
Każda współczesna beemka ekstremalnej odmiany M jest jak jaskrawe, krzykliwe ubranie. M3 czy M4 – to taka sportowa kurtka do bardzo szybkiego biegania. A gdyby wywrócić tę kurtkę na lewą stronę? Otrzymamy właśnie ten samochód.
REKLAMA
Idziesz ulicą, widzisz jaskrawozielonego potwora, z żarówiasto-pomarańczową skórą w środku. Każdym centymetrem swoich rozdętych błotników i każdym decybelem z poczwórnego wydechu krzyczy kto tu rządzi. Samochodowy odpowiednik strong mana? Owszem. Tyle, że nawet Pudzian nie zaczyna każdego dnia od podwijania rękawów i popisywania się muskulaturą.
Późną wiosną pojeździłem trochę nowym M4 Competition i pierwsze co chciałem robić na jego widok, to wołać: Ludzie! Cyrk przyjechał! Testując ten samochód do mojego programu „ZET za kółkiem”, przekonałem się, jak bardzo komiksowe stało się to auto. Jest karykaturą samego siebie. I nawet jeśli ktoś potrzebuje na co dzień osiągów supercara (serio?), to inną sprawą jest styl w jakim je dostaje.
A M340i? Tak, to ta „prawie M-ka”, ale nie traktujmy jej jak ubogiego krewnego. Ja widzę w niej alternatywę dla M3 i zamierzam to udowodnić. Nie mamy wiele czasu, BMW nie pozwala dziennikarzom zbyt mocno przyzwyczajać się do swoich produktów, ale krótka wycieczka powinna wystarczyć. Zatem roadtrip! Nie lubię modnych słówek, wolę te zakurzone. Takie jak „dyskrecja”.
M340i nie wrzeszczy całemu światu, że jest prawie tak szybka jak M3. A jest. Opcjonalny lakier Verde Ermes jest hipnotyzujący, ale nie krzykliwy, jak M-kowy Isle of Man Green. W środku bez efekciarstwa - żadnego carbonu i kubełków ważących po 5 gramów. To nie wesołe miasteczko, raczej klub dla dżentelmenów. Choć niekoniecznie tak wiekowych, aby było im blisko do granitowego nagrobka, który przypominają pseudodrewniane wstawki.
Ta „trójka” nie robi wokół siebie niepotrzebnego szumu, rzędowa szóstka wspomaga się dźwiękiem z głośników. Trochę szkoda, bo motor z tym potencjałem zasłużył na mocniejsze brzmienie. Z drugiej strony, nie obudził połowy ulicy, kiedy o 4:20 ruszałem nim na poranny dyżur w radiu. Dziś nie muszę, dzisiaj toczę się powoli w kierunku autostrady i smakuję jak zwykle świetne audio harmann/kardon. 3-litrowy silnik wydaje się zaskakująco dystyngowany, zaczyna mruczeć dopiero w trybie Sport, a moc oddaje liniowo, bez krzty brutalności M-ki. Do czasu. Kiedy chcę i mogę, ten uprzejmy sedan zrobi setkę w 4,4 sekundy, a to tylko 0,2 dłużej od bazowej M3 i pół sekundy więcej od Competition, czyli dla ludzkiej percepcji niezauważalnie. Nie ma czemu się dziwić, bo choć dostał o ponad 100 koni mniej, to wciąż ma ich 374 KM – więcej niż M3 E46! A jeśli umówimy się, że aktualne M3 faktycznie ma limiter przy 250 km/h, to M340i zamknie skalę dokładnie przy tej samej prędkości. Nieźle jak na „zwykłą trójkę”, prawda?
Zjeżdżam na lokalne drogi. Na krętym i wąskim, M3 odjedzie bez trudu. Duże hamulce, lekkie elementy nadwozia, szerszy rozstaw kół – to wszystko robi różnicę. Pod warunkiem, że jest równo. Na wybojach może się okazać, że w M340i, z bardziej podatnym zawieszeniem (a i tak obniżonym o 10 mm), da się pojechać szybciej. Do tego można ją mieć tylko z xDrive`m (z dominacją tyłu), więc.... psssst... nie mówcie nikomu... da się nią polatać nawet na szutrze. M340i kontra M3? Niby wszystkiego ma mniej, a daje prawie tyle samo.
