Przed nami siedemdziesiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Dla mnie, jak dla każdego warszawiaka chwila szczególna, bo tu u nas większość rodzin ma swoją powstańczą, tragiczną historię. Tym bardziej bolesną, że w dalszym ciągu wiedza o powstaniu, pomimo jego stale rosnącego kultu, jest dość powierzchowna.
Takim właśnie niezbyt znanym epizodem w historii miasta jest Rzeź Woli. Każdy zna porażające statystyki powstania, ale nie każdy wie, skąd się wzięła ta niewyobrażalna ilość ofiar. To właśnie masakra mieszkańców Woli uczyniła Powstanie Warszawskie tak tragicznym w skutkach.
Na wiadomość o wybuchu powstania, jeszcze tego samgo dnia wieczorem, Hitler wydał rozkaz wymordowania wszytkich mieszkańców Warszawy i zrównania jej z ziemią. Wsparcie niemieckiej armii dotarło do zachodnich granic miasta 4 sierpnia i od razu rozpoczęło eksterminację ludności. Ulica za ulicą, dom za domem, mordowano ludzi, a domy (a w nich ciała ofiar) podpalano. Tu nikt się nie patyczkował. Ludzi tłoczono na podwórkach i obrzucano granatami, wyrwanych ze snu zabijano w ich własnych mieszkaniach, żywe dzieci wrzucano do ognia. Początkowy bezład śmierci opanowano następnego dnia. Die Ordnung musste sein! Zorganizowano więc miejsca egzekucji, do których popędzono ludzi z ich domów. Fabryka Franaszka, Ursus, wiadukt kolejowy na Górczewskiej, to miejsca, w których zginęły tysiące ludzi. Według niektórych szacunków, tylko 5 sierpnia wymordowano nawet 45.000 mieszkańców Woli, a maszyna śmierci szła dalej. Dopiero 12 sierpnia padł rozkaz zakazujący rozstrzeliwania osób cywilnych. Tylko dlatego, że wśród niemieckich żołnierzy nieustannie mordujących niewinnych ludzi, zaczęło dochodzić do licznych przypadków załamań nerwowych i zaczęto obawiać się o ich kondycję.
Do dziś nie udało się ustalić rzeczywistej liczby ofiar Rzezi Woli. Mordowano całe rodziny, więc nie o wszystkich miał się kto po wojnie upomnieć. Identyfikacja ciał nie była możliwa, ponieważ stosy trupów palono, zostały po nich tylko prochy.
Po wojnie nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności, a nowe władze pod bratnim nadzorem również nie dbały o upamiętnienie zbrodni. Nic dziwnego, wszak wśród pacyfikujących Wolę były grupy SS złożone z Rosjan, Białorusinów i Azerów. W nowym porządku Europy taka wiedza nikomu nie była na rękę. Dziś jest niestety podobnie. Zagłada niemal 100.000 cywilów, którzy z powstaniem nie mieli nic wspólnego, kładzie się cieniem na lansowanym obecnie micie powstania, jako romantycznego zrywu narodowego. O Rzezi Woli nie mówi się więc jakoś przesadnie głośno.
Cieszy mnie rosnący kult Powstania Warszawskiego. Nielicznym już żyjącym uczestnikom, należą się hołdy, podziękowania i ogromny szacunek. Niezależnie od tego, czy uważa się powstanie za słuszne, czy wręcz przeciwnie, warto pamiętać, że wzięli w nim udział prawdziwi ludzie, nasi jeszcze żyjący krewni i mieli jak najszczersze intencje. Należy również pamiętać, że powstanie to niewyobrażalna tragedia mieszkańców Woli, posłanych na rzeź jak stado owiec. Z getta wywieziono do Treblinki 300.000 osób w ciągu 9 miesięcy. Na Woli 1/3 tej liczby bestialsko wymordowano w tydzień.
Dlatego, mam do wszystkich prośbę. Kiedy będą Państwo odwiedzać miejsca powstańczej pamięci, proszę nie zapomnieć o Cmentarzu Powstańców na Woli, a zwłaszcza pomniku „Polegli Niepokonani”, pod którym znajduje się 12 ton prochów wymordowanej ludności Woli, wśród nich mojej prababki i jej sześciorga dzieci. Autor pomnika, Gustaw Zemła miał marzenie, aby na każdym kamieniu wokół monumentu (autentyczny bruk z wolskich ulic) płonęła świeczka. Zróbmy tak. Niech pamięć o mieszkańcach Woli ożyje.
Wpis ten poświęcam pamięci mojej babci, Wandy Gortat, która przeżyła Rzeź Woli.