Jak to jest z tym kiczem? Jak to jest z tą muzyką którą słuchamy albo tylko w zaciszu słuchawek lub w domu ewentualnie na imprezie udając, ze podoba nam się tylko dlatego, że dobrze wypiliśmy i nam pasuje do tańca i śpiewania? Z tymi rytmami których się wstydzimy ale jednak gdzieś wciąż lecą w tle. I pamiętamy.
Nie ma co się oszukiwać - większość kawałków uważanych za kiczowate ma swój nieodparty urok. Muzyka, która teoretycznie powinna trafiać tylko w najniższe gusta okazuje się, że w odpowiedni sposób przekształcona trafi też i w te gusta wyższe. Albo po prostu jakoś tak na około do tychże wysokich gustów dotrze Nawet jeśli wstydzimy się jej słuchać otwarcie a słuchamy tylko w domu i to najlepiej przy mocno zamkniętych drzwiach i na słuchawkach. Przecież mamy swoje „guilty pleasures”. Każdy jakieś ma. I nie ma co się tego wstydzić (za bardzo).
Spójrzmy na takie Kombi. Kwintesencja polskiego kiczu razem z Papa Dance (chociaż Ci drudzy byli dużo bardziej syntetyczni). Skawiński w dziwnych ciuchach, Łosowski wyglądający jak pochodna E.T., wystający zza syntezatorów i nieodłącznie kiczowate kawałki. Ale czy na pewno? Jak dobrze się wsłuchamy, przeskoczymy nad irytującym wokalem Skawińskiego a przysłuchamy się jego gitarom i grze Łosowskiego czy sekcji rytmicznej odkryjemy, że chłopaki grali kawał dobrego rocka, oczywiście z mocnymi naleciałościami synthpopu ale także jazz rocka i funku. Skawiński nie od parady w końcu stworzył potem O.N.A. i nagrał naprawdę porządną solową płytę (niedocenioną, ale to przez ten wokal i to co „tworzy” z KombII). A Ci którzy oglądali 5-10-15 ten kawałek powinni znać znakomicie (a nawet ja się załapałem na sam koniec tego programu).
Albo te wszystkie zespoły synthpopowo-nowofalowe. Wybaczcie, ale naprawdę uważam, że pierwsza płyta Depeche Mode z rozkosznym ”Just Can't Get Enough” na czele, czy też twórczość zespołów Duran Duran, Soft Cell, Kajagoogoo i tym podobnych, mniej lub bardziej alternatywnych ( wiadomo, pop tamtych lat miał różne nurty nowofalowe a nowa fala to tak szerokie pojęcie, że łapie się tam i Killing Joke i Cyndi Lauper).Lata 80-te to były złote lata syntezatorów. Nawet Beach Boysi, Elvis Costello i tym podobni grali na syntach. A w Polsce? Nawet Czesław Niemen grał elektronikę (chociaż jego o pop nikt na pewno nie podejrzewał już wtedy). Prawie każdy w jakiś sposób był wtedy kiczowaty (oczywiście patrząc z dzisiejszej perspektywy). Takie były czasy. Tacy byli ludzie. I to chyba jest w tych czasach muzycznie najpiękniejsze.
A co ze współczesnym kiczem? Oczywiście na ppewno disco polo jest poza wszelką konkurencją, przynajmniej w Polsce ( na Zachodzie czy Wschodzie znalazłoby się pewnie i coś gorszego) .Muzyka gdzie wszystko brzmi prawie tak samo a jednak nie końcado, gdzie panowie śpiewają głosami, z których na co dzień raczej by nie byli dumni, ale tutaj to obowiązkowe (Zenek Martyniuk zawsze będzie moim idolem, mam wrażenie, że większość na nim się wzoruje), panie raczej się rozbierają niż ubierają a tekst ma się rymować i wpadać w ucho – nie ma jednak mieć nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem a na pewno nie z inteligencją. Kulturowy fenomen disco polo, siermiężne początki muzyki na koniec lat 80-tych, wielki wybuch w połowie 90-tych, upadek pod koniec zeszłego stulecia, zejście do podziemia i nagły powrót do ogólnej świadomości na początku drugiego dziesięciolecia XXI wieku to jak dla mnie temat na niejedną książkę albo i całą encyklopedię? Który inny gatunek muzyczny w Polsce jest tak powszechnie wyśmiewany a zarazem ma przynajmniej 4 stacje telewizyjne w całości lub w większej części poświęcony tylko temu gatunkowi? Muzyka disco polo jest puszczana na weselach, imprezach dużych i małych, domówkach, dyskotekach, w klubach jak grają gwiazdy disco polo to nie ma gdzie wcisnąć szpilki. A zarazem każdy może zostać gwiazdą tej muzyki. Bardzo demokratycznie. Tylko jakoś mało kto otwarcie tego słucha w metrze albo w autobusie. Ale to może ta skrzywiona warszawska optyka – pewnie gdzie indziej nie ma aż takich oporów i wstydów. No i nawet polscy piłkarze jak wygrają to śpiewają disco polo. O czymś to chyba świadczy – disco polo wyszło ostatecznie z szafy. I można płyty kupić nie tylko na straganie ale i w „dobrych sklepach muzycznych”.
Małe dziecko Disneya które odkryło, że wulgarność się sprzedaje czy dziewczyna, która przechodzi bardzo opóźniony ale za to radykalnie silny okres dojrzewania? Miley Cyrus to fenomen. . Wiem że na pewno warto jest przyglądać się temu, co ta dziewczyna planuje zrobić. Albo robi. Płyta „Bangerz „ z hitami takimi jak „We Can’t Stop” czy „Wrecking Ball” była jeszcze niczym w porównaniu z nową płytą „Miley Cyrus And Her Dead Petz” nagraną razem z zespołem The Flaming Lips. Album jest jeszcze dziwniejszy, jeszcze bardziej kiczowaty i do tego jeszcze jest za darmo. A teledyski jeszcze bardziej przekraczają granicę mojej wytrzymałości. Jeśli Miley utrzyma trend radykalizacji zarówno swojej muzyki jak i swojego wizerunku to myślę, że Lady Gaga (o której celowo w tym artykule nie wspominam bo już przebrzmiała i się zużyła) stanie się naprawdę zapomniana. A Cyrus zakróluje (zakrólowuje?) na kiczowatym tronie na wiele lat.
A co z pozytywnym kiczem? Tym, jak muzycy świadomie wykorzystują ten kicz tylko odrobinkę i tworzą nową jakość? Albo wydaje się to kiczowate ale tylko na chwilę? Może na nowa płyta Carly Rae Jepsen? Rozkosznie synthpopowa świetna produkcja, taneczna ale i bujająca. Przepełniona świetnymi tekstami o miłości opartej nie na seksie a na tym, że fajnie jest trzymać się za ręce no i niefajnie się rozstawać. Jedna z najfajniejszych (to idealne słowo, fajność tej płyty jest jej znakiem szczególnym) jakie ostatnio słyszałem. Albo „Surrender”.Hurts które wreszcie jest optymistyczne. Chłopaki kojarzyli mi się mocno dołująco, a tutaj grają z uśmiechem. A promujące płytę „Some Kind of Heaven” jest naprawdę dobre. Mimo, że płyta zbiera średnie recenzje, ja nie żałuję, że ją mam. Bo to co się na niej dzieje jest strasznie pozytywne mimo kilku wpadek. Ale im wybaczam. Bo są uroczy.
Ale jako podsumowanie mogę powiedzieć, że jak balansuje się na granicy kiczu trzeba uważać. Bo czasem można ją przekroczyć. Oczywiście, nie każdy uważa coś za kicz. Dla jednych kiczem będzie Marylin Manson, dla innych Maryla Rodowicz. Ja jeszcze nie trafiłem na to, co mogłoby wywołać u mnie mdłości. Umiem się zdystansować, tak jak ten pan którego pokażę wam poniżej. Bo żeby nagrać taki kawałek trzeba mieć naprawdę wielkie jaja i nic do stracenia. A film który ten teledysk promuje pokazuje, jak przekraczając granice ostateczne kiczu można stworzyć niesamowitą jakość.