przycisków.
Cross Country ma większość plusów SUV-a i nie ma jego największej wady. Ok, wysiadając czuć, że do ziemi jakoś daleko, ale to najczęstsza sytuacja, w której dociera do mnie świadomość podniesionej karoserii. Za kierownicą mogę poczuć to praktycznie tylko w momencie bardzo gwałtownej zmiany kierunku przy wysokiej prędkości. I nie jest to wina układu jezdnego, który – zwłaszcza w trybie Dynamic - reaguje bardzo bezpośrednio. Czujesz, że koła skręcają natychmiast, ale karoseria „buja się" dopiero po chwili. Fizyki nie oszukasz.
Nie nabierzesz też swojego portfela, kiedy na stacji okaże się, że T5 spalił w trasie ponad 13/100. Ale jeśli auto kosztuje prawie 300 tys. zł, to kogo to obchodzi? To cena poczucia wolności w klasie biznes. Żaden Twój dzień nie będzie już black and white, gdy V90 Cross Country stanie się towarzyszem, a może nawet inspiracją małych i dużych wypraw. To co możesz z nim zrobić ogranicza tylko wyobraźnia.