W USA udało się doprowadzić do zamknięcia kolejnego serwisu oferującego przechowywanie plików. Dla koalicji antypirackiej, klęska Hotfile`a to olbrzymi sukces. Realnie – to kolejna porażka.
„Jeśli szukasz w sieci swych ulubionych filmów czy programów telewizyjnych, to w sieci masz dziś więcej niż kiedykolwiek miejsc, które udostępniają je w wysokiej jakości i w pełni legalnie” - czytamy w ogłoszeniu zamieszczony na stronie Hotfile, którego właściciel Anton Titov, w wyniku zawartej ugody, musi zapłacić Amerykańskiemu Stowarzyszeniu Filmowców (MPAA) – 80 mln dolarów odszkodowania /stowarzyszenie żądało jeszcze więcej, bo 500 mln dolarów/.
Od kilkunastu lat przemysł praw autorskich wychodzi z założenia, że z Internetem trzeba walczyć, podczas gdy wszystkie dotychczasowe, podobne sprawy pokazują, że walka taka skazana jest na porażkę. Serwisy podobne do Hotfile`a wyrastają, jak grzyby po deszczu i nie trudno znaleźć w sieci kolejne, oferujące te same usługi. Można powiedzieć nawet, że Hotfile, już od jakieś czasu był już absolutnie passe. Internetowy naród podążający, jak żaden inny śladem mody, znalazł sobie ciekawsze, bardziej intrygujące miejsca do przechowywania swoich plików. Tu wszyscy mrugając oczkami, bo przecież chodzi o udostępnianie ich innym użytkownikom, a najlepiej tak, by na tym zarobić /bo najłatwiej zarabia się na cudzym/.
Nie sposób jednak uciec od wniosku, że logika przemysłu praw autorskich jest dziwna. Jest to bowiem przemysł, który nieustająco się spóźnia. Tak było w przypadku płyty winylowej /płytę 33 rpm pokazała światu już w 1948 roku firma CBS-Columbia, proponując swojemu konkurentowi - RCA, by ten przyjął nowe rozwiązanie, ostatecznie jednak RCA pracował nad własną technologią 45 rpm, a „wojna o prędkości odtwarzania” skutecznie opóźniła opóźnienie rozpowszechnianie nowego formatu, jakim był winyl/, taśmy magnetofonowej /firmy fonograficzne z USA po II wojnie światowej po prostu zakazały korzystania z nowej technologii obawiając, się że konsumenci sami zaczną nagrywać piosenki z radia zamiast kupować ich produkty; ostatecznie taśma a rynku pojawiła się dopiero w latach `60 ubiegłego stulecia, mimo że była znana już od co najmniej 20 lat/, magnetowidów /słynna sprawa Sony vs Betamax/, czy technologii umożliwiających wymianę plików /Napster/.
Mimo upływu czasu, nic sięnie zmieniło. Zamiast dostosować kanały dystrybucji muzyki do zmieniających się okoliczności technologicznych, przemysł autorski każe nam kupować płytę cd, która w dzisiejszych czasach jest nośnikiem po prostu śmiesznym, a wbrew temu, co napisano na stronie Hotfile`a dotarcie do miejsc w sieci, gdzie legalnie można obejrzeć dziś film nie jest wcale łatwe i proste. Wie to każdy fan superprodukcji serialowych HBO.
Zatem, czy wojna prowadzona przeciwko takim serwisom, jak Hotfile cokolwiek daje? Czy pogrążenie Napstera zamknęło problemy związane z "piraceniem"? Nie.
Podstawowe pytanie brzmi, a gdyby tak się dogadali? Hotfile zezwala na udostępnianie plików, ale płaci procent od swoich zysków w skali roku. Podobnie Chomik.pl, który właśnie wygrał kolejną potyczkę /sąd odrzucił pozew zbiorowy wydawców/. Wszyscy byliby zadowoleni – artyści dostawali by swoje, a użytkownicy przestali by być zagrożeni odpowiedzialnością karną.
Żeby nie było żadnych wątpliwości, prywatnie uważam, że każde komercyjne wykorzystanie czyjegoś dzieła powinno automatycznie rodzić obowiązek przekazanie godnej części zarobku dla twórcy. Nie lubię i nie korzystam z Chomika, ani innych podobnych temu serwisów korzystających bez zażenowania z ciężkiej pracy innych ludzi.
Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że wszystkie organizacje reprezentujące przemysł autorski wciąż strzelają na oślep. Wojna, co jest prawdą znaną od zawsze, przynosi tylko szkody.